Music

sobota, 15 sierpnia 2015

UWAGA ! UWAGA!

 Mam dla was dobre - mam nadzieje - nowiny ! Otóż zaczęłam pisać nowego bloga wraz z Youki-chan <3 Zachęcam was do odwiedzania go :) Podaję link ---->  http://krysztal-glebin.blogspot.com/2015/08/rozdzia-1-wrak-przezanczenia.html Miłego czytania !

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 17 - Wioska Smoków

     



                                                                Levy
   



   Nadal z niedowierzaniem spoglądałam na swoich towarzyszy, nawet mi się nie śniło, że może stać się coś takiego. Ciągle spoglądałam na Gajeell'a jakby mógł w każdej chwili zniknąć, okazać się tylko moim wyobrażeniem. Jednak jeszcze bardziej zszokowała mnie obecność Lucy i Natsu, bo tych dwojga kompletnie się nie spodziewałam. No kto by pomyślał, że znajdą nas po zapachu? Natsu szedł za tropem i trafił aż tutaj !
  A jakież to szczęście, że akurat wpadli na Gajeell'a. Czy nie można nazwać czegoś takiego przeznaczeniem? Otóż, jak dla mnie to nie był zwykły przypadek. Nic w życiu nie dzieje się, od tak ! 

   Szliśmy już dobre dwie godziny, w tym czasie Natsu i Hono ani razu nie przerwali swojej rozmowy, ten drugi opowiadał o Igneel'u. Różowowłosy szczęśliwy słuchał o swoim smoczym ojcu, mając zapewne nadzieję na spotkanie z nim. W końcu Hono był bratem Króla Smoków, więc istniały spore szanse, aby doszło do konfrontacji między ojcem a synem. 

     Jeśli chodzi o Lucy, była chyba równie przejęta tą sprawą. Nie opuszczała Smoczego Zabójcę na krok, widocznie była w nim zakochana po uszy. Takie rzeczy trudno ukryć, zwłaszcza gdy za każdym razem, kiedy ich spojrzenia znajdywały się na tej samej linii, na policzkach blondynki wykwitały śliczne rumieńce. 

      Cóż, a propos rumieńców...Chyba nie byłam lepsza, bo kiedy Gajeell obejmował mnie czule i szeptał wciąż do ucha, że nigdy mnie już nie zostawi, musiałam przybierać postać dorodnego buraczka.

