Music

sobota, 27 września 2014

Rozdział 7 - Ratunek

GOMENA !!!! Nie było mi tu długo ;____; Jednak spróbuję to nadrobić kolejnym rozdziałem ;) Postaram się, aby był chociaż trochę dobry... Ehh... przepraszam, za tak beznadziejne słownictwo, ale naprawdę pracuję nad tym ^_^ Proszę Was o cierpliwość !


                                                        Levy




    Zobaczyłam zbliżającego się do mnie Shina, w jego poruszaniu się było coś drapieżnego, na myśl przychodził mi dziki kot polujący na swą ofiarę. Jego twarz wykrzywiał uśmiech, który nie miał nic wspólnego z miłym i pięknym uśmiechem Lucasa. Mimo, że byli braćmi bardzo się różnili, młodszy brat, Lucas był słońcem, które zostało przysłonięte przez starszego brata. W oczach tego drugiego zobaczyłam swoją nie pewną przyszłość, było w nich coś przerażającego, co sprawiło, ze zaczęłam się trząść , widząc to Shin uśmiechnął się szerzej, podniecał go mój strach. Nie mogłam pokazać przy nim słabości, więc zacisnęłam mocno zęby i uspokoiłam się na tyle, ile to było możliwe.
     Czubki jego butów dotknęły moich, szturchnął mnie w obite i obolałe kolano, czułam, że z moich ust chce wypłynąć jęk bólu, ale powstrzymałam się.
- Oh, biedna muszko ... Jaka szkoda tak ślicznej muszki, twoi przyjaciele nie za bardzo się tobą interesują. Powinni już być tutaj wczoraj wieczorem, a patrz toż to już jest następny dzień, może nawet twój ostatni. - zaśmiał się szyderczo, znęcanie się nad słabszymi od siebie, wydawało się być jego ulubioną rozrywką - Ha, kto wie ? Kto wie? Może w takim razie wybierzesz się ze mną na spacer, co? Dobrze by ci zrobiło, wyprostujesz plecy... Tak to dobry, nawet powiedziałbym, że wspaniały pomysł !
   Spojrzał na mnie, wiedział doskonale jak słaba jestem, nie byłam wstanie chodzić. Rzucił mi jeszcze jedno mściwe spojrzenie i zawołał dwóch swoich ziomków.
- Odwiążcie ją i załóżcie bransolety do zablokowania magii.
   Zaczęli mnie odwiązywać, gdy lina opadła poczułam, że łatwiej mi się oddycha, wpijała się we mnie tak mocno, iż nie mogłam dobrze oddychać, poczułam dużą różnicę. Wzięłam głęboki wdech, ale nie zdążyłam się nacieszyć tym długo, poczułam jak zapinają  mi bransolety, a w następnej sekundzie zostałam brutalnie postawiona na nogi, które od razu się pode mną ugięły. Shin chwycił mnie za łokieć i utrzymał w pozycji stojącej, nie mogłam się ruszyć, moje ciało wydawało mi się takie ciężkie, czułam jak do zesztywniałych nóg dopływa krew, było to dość bolesne doświadczenie.
- No, to idziemy. Powinnaś być wdzięczna, za to jak cię dobrze tu traktujemy...
- Według ciebie tak się traktuje ludzi, tak nawet nie wypada postępować ze zwierzęciem - odpowiedziałam mu z goryczą słyszalną w głosie, nie byłam w stanie ukryć swojej nienawiści do niego.
- Ty głupia i niewdzięczna, suko! - rzucił mnie na ziemię.
   Upadłam na prawy bok, obróciłam się z jękiem na plecy, coś chrupnęło mi w barku, upadając uderzyłam w wystający z ziemi kamień. Widząc to, Shin położył na nim stopę i docisnął mocno, tym razem już krzyknęłam. Usłyszałam jego obłąkany śmiech, im bardziej krzyczałam tym bardziej miażdżył mi rękę, próbowałam chwycić jego nogę drugą wolną ręką, gdy mi się to udało, szarpnęłam z całej siły, której mi mało zostało. Shin absolutnie nie spodziewał się, że zrobię cokolwiek, by bronic się przed jego atakiem.
Upadł na ziemię przez utratę równowagi i uderzył głową w ziemię, pod wpływem adrenaliny szybko wstałam i kuśtykając skierowałam się w stronę lasu, pragnienie przetrwania unosiło moje nogi, dzięki temu stawiałam kolejne kroki na przód. Miałam szczęście, że przetrzymywano mnie na skraju obozu, bo inaczej już ktoś by mnie złapał. Byłam tak blisko tego, aby ukryć się w gęstwinie lasu, moje próby ucieczki jednak były daremne, poczułam szarpnięcie do tyłu, silna dłoń Shina zacisnęła się na mojej szczupłej szyi.
- Nadal będziesz uciekać? Przecież dobrze wiesz, że nie masz szans. - wycedził mi prosto do ucha i puścił.
   Upadłam na kolana, miał rację, głupio robiłam, tylko pogarszałam swoją nędzną sytuację, mimo to ciągle walczyłam, nie dawało to żadnych pożądanych skutków, ale sama świadomość tego, że mu się postawiłam była pocieszająca w znikomych stopniu, ale jednak była. Gajeell nigdy by się nie poddał, walczyłby do końca, wolałby zginać, niż być tak traktowanym, poniżany przez przemoc fizyczną oraz psychiczną.
- Gajeell, jak dobrze, że cię tu nie ma, nie musisz tego oglądać... - wyszeptałam wiatru bawiącemu się w liściach i trawie, był taki beztroski, a przede wszystkim wolny bez żadnych zmartwień. Był on moim powiernikiem w czasie tych dni strasznej męczarni, słuchał mnie uważnie i nigdy nie przerywał, może się to wydawać głupie, ale dzięki temu nie traciłam świadomości. Teraz klęczałam jakby do modlitwy o ratunek, który nie przyjdzie, wiedziałam, że dziś oddycham ostatni raz, obraz mojego ukochanego w głowie, pomagał mi myśleć. Czując zbliżający się mój koniec, prosiłam tylko o to, aby się tu nie zjawił, żeby nic mu się nie stało. Nade mną stał mój kat, widziałam jego cień zlewający się z moim, nie wiedziałam czemu tak długo czeka, czyżby napawał się zwycięstwem, cieszył się, że zaraz dokona egzekucji ?

