Music

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 11 - Zwyciężyć dla Niej !

O i w końcu ! Przepraszam za tak długą przerwę, aczkolwiek to nie moja wina :C Dużo czasu zabiera nauka i inne obowiązki :) No ale, zaczynam marudzić ^_^ Życzę miłego czytania :3


                                               Levy

    Myślałam, że nigdy nie wylądujemy, obrazy przelewały się przez moją głowę, jak w kalejdoskopie. Czasami widziałam małe wysepki, które być może były dużo większe, niż mi się wydawało. Unosiliśmy się bardzo wysoko nad ziemią, chwilami pruliśmy przed siebie tak szybko, iż nie mogłam złapać oddechu. Liczyłam kolejne uderzenia serca, jakby z obawy, że już nie zabije kolejny raz, najbardziej bałam się o Gajeella, był silny i odważny, jednak smok to co innego, niż inni magowie.
    Po kilku dziesięciu minutach, a może i godzinach, sama nie byłam pewna, zaczęliśmy pikować, szybko opadaliśmy na dół, ku samotnej i niepozornej wysepce. Zacisnęłam powieki, wolałam nie patrzeć na szybko przybliżającą się ziemię. Po chwili poczułam, jak smok poluzował uścisk i wypuścił nas ze swoich morderczych szponów.
   Leżałam na dzikiej plaży, całkowicie pustej, nic nie wskazywało na to, że są tu inni ludzie. Nie było tylko pusto, ale i cicho, przeraźliwie cicho, jedynie wiatr grał wśród drzew, nie słyszałam żadnych ptaków, oraz innych zwierząt. Dzwoniło mi w uszach, jakby na alarm, ogłaszający nadchodzące niebezpieczeństwo. Podniosłam się, Gajeell stał tuż przede mną, jakby chciał mnie przed czymś chronić. Miał napięte ramiona, doskonale widziałam mięśnie pod jego skórą, nawet w takiej chwili nie potrafiłam nie zachwycać się nim. Wyjrzałam zza jego sylwetki i po raz pierwszy mogłam zobaczyć smoka, nigdy nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać, a nawet jeśli to nie chciałabym spotkać się oko w oko, z tą przerażającą istotą.
   Z czarnego łba Metalicany, wychodziły równie czarne, ostre jak szpikulce rogi, w dół jego grzbietu wyrastały podobne, tyle że mniejsze. Całe jego cielsko pokrywały czarne, połyskujące łuski, wyglądające na bardzo twarde.Spojrzały na nas czerwone oczy, wśród szkarłatnej toni pływały złote plamki, przez co można było odnieść wrażenie, iż patrzy się na dwa płomienie.
   Smok przewiercał nas wzrokiem, twierdzenie, iż można " zabijać wzrokiem" nie wydawało mi się już niedorzeczne. Kiedy zrobiłam krok w lewo, on również się przemieścił, wtedy już doskonale wiedziałam, że nie spuści nas z oka, więc nie ma co mówić o ucieczce. Nagle przestrzeń wokół nas wypełniło dudnienie jego głosu, już w nim słyszałam jego potęgę, wielką siłę.
   - Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście. I dlaczego... Otóż, przed paroma dniami wyczułem przez portal, znajdujący się na tej wyspie moc smoka, podobnej do mojej. Ów portal prowadzi do świata smoków, i co trzy lata da się przez nie przejść, po miesiącu się zamyka. Gdy poczułem twoją magię Gajeellu, od razu wiedziałem, że chcę się z tobą zobaczyć. - spojrzał na chłopaka, stojącego obok mnie, wyraźnie zdezorientowanego - Znalazłeś się bardzo blisko wyspy, dlatego byłem w stanie cię odszukać. Czułem moc innego smoka, ale nie obchodziła mnie ona, chodziło mi o ciebie.
    Potem zamilkł, słychać  było tylko powolne dyszenie smoczego zabójcy, spojrzałam na niego z troską, jego twarz wykrzywiał ból, spoglądał na swoje dłonie zaciśnięte w pięści.
- Dlaczego? Dlaczego zniknąłeś i pojawiasz się dopiero teraz ? - wyszeptał Gajeell.
-Wiem, że masz mi za złe, ale my smoki miałyśmy swój powód by odejść ...
- Niby jaki ?! - tym razem słyszałam w jego głosie również wściekłość.
- Wiedz, że wasza moc pochodzi od nas, obdarowaliśmy nią was, oddaliśmy cześć samych siebie, ale taki czyn niesie konsekwencje, niekoniecznie dobre dla maga.
- Jakie konsekwencje ? - spytałam zaciekawiona.
   Smok spojrzał na mnie, co dziwnego w jego oczach ujrzałam podobne uczucia, które widziałam w oczach Gajeell'a.
- Mag, który dostał raz pozwolenie na czerpanie z naszej mocy, za każdym kolejnym razem robi już to nieświadomie. Przyjmuje samoistnie nasze cechy, staje się coraz to bardziej do nas podobny.
    Zakręciło mi się w głowie, wiedziałam co oznaczają te słowa, wbiły się we mnie jak sztylety. Gajeell również nie wyglądał na zachwyconego, nasze spojrzenia się spotkały, wyciągnęłam do niego rękę, mając nadzieję, że przytrzymam go przy sobie. Przytulił mnie do siebie i ucałował we włosy, bałam się kolejnych słów Metalicany, były dla nas niczym wyrok sędziego, który może zniszczyć naszą przyszłość. Słowa smoka rozerwały powietrze jak miecz, może nawet moje serce, które nie dawno zostało uleczone.
- W końcu mag, który zbyt długo przebywa w pobliży smoka, sam zaczyna się w niego zmieniać. Tym razem nie zamierzam uciekać przed przeznaczeniem, Gajeellu. - moje serce zabiło boleśnie - Zostaniesz tu, ten miesiąc wystarczy byś przemienił się, bynajmniej to połowy w jednego z nas. Potem przejdziesz ze mną przez portal. Tak zdecydowałem, zbyt dużo magii smoków uleciało do tego świata, dlatego ty wrócisz, by inni nie musieli.