     Miałam wrażenie, iż Hono spogląda na naszą czwórkę jak na idiotów. Pewnie miał dosyć, bo hormony aż latały w powietrzu. 
    Jednak ważniejszy był fakt, że zbliżaliśmy się do Wioski Smoków, z każdym krokiem byliśmy bliżej wykonania misji i wyleczenia Gajeel'a. Im bliżej celu byliśmy tym częściej spoglądałam do góry, w obawie, że nad naszymi głowami latają smoki. Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście, bo podróż była nadzwyczaj spokojna. Przez większość drogi rozmyślałam nad tym, jak przebiegnie rytuał Rikki i co będzie dalej? Jak się życie potoczy, gdy Gajeel'owi i mnie uda się wrócić bezpiecznie do domu? Jak nasz związek zostanie przyjęty w gildii, jak zareagują Jet i Droy? Patrząc na Gajeel'a marzyłam o założeniu z nim rodzinny, mimo iż jestem młoda, czułam się gotowa do dorosłego życia. Ale czy on będzie gotowy? 
   Takie myśli zaprzątywały mi głowę, na tyle że przestałam być wystarczająco czujna. Zrozumiałam, że coś jest nie tak w momencie, gdy mój ukochany pociągnął mnie w gęste zarośla. 
- Co się...? - przerwał mi, przesłaniając mi usta swoją dużą dłonią.
- Ciii - wyszeptał i skinął głową ku górze.
    Nad nami unosił się przeogromny, fioletowy smok. Jego ciężkie ciało podejrzanie powoli poruszało się na tle nieba. Czyżby nas wyczuł? 
    Spojrzałam na Gajeel'a i wzrokiem przekazałam mu, że wszystko już rozumiem. Od razu wziął swą rękę, która zasłaniała mi pół twarzy. 
    Zaczęłam myśleć nad tym, co możemy zrobić. Moglibyśmy się przekraść do Wioski, bo jak Hono wspomniał został nam jakieś piętnaście minut drogi. Tam zdołaliśmy by się ukryć, jak to mówią, najciemniej jest pod latarnią. Tu łatwiej zostaniemy odkryci, w końcu największą czujność jakikolwiek strażnik zachowuję na granicach terytorium. 
  Odszukałam wzrokiem Natsu i Lucy, którzy przyczaili się pod dużym zwalonym drzewem, i Hono, który był w podobnych zaroślach jak Gajeel i ja, tyle że po przeciwnej stronie. Z góry z całą pewnością ich nie widać, to wystarczy. Spojrzałam na nich porozumiewawczo a następnie wskazałam drogę, która prowadziła do siedliska smoków. W mig zrozumieli o co mi chodzi, najwyraźniej się ze mną zgadzali, bo po chwili zaczęli ostrożnie posuwać się naprzód. 
   Nie siedziałam w miejscu, tylko chwyciłam Gajeel'a za rękę i ruszyłam za przyjaciółmi. Starałam się jak najdelikatniej stąpać po leśnej ściółce, każdy krok był szybki i ostrożny zarazem. W końcu przed nami zaczął wyłaniać się obraz Wioski.
   Pierwsze, co zobaczyłam to zwykłe leśne chatki, z tego widoku wnioskowałam, że Hono nie jestem jedynym, który przemienia się w człowieka. Tu w ukryciu smoki, mogły żyć jak ludzie, zrzucając od czasu do czasu swoje łuski. 
   Nigdy sobie tego tak nie wyobrażałam, przecież to miejsce wyglądałoby jak zwykła mieścina ludzi, gdyby nie to, że co jakiś czas na niebie ukazywały się smoki. Nie które z nich leciały ku ziemi, i kiedy ledwo ich smocze kończyny dotykały ziemi już przemieniały się w ludzkie. 
   Widziałam w oddali coś w rodzaju rynku, aż mnie zatkało. Spojrzałam na Hono, który przyczaił się z nami za wielkim głazem, wkrótce Lucy i Natsu też to zrobili. Smok spojrzałam na mnie z szelmowskim uśmieszkiem i unosząc jedną brew, wyszeptał:
- Nie spodziewałaś się czegoś takiego, co?
- Absolutnie... - moja mina zapewne mówiła sama ze siebie, bo jego uśmiech się poszerzył.
    Jeszcze raz przyjrzałam się miejscu, w którym zamieszkiwały legendarne smoki od kilku tysięcy lat. To było niewiarygodne, że te na pozór dzikie stworzenia prowadziły taki tryb życia, tak bardzo ludzki. Jak się okazuje, nie wszystko jest takie jakim się wydaje.
- Więc, gdzie jest Góra Przodków ? - spytałam cicho czerwonowłosego smoka.
- Trzeba przejść przez wioskę, nie da rady jej obejść, bo granice są za dobrze strzeżone - mrugnął do mnie, wiedział, że się tego domyśliłam - Przekradniemy się do tamtej linii drzew, ta co wytycza wewnętrzną granicę wioski - wskazał na majaczące w oddali drzewa - Za nimi jest Góra Przodków... o i nie daj się zwieść nazwie "góra", tak naprawdę jest to tylko niewielkie, skaliste wniesienie, mniej więcej wysokości drzew, czyli ma jakieś dwieście metrów. Jest w nim spore wgłębienie, i tam właśnie płonie nasz święty płomień.