                       


- Wiesz, trochę żal takiej słodkiej dziewczyny... niewątpliwie jesteś piękna - dotknął moich włosów, chwycił je w dłoń i pociągnął w dół, chciał bym na niego spojrzała.
    Pogłaskał mnie po policzku, bynajmniej nie miał być to czuły gest, chciał abym poczuła, że jestem na jego łasce i niełasce, traktował mnie jako swoją zabaweczkę i tym gestem chciał mi uświadomić swoją chęć do zabawy. Jego dłoń zaczęła dalszą wędrówkę po moim poranionym, ledwo okrytym przez podartą sukienkę, ciele. Zatrzymał się na piersi i ścisnął ją mocno, aż załkałam. Na jego obleśnej twarzy widziałam wzrastające podniecenie, przestraszyłam się go bardziej niż wcześniej.
- Nienawidzę ... cię... - wycedziłam gniewnie, po moich policzkach płynęły łzy.
   Rzucił mnie za plecy, przytrzymał mi ręce za głową, jego wielka dłoń była wstanie utrzymać je tak mocno, że ledwo mogłam nimi ruszyć. Obleśna łapa Shina znalazła się pod moją sukienką, dotykała moich piersi, było to dla mnie przerażające doświadczenie, już nie starałam się ukrywać strachu, krzyczałam imię Gajeella, szlochając wypowiadałam jego imię, w jednym słowie zawarta była cała tęsknota do niego.
- Muszko, już za chwilę zaczniesz krzyczeć moje imię, będziesz błagać bym przestał! - wykrzyczał mi Shin.
     Jego kolano rozchyliło mi uda, ułożył się po między nimi i chwycił za pasek swoich spodni, wiedziałam co się stanie. Opuścił spodnie, chwycił moje udo i przyciągnął do swojego krocza.
- Skarbie, rozluźnij się - zaśmiał się - To od ciebie zależy, jak bardzo to będzie bolec.
- Proszę... proszę... już nie będę uciekała, błagam - szlochałam.
- Już za późno na to... Twoje błagania mnie nie ruszają, nikt nie kiwnie chociażby palcem, aby cię uratować!
- Ja mam inne zdanie - usłyszałam ciepły, mocny głos, ten który słyszałam w swoich snach, w którym zakochałam się już dawno temu.
  Shin gwałtownie stanął na nogi, patrzył w stronę lasu, tam gdzie wcześniej próbowałam uciec. Wszystko, co potem się wydarzyło zamykało się w paru sekundach.
Buława Żelaznego Smoka - krzyknął donośnym głosem Gajeell.