                                                            Gajeell

    Nie mogłem wyjść z szoku, nigdy przez myśl mi nie przeszło, że może stać się coś takiego. Mam przemienić się smoka ? To przecież niedorzeczne, nie zgadzałem się na takie rzeczy, gdy Metalicana mnie wychowywał. Czułem się w stu procentach człowiekiem, nie zamierzałem niczego zmieniać w swoich życiu, zwłaszcza po tym, jak zyskałem miłość Levy, jej zaufanie i bezgraniczne oddanie. Nie mógłbym jeszcze raz patrzeć jak cierpi, jak zalewana się łzami.
    Przytulałem się do Levy, chciałem się w nią wtopić, a potem jakiś cudem zniknąć z tej przeklętej wyspy. Co się z nią stanie, jeśli bym naprawdę odszedł, czyżby Metalicana zostawił ją tu samą, zdaną na łaskę i nie łaskę losu? Właśnie te przepuszczenia, pomogły mi się otrząsnąć, stanąłem przed Levy, z chęcią chronienia jej własnym ciałem.
- Nie pozwolę na to ! Nie zostanę tu z tobą... - wykrzyknąłem z furią.
- Twoje słowa nie wiele tu znaczą. - odpowiedział z irytacją Metalicana.
- Będziesz przetrzymywał nas tu siłą ?!
- Nie was, ale ciebie. Dziewczynę zgarnąłem przez przypadek, nie moja wina, że się do ciebie tak klei.Nie obchodzi mnie co się z nią stanie, jak dla mnie może umrzeć z głodu, albo w inny sposób.
- Ty sukinsynu ! - wyrwałem się krok do przodu.
    Właśnie się tego obawiałem, Levy była dla niego niczym, a ja byłem zwykłą zabawką, Metalicana od zawsze był samolubny, zaopiekował się mną, ale teraz okazało się dlaczego to zrobił. Pewne było to, iż z początku wiedział o zamianie maga w smoka. Przez te czternaście lat tak bardzo pragnąłem odnalezienia mojego opiekuna, okazało się to najgłupszym i najbardziej beznadziejnym marzeniem, jakie mogłem mieć. Ślepo wierzyłem w jego dobroć, wierzyłem w istnienie dobrych smoków. Tak naprawdę widzieli nas jako środek do celu.
- Radzę ci powściągnąć swój język ! - zagrzmiał, aż zadudniła ziemia.
    Czułem się bezsilny, wiedziałem, że nie jestem wystarczająco silny, by stawić mu czoła, w końcu moja moc pochodziła od niego. Czy dla Levy, mojej kochanej wróżki, będę w stanie zwyciężyć z własnym nauczycielem? Może i nie, ale i tak zamierzałem spróbować, do ostatniej kropli mojej krwi, będę mu się przeciwstawiać.
    Wysunąłem jedną nogę to przodu, miałem zamiar go zaatakować. Odwróciłem się na pięcie ku Levy, która spoglądała na mnie zaniepokojona, na jej ciele były widocznie jeszcze stare rany, obiecywałem sobie, że ich więcej nie będzie, zwłaszcza z mojego powodu.
    Przypomniałem sobie walkę z Rogue, zjadłem wtedy jego cień i mogłem użyć w walce. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie ciemną masę, która ogarnia moje ciało, jak jej macki przyklejają się do mnie. Pozwoliłem ogarnąć mu moją postać, otworzyłem oczy, moje ręce spowijał cień.
- Odsuń się, Levy - wyszeptałem. Dziewczyna zrobiła kilka kroków do tyłu.
- Nie powstrzymam cię, prawda ? - spytała zasmucona.
- Nie ...
    Odwróciłem się ku smokowi, zebrałem całą moc, musiałem uderzyć z całej siły, bo być może nie będę miał szansy na kolejny atak. Mój przeciwnik spoglądał z zaintrygowaniem na moc, która mnie otaczała.