- Czyli, przekradamy się tuż pod nosem smoków i bierzemy ogień? - spytał Gajeel, który także wsłuchiwał się w słowa smoka - Łatwizna...
-Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale to jest bezpieczniejsze. Jeśli będziemy szli na około od razu nas złapią. Uwierz mi.
- Ja Ci wierzę - wyszeptał Natsu - W końcu jesteśmy rodzinną.
   Hono spojrzał na niego, w jego oczach widziałam zarazem radość i ból, bo jak się domyślam musiał przypomnieć sobie swojego zmarłego syna. Mimo to z uśmiechem odpowiedział różwowłosemu :
- Tak, to prawda.
   To była piękna scena, jednak gdy tylko spojrzałam na Gajeel'a przypomniałam sobie po co przebyliśmy tą drogę.
- Więc, jaki jest plan? Chodzi o to, jak przejść nie zauważonym przez wioskę? - spytałam rzeczowym tonem.
- To bardzo proste - rzekł Hono -Wyjdziemy zza oto tego głazu i spokojnym krokiem przejdziemy na drugi koniec... nie wyczują was, nie spodziewają się tutaj ludzi, więc nie będą węszyć. Jeśli będziecie się trzymać blisko mnie, to nie nabiorą żadnych podejrzeń.
- Was przecież nie jest dużo, nie? Pewnie znacie się również bardzo dobrze pod ludzkimi postaciami.
- Levy, to nie jest jedyna wioska, są jeszcze pomniejsze osady. Jeśli was zobaczą, to pomyślą, że jesteście młodymi smokami, które oprowadzam po naszym głównym legowisku, że tak powiem.
- Hmm, ten pomysł ma ręce i nogi, naprawdę może się nam udać. - w tamtym momencie przypomniałam sobie o skrzydłach Gajeel'a. Nie łatwo będzie je zamaskować.
    Gajeel zauważył, że mu się przypatruje i od razu zrozumiał moje obawy. Zacisnął zęby, był widocznie zły na samego siebie. Spróbował przycisnąć skrzydła jak najmocniej do swojego ciała, jednak nadal były widoczne. Wtedy przypomniałam sobie, że mam na sobie pelerynę od Rikki, która sięgała mi niemal do kostek. Dla Gajeel'a będzie  wystarczająco długa, aby zakryć skrzydła i ramiona, które pokrywała siateczka nieregularnych łusek.
  Ściągnęłam ją z siebie szybko.
- Schyl się - powiedziałam do ukochanego.
     Ugiął lekko nogi, aby łatwiej mi było zarzucić zieloną tkaninę na jego szerokie barki. Peleryna spłynęła w dół zasłaniając skrzydła złożone ściśle przy plecach.
- Jesteśmy gotowi.
     Poczekaliśmy na dogodny moment, aby wyjść z ukrycia. Nie chcieliśmy, żeby ktoś zauważył to, że się podkradamy. Wszystko miało wyglądać jak naturalniej.
    Minęliśmy pierwszą z chatek, potem jeszcze jedną i wtedy spojrzał na nas pierwszy smok. Przejechał obojętnym wzrokiem po naszych twarzach a potem skinął głową do Hono. Czyli wszystko szło zgodnie z planem, zapach czerwonowłosego maskował nasz i przez to nikt nie nabrał podejrzeń, co do naszej czwórki.
   Rozglądałam się z nieudawaną ciekawością, przechodząc koło ryneczku zatrzymałam wzrok na produktach, jakie może oferować smok. Po raz kolejny raz musiałam przyznać sobie w duchy, że ich świat wcale nie był tak odmienny od naszego.
     Smoki nie zwracały na nas uwagi zaprzątnięte swoimi sprawami. Przechodziły czasami tak blisko nas, że wstrzymywałam oddech i dopóki nie znikły mi z oczu, byłam poddenerwowana. Z mocno bijącym sercem wypatrywałam niebezpieczeństwa, czy aby na pewno któryś z nich nie przejrzał tego, iż mają w swojej wiosce ludzi.
     Gdy już przeszliśmy ponad połowę drogi, podbiegł do nas chłopak o brązowych włosach, wyglądający na młodszego od Hono. Serce omal nie stanęło mi z wrażenia. Czyżby nas wyczuł?!
    Nasz smoczy towarzysz i sojusznik spojrzał na nas kątem oka, a potem całą swoją uwagę skupił na brązowowłosym.
- Witaj, Kiro - skinął do tamtego.
- Dobrze cię widzieć, Hono. Igneel cię szukał, martwił się, bo nie wracałeś dłużej niż zazwyczaj.
   Na te słowa Natsu drgnął, jego ojciec był blisko. Wiedziałam, że ledwo się powstrzymuje przed tym, aby go poszukać. Siedem lat to dużo, tęsknota za nim nigdy nie zmalała, wręcz przeciwnie wzrosła. Uśmiechnęłam się do niego, aby go pocieszyć. Spojrzałam mu prosto w oczy, samym wzrokiem obiecałam że spotka się ze swoim przybranym rodzicem. Skinął leciutko głową, wiedząc, że teraz musi zachować spokój. Lucy spojrzała na niego z tkliwością. Ona także pragnęła jego szczęścia.
- Ahh, mój braciszek, chyba czasami zapomina, że nie jestem dzieckiem. Ma nie wiele więcej lat ode mnie. Sto lat dla nas to nie dużo. - zaśmiał się pogodnie brat wspomnianego Króla Smoków.
- Taak, po prostu prosił mnie, że jak cię spotkam to mam ci powiedzieć, że nie musisz uciekać. Tu jest twój dom, nie błąkaj się po lesie - Kira spojrzał na niego zasmucony.
- Wcale się nie błąkam, ja tylko chcę... - głos Hono stracił radosną nutę - W porządku, nie długo go odwiedzę, niech już się nie martwi.
- Dobrze... Bo wiesz, brakuje nam ciebie. Od ponad siedmiu lat znikasz na długie miesiące z wioski, nie musisz cierpieć w samotności...
- Co ty wiesz? - wysyczał Hono, pierwszy raz zobaczyłam go w takim stanie, ale w sumie, nie znamy się długo, co ja mogłam o nim wiedzieć? - Siedem lat to zbyt mało, by pogodzić się ze śmiercią syna! Więc daruj sobie te gadkę, że tęsknicie i chcecie przeżywać żałobę razem ze mną. Irytuje mnie to, strasznie.
    Kira skulił się w sobie, spojrzał z żalem na swojego pobratymca. Widać, że chce mu pomóc, jednak dalej się nie narzucał.
- Przepraszam. To prawda, nie potrafię zrozumieć twojego bólu. Lepiej już odejdę ... - wtedy to spojrzał na nas - A to kto? Nie znam was...
  Spięłam się cała, wiedziałam że reszta zrobiła to samo. Zielone oczy Kiry skupiły się na nas, widocznie był ciekawy z kim prowadzi się Hono. Jeśli podejdzie za blisko, poczuje zapach człowieka! O błagam, jeśli istnieje jakaś sprawiedliwość na tym świecie, niech odejdzie i zostawi nas w spokoju.
- To młode smoki, poznałem ich nie dawno. Oprowadzam ich i tyle. - Hono wzruszył ramionami z udawaną obojętnością, w środku pewnie drżał z niepokoju.
- Ahhha, w porządku. To ci nie będę was zatrzymywać. - Kira wycofał się dwa kroki do tyłu, spojrzał na niego ostatni raz, w jego oczach pojawił się smutek. Może był przyjacielem czerwonowłosego?
   Otworzył usta, chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Obrócił się i odszedł szybkim krokiem, widocznie bolało go, że nie może w żaden sposób pomóc Hono. Też bym cierpiała nie będą wstanie ulżyć w cierpieniu bliskiej mi osobie.
     Gdy był już daleko, głośno wypuściłam powietrze z ust. Spojrzeliśmy na siebie wszyscy z ulgą i ruszyliśmy dalej. Byliśmy już nie daleko drzew, które miały zapewnić nam większe bezpieczeństwo. Reszta drogi była spokojna, nikt nas nie zaczepiał, a nawet nie zaszczycał swoim spojrzeniem. Plan Hono był genialny w swej prostocie. Czyli to prawda, najciemniej jest pod latarnią.
   W końcu znaleźliśmy się przy drzewach. Czułam się o wiele bezpieczniej, kiedy zakrywały nas one przed spojrzeniami smoków. Szybko przemykaliśmy przez zarośla, zatrzymaliśmy się przy Górze Przodków.
   Miała tak, jak wspomniał Hono około dwieście metrów. Była bardzo stroma, wiedziałam że łatwo na nią wejdę.
- Na samej górze jest ogień, tak? - spytałam.
- Tak, w tamtej grocie - wskazał ręką na otwór w skale, niemal na samym szczycie.
- Dobra, to wchodzę ...
- Chciałaś powiedzieć - wchodzimy ...- przerwał mi Gajeel
- Sama wejdę...
-  Nie - powiedział stanowczo
- Tak, to lepszy pomysł.
- Nie wydaje mi się. Znowu mam Cię puścić ? - zacisnął szczękę, widocznie zezłoszczony - Obiecałem sobie, że już nigdy ...
- Gajeel! - tym razem to ja mu przerwałam. Uniosłam wysoko głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy, przez chwilę toczyliśmy walkę na spojrzenia. Jego ostre spojrzenie czerwonych oczu docierało do samej duszy, jednak nie mogłam się ugiąć. Miałam ważny powód, żeby sama pójść po Święty Ogień - Wystarczy, że ja jedna wespnę się na górę. Dwie osoby będą bardziej widocznie, zwłaszcza ty.
- To weź ze sobą Natsu albo Hono - był równie nieugięty jak ja.
- Przecież mówię, że lepiej żeby weszła jedna osoba i będę nią ja ! - podniosłam nieznacznie głos. - Proszę... przecież będziesz mnie ciągle widział.
  Zamknął oczy, przez chwilę nic nie mówił. Chyba już podjął decyzję. Chciałam się go spytać, czy się zgadza, ale nie zdążyłam, bo jego usta przywarły mocno do moich. Uniosłam się na palcach i oddałam pocałunek. Nie trwał zbyt długo, lecz był pełen pasji i namiętności, przez kilka sekund byliśmy w stanie przekazać sobie, jak bardzo się kochamy.
   Gdy już się ode mnie oderwał, położył swą dużą dłoń na mojej głowie i przeczesał moje niesforne niebieskie włosy do tyłu. Ten gest był tak bardzo czuły, że o mało się nie roztopiłam pod jego dotykiem.
- Uważaj na siebie, słonko - powiedział cicho.
- Oczywiście, że będę - chwyciłam jego drugą dłoń i ucałowałam w środek.
    Odsunęłam się dwa kroki do tyłu i spojrzałam na wszystkich moich towarzyszy. Każdy posłał w moją stronę pokrzepiający uśmiech.
- Idę, obserwujcie niebo - rzekłam na koniec.
   Skinęli głową. Odwróciłam się i ruszyłam ku stromemu wzniesieniu. Nie ma co, czekała mnie nie mała wspinaczka. Wyciągnęłam rękę do góry i chwyciłam się wysuniętego kawałka skały. Pociągnęłam się do góry pomagając sobie nogami. Powoli pięłam się ku górze, w niektórych miejscach było o tyle trudno, że nie miałam jak zaprzeć się nogami. Napinałam wszystkie mięśnie, po pewnym czasie byłam w połowie góry. Ręce zaczęły mnie boleć, z wyczerpania zaczęły się trząść, ale nie mogłam się przecież zatrzymać.
   Dotarłam do maleńkiej półki skalnej, gdzie mogłam na chwilę odsapnąć. Na szczęście im wyżej byłam, tym wzniesienie było mniej strome. Dam radę - pomyślałam z uśmiechem.
   W końcu dotarłam do groty, z której bił złoty blask. Mimo bolesnych otarć na dłoniach i kolanach, byłam szczęśliwa. Przestałam myśleć o moim zmęczeniu, tylko bez wahania weszłam do środka.
  Moim oczom ukazał się niewielki, ale jednak przepiękny ogień. Unosił się kilka centymetrów nad naturalną niszą. Biła od niego niewyobrażalna moc starych smoków. Z zachwytem podeszłam bliżej, co dziwne ogień nie był gorący, tylko zwyczajnie ciepły. Przyjemnie ciepły.
  Szybko wyjęłam kryształ zawieszony na szyi. Wyciągnęłam go ku ogniu, gdy wtem nagle usłyszałam w głowie pradawny głos.
  " Co tu szukasz człowieku?", drgnęłam przestraszona. Czyżbym usłyszała głos pierwszego ze smoków?
    Pomyślałam o tym jak ten ogień jest ważny do wykonania rytuału, i ten co przemawiał chyba zobaczył to w mojej głowie, bo znów przemówił "Jesteś zdeterminowana. Widzę jak bardzo potrzebujesz naszego Ognia. Zatem podaruję ci go, bo widzę że masz czyste serce."
     Nagle ku kryształowi, który miałam wyciągnięty przed siebie popłynął ogień i wniknął w niego. Zachłysnęłam się z wrażenia.
- Dziękuję - wyszeptałam z wdzięcznością.
     "Uważaj na siebie, ludzkie dziecko", znowu przemówił i zniknął. Oszołomiona wyszłam z groty i zaczęłam ostrożnie schodzić w dół. Gdy byłam już prawie w połowie drogi, obślizgnęła mi się noga. Wszystko zwolniło, nagle moja dłoń nie trzymała się skały tylko wysiała w powietrzu, tak jak i reszta ciała. Poczułam jak lecę w dół. Z moich ust wyrwał się cichy okrzyk, upadek ze stu metrów nie może skończyć się dobrze - to nawet mało powiedziane.Ziemia przyciągała mnie do siebie, i kiedy miałam się z nią zderzyć, poczułam jak chwytają mnie silne ręce Gajeel'a. Upadliśmy razem na ziemię, leżałam na moim  ukochanym, ale byłam cała i zdrowa.
- Dziękuję, uratowałeś mi życie - wyszeptałam.
- Proszę. Ale nigdy więcej się tak nie narażaj. - wysapał - O mało, co nie dostałem zawału. Myślałem, że nie zdążę !
- Ale zdążyłeś i to się liczy. - spojrzałam na niego. - Patrz, co mam ! - wyciągnęłam do niego kryształ, który świecił się na złoto. - Teraz musimy tylko wrócić do Rikki i przywrócić Ci dawną postać.
- A potem wrócimy do domu - uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku.
- Tak, do domu ...
    Ruszyliśmy w drogę powrotną, szczęśliwy, że wszystko układa się po naszej myśli. Nie przewidziałam jednak, że los będzie tak niesprawiedliwy.

                                                        ***                             




 Także tego... teraz nie narzekać na długość rozdziału ^^ Ogólnie rzecz biorąc, to być może przedostatni rozdział, lub  przed przedostatni :D Potem zaczyna się taka jakby druga część, kuknijcie w "Rozdziały" :3 Mam nadzieję, że się spodobało :* Buziaczki :3