       Tuż przed moimi oczyma mignęła buława z żelaza, która wyrzuciła Shina w powietrze dobre siedem metrów, mój były napastnik przejechał po ziemi jeszcze z trzy i zatrzymał się na wystającym z ziemi metrowym głazie. Na polane wybiegli magowie, zapewne poczuli potężną magie Smoczego Zabójcy i zaniepokoili się. Ustawili się w szyku, było ich dziesięciu, Lucasa nie widziałam wśród nich i dobrze, to nie jego walka, on toczył ją z samym sobą, pewnie był daleko stąd. 

       Przede mną stanął Gajeell i szybko wziął mnie na ręce, zostawił pod drzewem, które miało mnie zakryć przed wrogimi spojrzeniami. Mag  był delikatny w każdym ruchy, on silny i twardy mężczyzna, pogłaskał mnie po głowie, zaskoczył mnie, bo był to bardzo czuły gest. Następnie nie nie mówiąc, wybiegł na polane by walczyć.  Wychyliłam się lekko i w tej chwili do Gajeella dołączył Natsu, a tuż za nim biegła Lucy !
- Ryk Ognistego Smoka - czerwony słup ognia zbił z nóg trzech przeciwników.
    Natsu wziął na siebie niby trojkę magów, ale tuż obok na Lucy namierzało się dwóch, więc chłopak kierując się na swych przeciwników po drodze uderzył także ich, dzięki czemu Maginii miała czas na wybranie klucza i przywołanie jednego z Gwiezdnych Duchów.
- Otwórz Bramę Łucznika - Sagittarius !
       Przed Lucy pojawił się duch, który na wydane polecenie zaczął strzelać do magów, miał świetnego cela, jednego z nich przyszpilił do drzewa, inny mag uciekł przed strzałą, ale na swoje nieszczęście wleciał z impetem na głaz i leżał przy nim nieprzytomny. Dziewczyna na następnego namierzyła się tak zwaną Rzeką Gwiazd, był to bat pochodzący ze Świata Gwiezdnych Duchów, a dokładnie z konstelacji Eridanusa, który świecił  niebiesko - żółtym blaskiem. Bat nawinął się na szyję nieszczęśnika, Lucy pociągnęła go z rozmachem,przez co ten się przewrócił, i nie zapowiadało sie na to, że szybko się podniesie. Maginii była silna, nie którzy by powiedzieli, że na taką nie wygląda, co potrafi komuś porządnie dołożyć. Mylący był jej wygląd, zgrabna blondynka, bardzo ładnie zaokrąglona w odpowiednich miejscach raczej nie budzi po strachu.
- Lucy, zabrałaś mi jednego - wykrzyczał Natsu, który zawsze palił się do walki.
- Oj, nie narzekaj ! - odkrzyknęła do chłopaka, który bez problemu poradził sobie z dwoma magami.
   Teraz siedział na jednym z nich i poklepywał po głowie, było to takie podobne do niego. Uśmiechnęłam się lekko mimo tych strasznych rzeczy, które przeżyłam.
- Słaaabi byli, dlatego wybaczę Ci, że wzięłaś mi mojego.
- Natsu, to też są ludzie, nie możesz ich traktować jak zabawki - Lucy zganiła chłopaka.
   W tym samym czasie jak oni walczyli, obserwowałam również zmagania Gajeella, miał pięciu magów przeciwko sobie.
 - Lanca Żelaznego Smoka !
      Jego ataki chwilami były zbyt szybkie, by mój wzrok to zarejestrował, widziałam natomiast strach mrocznych magów, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nigdy nie walczyli z kimś tak silnym. Smoczy Zabójcy zawsze będą wzbudzać podziw, ale i postrach, martwiłam się o Gajeella mimo tego.
     Doskonale wiedziałam,w pełni  byłam świadoma, iż jest wstanie wygrać z każdym, jednak ciężko było uspokoić szybko bijące z emocji serce, które bało się o niego. Reagowałam zbyt gwałtownie przy nim, zachowywałam się nieracjonalnie, mój rozsądek w jego obecności leciał na łeb, na szyję i nie miałam nad tym większej kontroli.
     Walka skończyła się bardzo szybko, mroczni magowie ukrywając się przez tyle lat zatracili część swoich zdolności i nie byli żadnym wyzwaniem dla moich przyjaciół. Bardzo mnie to ucieszyło, ale nadal byłam przerażona, nadal widziałam Shina pochylającego się nade mną, pamiętałam jego zapach, przyspieszony oddech, gdyby Gajeell nie zdążył na czas zgwałcił by mnie, ta myśl długo będzie mi towarzyszyć.
     Natsu i Lucy zabrali się za związywanie poturbowanych magów, zostaną oddani tutejszym " stróżom prawa", a ci wyślą ich przed oblicze Najwyższej Rady, gdzie zostaną sprawiedliwie osądzeni. Przynajmniej coś dobrego wyniknie z tej historii, zostaną zamknięci poszukiwani od bardzo dawna mroczni magowie.
    Przymknęłam oczy, usłyszałam czyjeś ciche kroki, zatrzymał się tuż przede mną, bałam się na niego spojrzeć, co miałam mu powiedzieć ? Że przepraszam, ale musiałam uciec, ponieważ palący mnie od środka wstyd nie pozwolił mi zostać ? Może po prostu podziękować i bardziej się nie pogrążać, albo nic nie mówić ?  Co mogłam zrobić ...? Miałam tysiące pytań, wielką pretensję i żal do siebie, to wszystko rozwiał zwykły dotyk, jego dłoń podniosła mój podbródek, wstrzymałam oddech, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.