    Magia, która we mnie drzemała coraz bardziej wizualizowała się na moim ciele, srebrne łuski pokryły moje ciało. Smok przyczaił się, zaczął machać ogonem na boki, wyglądał na rozbawionego !
- Czy ty chcesz ze mną walczyć ? - zaśmiał się szyderczo.
-Tak i zamierzam wygrać, gihi ! - spiąłem się i pozwoliłem sobie na uwolnienie magii. - Ryk Żelaznego Smoka Cienia!
    Moc żelazna i cienia połączyły się w potężny wir, wydostała się ona z moich płuc, opiłki ostrego żelaza wystrzeliły ku smokowi,wzmocnione siłą cienia. Magia zetknęła się z głową przeciwnika, który zachwiał się na bok, nie czekałem na jego reakcje, tylko podbiegłem do niego, wyskakując w górę krzyknąłem:
- Twarda Pięść Żelaznego Smoka Cienia !
   Wbiłem się w jego krtań z całą mocą, jaką w sobie miałem, usłyszałem charczący oddech smoka. Czułem, że uchodzi z niego życie, spojrzałem na jedno z wielkich oczu, które przysłoniła dziwna mgła. Przybliżyłem się do niego, wiedziałem, że nie jest wstanie się ruszyć. Z triumfem spoglądałem na konającego smoka, zlekceważył mnie, dlatego przegrał, nie przygotował się na mój atak, odsłonił się.
- Nie ciesz się tak bardzo, Gajeellu - wycharczał smok.
   Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Może i umrę, ale przed śmiercią zadbam, aby moje jestestwo przeniknęło do twojego.
   Smok uniósł się chwiejnie na przednich łapach i chuchnął mi w twarz, poczułem jak przelatuje przeze mnie znana, a jednocześnie nie znana magia. Moje ciało wygięło się łuk z bólu, moje nogi były jak z waty, upadłem na kolana. Nie powstrzymałem  krzyku agonii, nigdy nie czułem się tak potwornie, miałem wrażenie, że jakieś obce ciało wdziera się nie tylko w moje ciało, ale i duszę. To jakby ktoś tworzył mnie na nowo, coś łamało moje kości i łączyło na nowo, tak samo ze ścięgnami i tkankami. Złapałem się za głowę, chciałem w tamtej chwili chciałem umrzeć, gdy nagle do moich uszu dotarł krzyk dziewczyny.
- Gajeell ! - w głosie Levy słyszałem przerażenie, usłyszałem jak biegnie w moją stronę.
    Po chwili usłyszałem huk pioruna, który uderzył w smoka, tym razem uśmiercając go, cios prosto w łeb zakończył sprawę, a ja w końcu mogłem osunąć się na ziemię. Moja głowa nie zaliczyła spotkania z ziemią, ponieważ przetrzymała mnie Levy.
- Usiądź Gajeell'u - poprosiła.
     Resztkami sił usiadłem, ale nie puszczałem przy tym jej dłoni, dzięki niej nie upadłem. Z moich ust wyrwał się jęk. Gdy w końcu na nią spojrzałem zobaczyłem w jej oczach samego siebie, w odbiciu jej źrenic widziałem odmienionego Gajeella, z moich pleców wyrastały ogromne skrzydła, poszarpane przy końcach, od góry wyrastały czarne kolce. Spojrzałem w dół, moje ręce były pokryte siatką nieregularnych łusek, z palców wyrastały szpony.
- Co mi się stało ? - wyszeptałem z jękiem.
- Myślę, że po części Metalicana osiągnął swój cel...Tak mi przykro, Gajeellu - odpowiedziała mi Levy, po czym przywarła do mnie i rozpłakała się.