 
                               


- Levy, proszę spójrz na mnie, otwórz oczy, no już - powiedział.

     Powoli uniosłam powieki, zauważyłam, że klęczał przede mną, zrównał swoją twarz z moją, patrzyliśmy na siebie, ja z osłupieniem, nie do końca wierząc w jego obecność, on z ulgą i z czymś jeszcze, ale nie byłam pewna co to było. Jednak na dnie jego oczu czaiła się złość, był zły na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak się bałem... co czułem, gdy usłyszałem z daleka twój płacz. -  mówił coraz głośniej, był zły, to na pewno -  Jak mogłaś uciec?! Pomyślałaś o kimkolwiek? O Lucy, Natsu, Erzie ... Jak mogli się poczuć Jet i Droy ?! - krzyczał na mnie, zasługiwałam na to, byłam winna wszystkiemu. - Jesteś tchórzem, miałem o tobie inne zdanie, uważałem cię za mądrą, dojrzałą a przede wszystkim stawiającą czoła największym problemom, kobietę ! Co ci strzeliło to głowy, by uciekać tak o - pstryknął palcami - Nie pozwoliłaś mi na odpowiedz, bo sama uznałaś, że takowej nie mam ?! Czemu uciekłaś ode mnie, czemu nie dałaś mi szansy powiedzieć cokolwiek ?!
     Na te słowa zapłakałam, w tamtym momencie łzy płynęły ciurkiem z mych oczu, cały strach, wszystko złe co mnie spotkało, wypływało ze mnie w postaci słonych kropelek. Wypłakiwałam wszystko co we mnie tkwiło, nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Levy, przepraszam, poniosło mnie, przecież mnie znasz, tak naprawdę lepiej niż ktokolwiek ...
    Przytuliłam się do jego torsu, chłonęłam jego ciepło, osunęłam się w jego ramiona, nie miałam siły, żeby porządnie się niego wtulić, tak więc, to on przytulił mnie do siebie jak dziecko i wstał, szedł przodem, domyśliłam się, że Natsu i Lucy idą z tyłu razem. Przez niemal całą drogę moje łzy wsiąkały w jego bluzkę, ale Gajeell się tym nie przejmował. W pewnym momencie zaczęłam zasypiać.
- Śpij, Levy... Śpij ....
   Zamknęłam oczy, byłam strasznie zmęczona, więc zasnęłam, przed tym usłyszałam cichy szept, ale nie wiem czy to był sen, czy rzeczywistość.
- Kocham Cię...
    Tak, to musiał być sen.

   


   



2 komentarze: