Music

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 11 - Zwyciężyć dla Niej !

O i w końcu ! Przepraszam za tak długą przerwę, aczkolwiek to nie moja wina :C Dużo czasu zabiera nauka i inne obowiązki :) No ale, zaczynam marudzić ^_^ Życzę miłego czytania :3


                                               Levy

    Myślałam, że nigdy nie wylądujemy, obrazy przelewały się przez moją głowę, jak w kalejdoskopie. Czasami widziałam małe wysepki, które być może były dużo większe, niż mi się wydawało. Unosiliśmy się bardzo wysoko nad ziemią, chwilami pruliśmy przed siebie tak szybko, iż nie mogłam złapać oddechu. Liczyłam kolejne uderzenia serca, jakby z obawy, że już nie zabije kolejny raz, najbardziej bałam się o Gajeella, był silny i odważny, jednak smok to co innego, niż inni magowie.
    Po kilku dziesięciu minutach, a może i godzinach, sama nie byłam pewna, zaczęliśmy pikować, szybko opadaliśmy na dół, ku samotnej i niepozornej wysepce. Zacisnęłam powieki, wolałam nie patrzeć na szybko przybliżającą się ziemię. Po chwili poczułam, jak smok poluzował uścisk i wypuścił nas ze swoich morderczych szponów.
   Leżałam na dzikiej plaży, całkowicie pustej, nic nie wskazywało na to, że są tu inni ludzie. Nie było tylko pusto, ale i cicho, przeraźliwie cicho, jedynie wiatr grał wśród drzew, nie słyszałam żadnych ptaków, oraz innych zwierząt. Dzwoniło mi w uszach, jakby na alarm, ogłaszający nadchodzące niebezpieczeństwo. Podniosłam się, Gajeell stał tuż przede mną, jakby chciał mnie przed czymś chronić. Miał napięte ramiona, doskonale widziałam mięśnie pod jego skórą, nawet w takiej chwili nie potrafiłam nie zachwycać się nim. Wyjrzałam zza jego sylwetki i po raz pierwszy mogłam zobaczyć smoka, nigdy nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać, a nawet jeśli to nie chciałabym spotkać się oko w oko, z tą przerażającą istotą.
   Z czarnego łba Metalicany, wychodziły równie czarne, ostre jak szpikulce rogi, w dół jego grzbietu wyrastały podobne, tyle że mniejsze. Całe jego cielsko pokrywały czarne, połyskujące łuski, wyglądające na bardzo twarde.Spojrzały na nas czerwone oczy, wśród szkarłatnej toni pływały złote plamki, przez co można było odnieść wrażenie, iż patrzy się na dwa płomienie.
   Smok przewiercał nas wzrokiem, twierdzenie, iż można " zabijać wzrokiem" nie wydawało mi się już niedorzeczne. Kiedy zrobiłam krok w lewo, on również się przemieścił, wtedy już doskonale wiedziałam, że nie spuści nas z oka, więc nie ma co mówić o ucieczce. Nagle przestrzeń wokół nas wypełniło dudnienie jego głosu, już w nim słyszałam jego potęgę, wielką siłę.
   - Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście. I dlaczego... Otóż, przed paroma dniami wyczułem przez portal, znajdujący się na tej wyspie moc smoka, podobnej do mojej. Ów portal prowadzi do świata smoków, i co trzy lata da się przez nie przejść, po miesiącu się zamyka. Gdy poczułem twoją magię Gajeellu, od razu wiedziałem, że chcę się z tobą zobaczyć. - spojrzał na chłopaka, stojącego obok mnie, wyraźnie zdezorientowanego - Znalazłeś się bardzo blisko wyspy, dlatego byłem w stanie cię odszukać. Czułem moc innego smoka, ale nie obchodziła mnie ona, chodziło mi o ciebie.
    Potem zamilkł, słychać  było tylko powolne dyszenie smoczego zabójcy, spojrzałam na niego z troską, jego twarz wykrzywiał ból, spoglądał na swoje dłonie zaciśnięte w pięści.
- Dlaczego? Dlaczego zniknąłeś i pojawiasz się dopiero teraz ? - wyszeptał Gajeell.
-Wiem, że masz mi za złe, ale my smoki miałyśmy swój powód by odejść ...
- Niby jaki ?! - tym razem słyszałam w jego głosie również wściekłość.
- Wiedz, że wasza moc pochodzi od nas, obdarowaliśmy nią was, oddaliśmy cześć samych siebie, ale taki czyn niesie konsekwencje, niekoniecznie dobre dla maga.
- Jakie konsekwencje ? - spytałam zaciekawiona.
   Smok spojrzał na mnie, co dziwnego w jego oczach ujrzałam podobne uczucia, które widziałam w oczach Gajeell'a.
- Mag, który dostał raz pozwolenie na czerpanie z naszej mocy, za każdym kolejnym razem robi już to nieświadomie. Przyjmuje samoistnie nasze cechy, staje się coraz to bardziej do nas podobny.
    Zakręciło mi się w głowie, wiedziałam co oznaczają te słowa, wbiły się we mnie jak sztylety. Gajeell również nie wyglądał na zachwyconego, nasze spojrzenia się spotkały, wyciągnęłam do niego rękę, mając nadzieję, że przytrzymam go przy sobie. Przytulił mnie do siebie i ucałował we włosy, bałam się kolejnych słów Metalicany, były dla nas niczym wyrok sędziego, który może zniszczyć naszą przyszłość. Słowa smoka rozerwały powietrze jak miecz, może nawet moje serce, które nie dawno zostało uleczone.
- W końcu mag, który zbyt długo przebywa w pobliży smoka, sam zaczyna się w niego zmieniać. Tym razem nie zamierzam uciekać przed przeznaczeniem, Gajeellu. - moje serce zabiło boleśnie - Zostaniesz tu, ten miesiąc wystarczy byś przemienił się, bynajmniej to połowy w jednego z nas. Potem przejdziesz ze mną przez portal. Tak zdecydowałem, zbyt dużo magii smoków uleciało do tego świata, dlatego ty wrócisz, by inni nie musieli.

                                                            Gajeell

    Nie mogłem wyjść z szoku, nigdy przez myśl mi nie przeszło, że może stać się coś takiego. Mam przemienić się smoka ? To przecież niedorzeczne, nie zgadzałem się na takie rzeczy, gdy Metalicana mnie wychowywał. Czułem się w stu procentach człowiekiem, nie zamierzałem niczego zmieniać w swoich życiu, zwłaszcza po tym, jak zyskałem miłość Levy, jej zaufanie i bezgraniczne oddanie. Nie mógłbym jeszcze raz patrzeć jak cierpi, jak zalewana się łzami.
    Przytulałem się do Levy, chciałem się w nią wtopić, a potem jakiś cudem zniknąć z tej przeklętej wyspy. Co się z nią stanie, jeśli bym naprawdę odszedł, czyżby Metalicana zostawił ją tu samą, zdaną na łaskę i nie łaskę losu? Właśnie te przepuszczenia, pomogły mi się otrząsnąć, stanąłem przed Levy, z chęcią chronienia jej własnym ciałem.
- Nie pozwolę na to ! Nie zostanę tu z tobą... - wykrzyknąłem z furią.
- Twoje słowa nie wiele tu znaczą. - odpowiedział z irytacją Metalicana.
- Będziesz przetrzymywał nas tu siłą ?!
- Nie was, ale ciebie. Dziewczynę zgarnąłem przez przypadek, nie moja wina, że się do ciebie tak klei.Nie obchodzi mnie co się z nią stanie, jak dla mnie może umrzeć z głodu, albo w inny sposób.
- Ty sukinsynu ! - wyrwałem się krok do przodu.
    Właśnie się tego obawiałem, Levy była dla niego niczym, a ja byłem zwykłą zabawką, Metalicana od zawsze był samolubny, zaopiekował się mną, ale teraz okazało się dlaczego to zrobił. Pewne było to, iż z początku wiedział o zamianie maga w smoka. Przez te czternaście lat tak bardzo pragnąłem odnalezienia mojego opiekuna, okazało się to najgłupszym i najbardziej beznadziejnym marzeniem, jakie mogłem mieć. Ślepo wierzyłem w jego dobroć, wierzyłem w istnienie dobrych smoków. Tak naprawdę widzieli nas jako środek do celu.
- Radzę ci powściągnąć swój język ! - zagrzmiał, aż zadudniła ziemia.
    Czułem się bezsilny, wiedziałem, że nie jestem wystarczająco silny, by stawić mu czoła, w końcu moja moc pochodziła od niego. Czy dla Levy, mojej kochanej wróżki, będę w stanie zwyciężyć z własnym nauczycielem? Może i nie, ale i tak zamierzałem spróbować, do ostatniej kropli mojej krwi, będę mu się przeciwstawiać.
    Wysunąłem jedną nogę to przodu, miałem zamiar go zaatakować. Odwróciłem się na pięcie ku Levy, która spoglądała na mnie zaniepokojona, na jej ciele były widocznie jeszcze stare rany, obiecywałem sobie, że ich więcej nie będzie, zwłaszcza z mojego powodu.
    Przypomniałem sobie walkę z Rogue, zjadłem wtedy jego cień i mogłem użyć w walce. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie ciemną masę, która ogarnia moje ciało, jak jej macki przyklejają się do mnie. Pozwoliłem ogarnąć mu moją postać, otworzyłem oczy, moje ręce spowijał cień.
- Odsuń się, Levy - wyszeptałem. Dziewczyna zrobiła kilka kroków do tyłu.
- Nie powstrzymam cię, prawda ? - spytała zasmucona.
- Nie ...
    Odwróciłem się ku smokowi, zebrałem całą moc, musiałem uderzyć z całej siły, bo być może nie będę miał szansy na kolejny atak. Mój przeciwnik spoglądał z zaintrygowaniem na moc, która mnie otaczała.
    Magia, która we mnie drzemała coraz bardziej wizualizowała się na moim ciele, srebrne łuski pokryły moje ciało. Smok przyczaił się, zaczął machać ogonem na boki, wyglądał na rozbawionego !
- Czy ty chcesz ze mną walczyć ? - zaśmiał się szyderczo.
-Tak i zamierzam wygrać, gihi ! - spiąłem się i pozwoliłem sobie na uwolnienie magii. - Ryk Żelaznego Smoka Cienia!
    Moc żelazna i cienia połączyły się w potężny wir, wydostała się ona z moich płuc, opiłki ostrego żelaza wystrzeliły ku smokowi,wzmocnione siłą cienia. Magia zetknęła się z głową przeciwnika, który zachwiał się na bok, nie czekałem na jego reakcje, tylko podbiegłem do niego, wyskakując w górę krzyknąłem:
- Twarda Pięść Żelaznego Smoka Cienia !
   Wbiłem się w jego krtań z całą mocą, jaką w sobie miałem, usłyszałem charczący oddech smoka. Czułem, że uchodzi z niego życie, spojrzałem na jedno z wielkich oczu, które przysłoniła dziwna mgła. Przybliżyłem się do niego, wiedziałem, że nie jest wstanie się ruszyć. Z triumfem spoglądałem na konającego smoka, zlekceważył mnie, dlatego przegrał, nie przygotował się na mój atak, odsłonił się.
- Nie ciesz się tak bardzo, Gajeellu - wycharczał smok.
   Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Może i umrę, ale przed śmiercią zadbam, aby moje jestestwo przeniknęło do twojego.
   Smok uniósł się chwiejnie na przednich łapach i chuchnął mi w twarz, poczułem jak przelatuje przeze mnie znana, a jednocześnie nie znana magia. Moje ciało wygięło się łuk z bólu, moje nogi były jak z waty, upadłem na kolana. Nie powstrzymałem  krzyku agonii, nigdy nie czułem się tak potwornie, miałem wrażenie, że jakieś obce ciało wdziera się nie tylko w moje ciało, ale i duszę. To jakby ktoś tworzył mnie na nowo, coś łamało moje kości i łączyło na nowo, tak samo ze ścięgnami i tkankami. Złapałem się za głowę, chciałem w tamtej chwili chciałem umrzeć, gdy nagle do moich uszu dotarł krzyk dziewczyny.
- Gajeell ! - w głosie Levy słyszałem przerażenie, usłyszałem jak biegnie w moją stronę.
    Po chwili usłyszałem huk pioruna, który uderzył w smoka, tym razem uśmiercając go, cios prosto w łeb zakończył sprawę, a ja w końcu mogłem osunąć się na ziemię. Moja głowa nie zaliczyła spotkania z ziemią, ponieważ przetrzymała mnie Levy.
- Usiądź Gajeell'u - poprosiła.
     Resztkami sił usiadłem, ale nie puszczałem przy tym jej dłoni, dzięki niej nie upadłem. Z moich ust wyrwał się jęk. Gdy w końcu na nią spojrzałem zobaczyłem w jej oczach samego siebie, w odbiciu jej źrenic widziałem odmienionego Gajeella, z moich pleców wyrastały ogromne skrzydła, poszarpane przy końcach, od góry wyrastały czarne kolce. Spojrzałem w dół, moje ręce były pokryte siatką nieregularnych łusek, z palców wyrastały szpony.
- Co mi się stało ? - wyszeptałem z jękiem.
- Myślę, że po części Metalicana osiągnął swój cel...Tak mi przykro, Gajeellu - odpowiedziała mi Levy, po czym przywarła do mnie i rozpłakała się.
                       



poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 10 - Metalicana

NOOOO w końcu ! Gomena ! Wiem, że zajęło mi to dużo czasu :( Ważne jednak jest to, że mi się udało ! Nevado, mam nadzieję, że nie jesteś za bardzo na mnie zła ^_^. Wiedz, że motywujesz mnie do dalszego pisania ;)


                                           Levy ( Tydzień później )


     Minął tydzień od wyrwania mnie z rąk podłego Shina, dzięki specjalnym maściom od Violi moje rany goiły się szybko, jednak to nic w porównaniu z leczącym dotykiem Wendy, na której brak narzekaliśmy. Na moje szybkie dojście do zdrowia składało się również opieka, którą roztoczył nade mną Gajeell. Nie pozwalał ruszać mi się z łóżka, gdy mówiłam, że nie jestem głodna zaczynał mnie karmić, jakbym była małym dzieckiem.  W sumie, było to słodkie, więc się na to godziłam, w każdym jego geście widziałam to, jak bardzo mnie kocha.
       Była dziesiąta rano, zaczęliśmy się pakować, a tak dokładnie, to on pakował swoje rzeczy i moje, nie pozwalał mi się przemęczać, a przecież większość opatrunków zniknęła, został tylko ten na barku, który czasami mnie pobolewał oraz miałam poprzyklejanych kilka plastrów.
      Właśnie siedziałam na łóżku, a on składał ... tak, składał moje sukienki w kostkę ! Chociaż nie wyglądało to pięknie, liczył się fakt, że próbował. Z uśmiechem oglądałam jego poczynania, urocze były jego starania, dlatego mu nie przerywałam.
- Dałbyś mi jakąś sukienkę ? Nie pokażę się w pidżamie ... - spytałam ze śmiechem.
      Spojrzał na mnie zdziwiony, przejechał spojrzeniem po moim ciele, dopiero uświadomił sobie, że mam na sobie tylko niebieską koszulkę, w której spałam. Koszulkę...o cholera, czemu nie jestem zakryta kołdrą ? Koszulka sięgała do połowy ud, więcej odrywała niż, zakrywała. Jego wzrok zatrzymał się powyżej moich kolan, w jego oczach zobaczyłam pożądanie. W ciągu tego tygodnia jedynie całowaliśmy się, niemal ciągle siedział w moim pokoju, wychodził tylko wtedy, gdy chciałam się przebrać i umyć, przy tym pomagała mi Lucy. Nie zostawał także na noc, wiedział doskonale, że jestem speszona, więc nie naciskał mnie, w żaden sposób nie chciał, bym czuła się zawstydzona.
     Na moich policzkach zakwitły dziewicze rumieńce, ale ty razem nie wycofał się, tylko nadal wbijał we mnie swoje spojrzenie. Zaczął się przybliżać, uklęknął na ziemi tak, że nasze twarze znalazły się dokładnie na przeciwko siebie, nasze nosy dzieliły zaledwie dwa centymetry. Moje serce biło jak oszalałe, ale nie odsunęłam się, chciałam jego bliskości, długo czekałam na niego, dlatego nie potrafiłam sobie odmówić.
     Nasze wargi zetknęły się w czułym pocałunku, jego wargi były przyjemnie ciepłe i wilgotne, zadrżałam, gdy nasze języki zetknęły się niepewnie. Powoli czułam w sobie coraz większą odwagę, ujęłam jego twarz swoje drobne dłonie i przyciągnęłam jeszcze bliżej. Z jego ust wyrwało się westchnięcie, co jeszcze bardziej mnie podnieciło, wsunęłam swój język do jego ust, splotłam z jego własnym. Sięgnęłam po jego rękę i położyłam na moim udzie, pokazując tym, że daje mu pozwolenie, aby mnie dotykał. Jego dłoń sunęła leniwie po moim ciele, delikatne pieszczoty sprawiły, że zaczęłam szybciej oddychać. W końcu zawędrował do tasiemek moich majtek, jęknęłam przeciągle. Doprowadzał mnie do szału, o czym doskonale wiedział, bo przerwał na chwilę pocałunek, by się zaśmiać. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, Gajeell był tak samo rozgrzany jak ja. Nie kontynuował całowania się, tylko jego dłoń nie poprzestała pieszczot, delikatnie muskał mnie po wewnętrznej stronie ud, które zacisnęłam lekko. Zaczęłam pojękiwać, Gajeel uśmiechnął się chytrze, widać podniecało go to.
-Gajeell, nie mogę już ... - jęknęłam.
    Zlitował się nade mną, przez materiał bielizny dotknął mojego intymnego miejsca, potem wsunął swoje palce pod majtki, kilka jego ruchów sprawiło, że wygięłam się w łuk. W ekstazie wykrzyknęłam jego imię i padłam na łóżko. Gajeell pochylił się nade mną, uśmiechał się słodko, a ja spłoniłam się. Na pewno byłam czerwona na całej twarzy, zamknęłam oczy z zażenowaniem. Jego dłoń -ta, która mnie pieściła dotknęła mojego policzka.
- Przepraszam - szepnął ze skruchą.
- Co?!
- Prze ze mnie czujesz się zażenowana.
- To nie tak! Sama Ci pozwoliłam, nie żałuję tego. - dla podkreślenia słów pokręciłam głową.
- Ale ...
- Po prostu, pierwszy raz coś takiego przeżywam. Jestem dość śmiała, ale jeśli chodzi o coś takiego, no to lipa...
- Nie musisz się mnie wstydzić. Możesz mówić i robić co zechcesz, przy mnie nie musisz się niczego bać.
- Wiem, teraz to wiem.
    Leżeliśmy koło siebie jeszcze przez chwilę, potem poszłam wziąć prysznic, ubrałam się najładniejszą sukienkę jaką miałam i poszliśmy po Natsu i Lucy.

***
   
   Szliśmy razem za rękę przez korytarz hotelu, kiedy wpadliśmy na całujących się Natsu i Lucy, o mało nie zbijając ich tym z nóg. Gajeell i ja stanęliśmy jak wryci, nasze stopy wrosły w podłogę. Zażenowani Natsu i Lucy wbili wzrok w podłogę, nie puszczając przy tym swych dłoni. Nie spodziewałam się czegoś takiego, ale cieszył mnie ten widok.
- Co wy tacy spłoszeni ? Hę? - spytałam ze śmiechem.
Pierwsza odezwała się Lucy.
- No bo, wczoraj powiedzieliśmy sobie prawdę ...
-... udzielił nam się nastrój - dokończył rozbawiony już Natsu.  Lucy szturchnęła go łokciem w brzuch, biedak skulił się z bólu.
- Ehh, czy musimy się tłumaczyć ? - spytała rozdrażniona blondynka.
- Nikt wam nie każe, ale radzę się pospieszyć, za pięć minut odpływa statek.
    W czwórkę ruszyliśmy do portu, czekała nas długa podróż powrotna do domu, do przyjaciół z kochanego Fairy Tail.
   W końcu znaleźliśmy się na statku, Gajeel lekko pozieleniał, dlatego w czasie naszej podróży wtulałam się w niego. W końcu kazałam mu położyć głowę na moich kolanach, rytmicznie przeczesywałam jego włosy, dzięki temu oddychał spokojniej, nie wyglądał na chorego.
- Jesteś cudowna, nawet choroba lokomocyjna z Tobą przegrywa.
  Uśmiechnęłam się do niego z czułością, miałam go pocałować, gdy nagle zrobiło się ciemno. Czyżby zaćmienie słońca? Nim spojrzałam w niebo, usłyszałam spanikowane krzyki pasażerów statku, kobiety uciekały z przerażeniem pod podkład.
   Gdy uniosłam swe spojrzenie ku górze ujrzałam coś dziwnego, było czarne i ogromne...
- Gajeell ! - potrząsnęłam go za ramię, szybko otworzył oczy.
   Usiadł i również spojrzał w niebo, w jego oczach ujrzałam strach, a zarazem zachwyt.
- Co to jest ? - spytałam przestraszona.
- To smok !
    Zwierzę zapikowało, leciało prosto na nas, sama na własne oczy przekonałam się, że to smok. Zobaczyłam czarny pysk, który rozwarł się ukazując ogromne, wyglądające na bardzo ostre, kły. Jego łuski odbijały światło jak metal. Czekaj ...metal ?
- Levy ... To Metalicana ! No nie wierzę! - wykrzyknął zachwycony, mina mu zrzedła, gdy smok wyciągnął w naszą stronę szpony.
    Gajeell objął mnie szybko, w razie, gdyby miało mi się coś stać. Smok nie zwalniał, nie wyglądało na to, że wpadł do nas z przyjacielską wizytą. Rozwarł swe szpony i szybko złapał w nie naszą dwójkę, błyskawicznie uniósł się w powietrze, krzyknęłam przerażona. Gajeell spojrzał na mnie, w jego oczach widziałam zdziwienie.
- Boję się - szepnęłam.
- Nie bój się, cokolwiek się stanie, gdy wylądujemy, ochronię cię. - powiedział ze stanowczością w głosie.
   Coraz słabiej słyszałam krzyki przerażonych Natsu i Lucy, przywarłam do mojego ukochanego i czekaliśmy, na to, co nowego przyniesie nam przewrotny los. Unosiliśmy się coraz wyżej, zamknęłam oczy, bałam się, że w pewnym momencie smok wypuści nas, abyśmy roztrzaskali się na ziemi. Nie wiem ile czasu minęło, cały czas trzęsłam się ze strachu, przed tym, co nas czeka. Najbardziej bałam o Gajeella, co szykowało dla niego Metalicana.




poniedziałek, 3 listopada 2014

MOI DRODZY !

Wiem, że rozdziały pojawią się rzadko, ale to przez naukę ! Liceum to ... ahhh szkoda gadać  ;__; Kolejny rozdział pojawi się w tym tygodniu, albo najpóźniej 11 listopada ! GOMENA SAI ! Obiecuję, że to nadrobię, może nawet dwa rozdziały wstawię ;))) Na przeprosiny śliczne obrazki ! *____*




                       
 



                                             

      



ONI SĄ UROCZY !!!


środa, 29 października 2014

Rozdział 9 - Obietnica

 Także tego... wiem, wiem... robię długie przerwy między rozdziałami :( Szkoła nie pozwala mi pisać tyle, ile bym chciała napisać ;___; No ale, nie będę smutać , tylko biorę się do roboty  ;) Kolejny rozdzialik dedukuję wspaniałej Nevadzie-chan ;) Dziękuję za Twe miłe słowa, które motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że Ci w szczególności spodoba się rozdział ;)


                                                                      Levy

    Całował mnie z taką pasją, o jaką bym go nie posądziła. Jego wargi nie odrywały się od moich, nie byłam w stanie nic zrobić, brakło mi sił, aby przyciągnąć go bliżej siebie. Jego dłoń zawędrowała na moje udo, które minimalnie okrywała podarta sukienka. Zaczął kreślić kółka na nim, delikatnie pieścił moją skórę, przyprawiają tym mnie do dreszczy. Nie mogłam myśleć, mój zdrowy rozsądek uleciał w sekundę pod wpływem jego dotyku. Nie rozumiałam do końca, co się dzieje, to przypominało jeden z moich snów.Czyżby znowu zadziałała moja wyobraźnia ?
    Gajeell przez przypadek tracił mnie ręką w obolały bark, z moich ust wyrwał się cichy syk bólu, natychmiast oprzytomniałam. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jak mój ukochany siedzi, pochylając się nade mną ze zmartwieniem. Jego oczy taksowały moją twarz i resztę ciała, sprawdzał, czy nie zrobił mi krzywdy, mimo to zarumieniłam się.Spojrzał na moje rumieńce, który wykwitły przez samo jego spojrzenie. Uśmiechnął się głupio, ale nadal nie odrywał ode mnie wzroku. " Co się dzieje ?"
   Wszystko co się przed chwilą stało, nie było snem, szok nie pozwalał mi na wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Zamurowało mnie, gapiłam się na niego jak ciele w malowane wrota, nie mogąc zrozumieć, dlaczego oddał mój pocałunek? Czemu nie krzyczał, nie oderwał mnie od siebie...? Skąd ta zmiana jego nastawienia w stosunku do mnie? Czyżby odwzajemniał moje uczucie? Nie, to głupie... dlaczego teraz?
-Albo całuję tak dobrze, że nie ma słów, aby określić mój wyczyn, albo tak źle, że wolisz milczeć ? - powiedział rozbawiony, przez jeszcze bardziej byłam skołowana. -Może spróbujemy jeszcze raz?
  Kpił sobie ze mnie, bawił się mną, może to była kara, za to, że musiał mnie ratować ? Nikt tak nagle nie zmienia zdania, jego zachowanie było podejrzane. Być może litował się nade mną, nie chciał, żebym cierpiała?
   Tysiące pytań pojawiło się w mojej głowie, moje rozmyślania przerwał Gajeell.
- Hmmm, zobaczymy więc.
   Przybliżył się do mnie, musnął mój policzek, który momentalnie zrobił się mokry od moich łez. Gajeell natychmiast spojrzał na mnie, patrzyliśmy sobie w oczy, moje były pełne łez. Byłam zagubiona.
- Levy? O co chodzi? - spytał zatroskany.
- Nie musisz udawać, wiem o co ci chodzi, litujesz się nade mną - odpowiedział ze słyszalną goryczą w głosie.
-Co rozumiesz przez udawanie i litowanie się ? Zgłupiałaś ?
- Jak to jest, że tak nagle chcesz mnie całować ? Hmm ? Patrzysz na mnie w ten sposób, jakbym coś dla ciebie znaczyła.
- Bo znaczysz i to bardzo wiele!
- Nie wciskaj mi kitów - fuknęłam, nie wierzyłam mu.
- Jak mógłbym udawać coś takiego ? Czy ty siebie słyszysz ? - mówił coraz ostrzejszym tonem. 
- No właśnie... jak możesz udawać coś takiego ? - rozpłakałam  się, łzy obywały moje okaleczone policzki.
    Skuliłam się na łóżko, zaczęłam się trząść, nie tylko z rozpaczy, ale i złości na samą siebie. Gajeell nigdy nie powinien dowiedzieć o tym co czuję. Wszystko popsułam, teraz nie będziemy się nawet przyjaźnić, cokolwiek nas łączyło przed moją ucieczką, zostało utracone. Nie mogłam patrzeć na to jak bardzo się stara, jak próbuje mnie uszczęśliwić.
     Jego dłoń opadła na moją głowę, pogłaskał mnie, ale szybko odtrąciłam jego rękę, spojrzałam na niego i zebrałam sobie całą złość, która we mnie była, skierowałam ją przeciwko niemu.
- Odejdź i nie rań mnie już więcej !
   Wyglądał tak, jakbym go spoliczkowała, w jego oczach kryło się niedowierzanie, zrobił dwa kroki do tyłu.
- Jesteś tego pewna ?
- Tak. Zostaw mnie, proszę - kolejna łza spłynęła po moim policzku.
    Skierował się do drzwi, chwycił klamkę, przytrzymał na niej dłoń na dłuższą chwilę. Sprawiał wrażenie przybitego, tak słabego, że przez myśl mi przeszło to, żeby go zawołać. Powstrzymałam się przed tym, chciałam zostać sama z moimi myślami.
    W końcu otworzył drzwi, wychodząc miałam wrażenie, jakby zabrał ze sobą część mojego serca. Jego zgrabne, silne ciało znikło za drzwiami. W moim sercu zrodziła się pustka, taka sama, wtedy jak byłam przywiązana do drzewa. Czułam się przeraźliwe samotna,  nie miałam już nawet siły na rozpaczanie, po prostu wbiłam wzrok w sufit, myśląc, jak bardzo moje życie się posypało. Z jednym wydarzeniem, mury mojego świata runęły, wpuszczając do środka cierpienie. Nic już mnie nie chroniło, nic i nikt nie stał przede mną, aby mnie chronić.
     Myślałam o tym, jak patrzałam na mnie Gajeell. Czy był wstanie tak dobrze udawać ? Może istniała nadzieja, iż chociaż trochę mu zależy... Można mówić słodkie kłamstewka, grać role, niczym aktor na scenie, ale oczy zawsze mówią prawdę.
     Kochałam Gajeella, za jego odwagę , ryzykowanie życia dla swoich przyjaciół, nieustępliwość w pewnych sytuacjach, cięty język, którym raczył, każdego dookoła, nieprzeciętną inteligencję i dobry humor, towarzyszący mu, nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Przede wszystkim kochałam jego spontaniczność i szczerość, nigdy nie ukrywał się ze swoim zdaniem. Dlaczego więc nie chciałam mu uwierzyć ? Po prostu, trudno było mi rozumieć to, co robił i mówił, było prawdziwe, nie udawane.
      Przecież mogłam go wysłuchać, po raz etny nie dałam mu dojść do słowa, liczyło się tylko moje zdanie. Czyżbym była egoistką ?
     Nie mogłam tak leżeć i użalać się nad sobą, musiałam porozmawiać z Gajeell'em, inaczej mogłam tego gorzko pożałować. Chciałam także podziękować mu za ratunek, za bardzo myślałam o sobie...
     Z trudem wstałam z łóżka, postawiłam gołe stopy na miękkim dywanie. Wyszłam na pusty korytarz, od dobrych kilku godzin nic nie jadłam, dlatego lekko zataczałam się na jego ściany.
-Gajeell ? - wypowiedziałam jego imię z nadzieją,  że mnie usłyszy.
     Powoli uchodziła ze mnie wiara w to, iż go znajdę. Na pewno był zły na mnie i wyszedł z hotelu, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zrobił. Usiadłam na schodach, stąd miałam widok na wejście, a przez duże okna widziała sporą część okolicy. Oparłam głowę na barierce. Czekałam na jego przyjście, tylko to mi pozostało, nie miałam szans na to, aby go znaleźć. Nie wiadomo, gdzie się zaszył.
     Nie czekałam długo, zobaczyłam jak wchodzi do środka, głowę miał spuszczoną na dół, dlatego też, nie zobaczył mnie siedzącej na schodach. Wstałam, dłonie lekko mi drżały, chciałam to wszystko dobrze rozegrać, musiałam się postarać, wysłuchać tego co ma do powiedzenia.
    W końcu mnie zauważył, szybko wbiegł po schodach i chwycił mnie za łokieć. Spojrzał na mnie ze złością.
- Czemu nie odpoczywasz? Jesteś ranna. - mimo złości, znowu usłyszałam troskę w jego głosie.
- Muszę z tobą porozmawiać, teraz...
- Tak ?
- Na początku chcę ci podziękować za ratunek, nie musiałeś tego robić.
- Nie dziękuj, zrobiłbym to po drugi. Zrobiłbym dla ciebie wszystko - wypowiedział te słowa z absolutną szczerością.
    W moim sercu zakwitła radość. Uśmiechnęłam się do niego,  odpowiedział mi tym samym.
- Chcę także przeprosić cię, za moje zachowanie. Po raz kolejny nie dałam ci szansy na wytłumaczenie pewnych spraw. Byłam głupia. Jednak muszę wiedzieć, czy ten pocałunek był szczery. Błagam, powiedz prawdę.
     Zacisnęłam zęby, wstrzymałam oddech, nawet nie wyobrażałam sobie, że może mi powiedzieć coś takiego.
- Prawda jest taka Levy...nigdy nie wierzyłem, że spotkam kogoś, kto mnie pokocha, kto podaruje mi swoje serce, dlatego zamknąłem się na te uczucia. Byłem czasami chłodny w stosunku do ludzi, którzy byli dla mnie mili. Ty pierwsza się nie podawałaś z dotarciem do mnie, do mojego serca. - jego dłoń spoczęła na moim policzku, westchnęłam. - Nawet nie wiesz, jak się czułem, gdy powiedziałaś mi, że mnie kochasz, w prost nie mogłem w to uwierzyć. Czułem się tak jakbym dostał w głowę bardzo silnego kopa. Dlatego nic ci nie odpowiedziałem, po prostu zszokowałaś mnie, rozumiesz? Jak tak wspaniała kobieta jak ty, mogła pokochać mnie ?
    W jego głosie słyszalna rozpacz, cierpiał przez to, że zbyt bardzo myślałam o sobie, o swoich uczuciach.
Bałam się jego reakcji i uciekłam, wplątałam się w niebezpieczeństwo, potem odrzuciłam go, bo nie chciałam mu uwierzyć. Jakim cudem, on jest wciąż przy mnie?
-  Gajeell, kocham cię. Jesteś warty tej miłości, jesteś wspaniały, nie powinieneś tak źle o sobie myśleć .
    Z czułością dotknęłam jego policzka, czekałam na jego reakcję na moje słowa, nie odsunął się, gdy się do niego przybliżyłam. To, że mnie odepchnął wzięłam za dobry znak. Nasze usta się spotkały w namiętnym pocałunku, musnęłam jego wargi, językiem delikatnie przejechałam po jego dolnej wardze, smakowałam słodyczy jego ust. Powoli nasze języki się zetknęły, ocierały się o siebie wywołując jęki rozkoszy. Przesunęłam się bliżej, musiałam stać na palcach, aby go całować, widząc to, Gajeell podniósł mnie góry obejmując w tali. Zaśmiałam się, mogłam z łatwością wpleść palce w jego gęste włosy, trzymałam jego twarz przy swojej, nie zamierzałam jej puścić.
- Kocham Cię, Levy - wyszeptał mi tuż przy ustach.
    Chcąc potwierdzić prawdziwość swych słów, wpił się w moje usta. Mimo, że niemal na całym ciele miałam rany, nic mnie nie bolało, nie myślałam o niczym innym, niż o tym jak bardzo pragnę żyć dla niego.
    Przerwał pocałunek i nadal trzymając mnie w objęciach, powiedział na wpół z  rozbawieniem, na wpół z powagą..
- Wiesz, początek naszej znajomości nie można zaliczyć do najlepszych, w końcu przykułem cię do drzewa...Nigdy nie wybaczę sobie tego, co ci zrobiłem - nagle się uśmiechnął - Teraz jedynie na co mam ochotę, to na  przykucie  Cię do łóżka.
    Spojrzałam na niego osłupiała, na pewno byłam czerwona jak burak, widząc to zaśmiał się głośno.
- Szkoda, że nie widzisz swojej twarzy. Jesteś taka urocza. - zaśmiał się, miałam wrażenie, iż zaraz się spalę.
- Bardzo śmieszne - mruknęłam.
- Dla mnie tak...
- Nie żartuj sobie ze mnie - fuknęłam, jak rozwścieczona kotka.
- Musisz się przyzwyczaić, bo już mnie nie pozbędziesz. Będę przy tobie już na zawsze.
    Nasze oczy się spotkały, czas się zatrzymał, istnieliśmy tylko my, w tamtej chwili, bez słów, po przez spojrzenie powiedzieliśmy sobie wszystko.
- Obiecujesz? - spytałam - Nie zostawisz mnie ?
- Nigdy, Levy... nigdy. Nic już nas nie rozdzieli.

 
  





wtorek, 14 października 2014

Rozdział 8 - Szok

Ohayo mina!  Co tam u was słychać ? Czy i Wam też tak czas szybko leci, że ledwo co, możecie nacieszyć się daną chwilą... Bo ja tak mam... wszystko jest takie ulotne, dlatego należy wziąć się za siebie i nie odkładać pewnych spraw. Zatem piszę specjalnie dla was kolejny rozdział, z nadzieja, że się spodoba.

Pozdrawiam, Niku-chan :*


~

                                                                   Gajeell

   Jej drobne ciała prawie znikało w moich objęciach, była taka krucha i bezbronna, tak nie wiele trzeba było, żeby ją zranić. Dlatego obiecywałem sobie, że będę ją chronić, przed wszystkim, co stanie na jej drodze, pragnąłem być dla niej wsparciem, a nie kimś przez kogo cierpi. Widząc jej łzy, które obywały jej delikatną, mleczną cerę, czułem się strasznie bezradny, w obliczu jej cierpienia robiłem się strasznie malutki. Co mogłem zrobić, aby była znowu tą szczęśliwą, pełną energii i gotową do działania dziewczyną, wtedy, gdy ją poznałem ?
   Męczyły mnie myśli, przez całą drogę do hotelu, w którym wcześnie Lucy znalazła rzeczy Levy, rozmyślałem nad tym co mogę zrobić, co mogę powiedzieć, żeby więcej nie zranić dziewczyny, która była zdolna, do tego by mnie pokochać. Przecież, jak powiem, że ją kocham, nie uwierzy mi, ale wcześniej nie dała mi szansy na to, więc...
   Po pierwsze, musiałem się zając jej ranami, gdy tylko weszliśmy do hotelu, podbiegła do nas przestraszona recepcjonistka, zapewne widziała nas z daleka i zaniepokoiła się, tym, że niosę pobitą dziewczynę. Z jej zachowania wynikało, że widziała już Levy.
- Jestem Viola, czy mogę jakoś pomóc? - spytała szczerze zmartwiona kobieta.
    Za moich pleców wyszła Lucy, która wyjaśniła Violi, że była tu już wcześniej, aby dowiedzieć się, czy nie zatrzymała się tu jej przyjaciółka. Kobieta podbiegła do swojego stanowiska pracy, wróciła z kluczami  w dłoni.
- Chodźcie za mną, mam dla was dwa pokoje - jeden podała Lucy, która wydawała się być spłoszona.
    Wyszło na to, że ma zatrzymać się w jednym pokoju z Natsu, a w pokoju obok ja z Levy. Poszliśmy na górę po schodach z marmuru, mimo, że hotel nie był duży, był bardzo piękny, zachwycał swym wyglądem. Podłogi wyłożone były błękitnymi dywanami w czerwone orientalne, niespotykane wzory, które przykuwały uwagę. Drzwi pokoju wykonane były z połyskliwego drewna, skrywały jak się okazało, bajkowy pokój. Cała ściana wychodzącą na północ, była zrobiona z gigantycznych okien, sięgających prawie do podłogi, dzięki czemu można było podziwiać świetlistą lagunę. Okna miały delikatne, koloru akwamaryny zasłony, które poruszały się lekko dzięki wiatru, wpadającemu, przez uchylone okno. Pod ścianą stało łóżko, które zajmowało większą część pokoju, okryte zostało narzutą koloru szafiru, obłoże " setkami" poduch o różnych odcieniach niebieskiego, które wyglądały na bardzo miękkie.
  - Apteczka jest w łazience, gdybyście czegoś potrzebowali bez wahania proście - wskazała na drzwi po południowej stronie pokoju, po czym wyszła.
     Podszedłem do łóżka i ułożyłem Levy delikatnie na wielkim łożu, uprzednio zrzucając jedną ręką część poduszek. Gdy ją położyłem z jej ust wydobyło się westchnięcie, wydawała mi się wtedy jeszcze delikatniejsza, była jak dmuchawiec, któremu wystarczyło lekki powiew wiatru, aby rozsypał się na cztery strony świata. Moja dłoń sama skierowała się do jej policzka, naznaczanego siniakami i prowizorycznymi opatrunkami. Zrozumiałem, że nie jeden raz ją bili, to zdarzało się często, na ranie powstawała kolejna rana, oczami wyobraźni mimowolnie, ujrzałem jak ten łotr okłada moją niebieskowłosą wróżkę, pięściami, usłyszałem krzyk, piękny głos, który przerodził się w dźwięk wyrażający ból.
    Zacisnąłem zęby, wściekłość wręcz ode mnie emanowała, nie mogłem się powstrzymać, pragnąłem coś zniszczyć, cokolwiek zrobić, aby uwolnić się od tego uczucia.
    Usłyszałem jęk, szybko skierowałem swój wzrok ku Levy, poruszyła się przez sen,może to przez sny, które zapewne nie były, zbyt kolorowe. Otrząsnąłem się, nie miałem czasu na rozmyślania nad tym co się stało, powinienem się nią zająć. Wziąłem apteczkę, którą jak mówiła Viola, była w łazience. Znalazłem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli bandaże, gazy i różnego rodzaju maści. Powoli z wahaniem, sięgnąłem do starych opatrunków, aby je wymienić na świeże, porządniejsze od tamtych. Bałem się, że może ją to zaboleć, ale cóż gorzej będzie jeśli zostawię to tak, zapewne rany nie zostały dobrze przemyte. Zacząłem obywać zaschniętą krew, nakładem maści, aby wszystko dobrze się zagoiło, na całym ciele miała zadrapania, ale nie które z nich nie wymagały zabandażowania, więc tylko je oczyściłem. Wszystko robiłem powoli, nie spieszyłem się, chciałem, żeby było to zrobione dokładnie.
   Na koniec został bark, był cały posiniaczony, usiany fioletowymi plamami, jednak nie był zwichnięty, dlatego wystarczyła maść łagodząca i owinięcie bandażem. Gdy skończyłem spojrzałem na efekt moje pracy, wtedy się załamałem, Levy była niemal cała przysłonięta bandażami, było tak mało miejsc, gdzie jej gładka i nieskazitelna skóra, została nietknięta. Uklęknąłem na łóżku z pochyloną głową, mój żal i ból, wyraziły łzy, które zaczęły płynąć z mych oczu, pierwszy raz w życiu tak płakałem, nie mogłem powstrzymać szlochu. Byłem w rozsypce, kto by pomyślał, że taki silny facet jak ja, za jakiego mnie uważano, mógłby być takim wrażliwym.
  Położyłem się tuż przy niej, wbiłem swój wzrok w jej twarz i z myślą, że nie ma piękniejszej od niej, zasnąłem .


                                                          Levy

   Obudziły mnie promiennie słońca, które łaskotały moją twarz, również w pewnym momencie poczułam silne ramię, przyciskające mnie do łóżka. "Zaraz ... zaraz... Jakie łóżko i jakie ramię ?" Momentalnie otworzyłam szeroko oczy, mój wzrok zarejestrował, że znajduję się w ślicznym pokoju i leżę na na jeszcze piękniejszym łożu z baldachimem, a ramię, które przyciska moje ciało do niego należy do Gajeella ! Leżał na lewym boku, miałam więc wspaniały widok na jego twarz, która na co dzień, wyglądała na srogą, w tamtym momencie, wydawał się być takim łagodnym, nigdy nie widziałam go z tak spokojnym obliczem. Pasmo czarnych włosów opadło mu na czoło, moje dłonie aż się rwały, aby je odgarnąć, usta zwykle zaciśnięte w prostą linię, kusiły mnie do tego, abym przykryła je swoimi własnymi. Rozchyliłam lekko wargi i powoli zaczęłam zbliżać swoją twarz do jego, przy tym uważnie obserwowałam, czy się nie budzi, gdyby choćby drgnął odsunęłabym się. Jednak nic nie wskazywało na to, że się przebudzi, dlatego kontynuowałam swoją wędrówkę, zostało kilka milimetrów, moje serce bić jak oszalałe, nie zamierzałam się cofnąć, prze tą rozłąkę o mało nie zwariowałam, dlatego przez chwilę chciałam poczuć jego ciepło, poudawać to, że jest mój...
   Nasze usta się zetknęły, z przyjemności, która przeze mnie przepłynęła, zamknęłam na chwilę oczy, w myślach prosząc, by ta chwila trwała wiecznie. Poczułam wplatającą się w moje włosy dłoń i usta oddające mój pocałunek, czyżby moja wyobraźnia była, aż tak wybujała ? Nasze oddechy połączyły się ze sobą, jego ciepło przeszło na mnie, wywołując dreszcze rozkoszy. Czy tak sobie to wyobrażałam ? To było urzeczywistnienie moich głęboko skrywanych marzeń, właśnie śniłam i bałam się obudzić. Nie otwierając oczu oddawałam się przyjemności, moje palce wsunęły się w jego gęste włosy, przyciągnęłam go bliżej i wtedy usłyszałam jego jęk, momentalnie otworzyłam oczy, w jego własnych ujrzałam swoje odbicie.
   Spojrzałam na niego, zdziwiłam się, kiedy się uśmiechnął, zaczął się śmiać...
- Zaskoczona ?
  Słowo zaskoczona nawet nie wystarczyło, na to aby opisać, to jak się czuję. Czyżby drwił ze mnie ? Próbowałam odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale on zrobił to szybciej, pocałował mnie, zachłannie zagarnął moje wargi, nie byłam w stanie myśleć, tylko czuć jego obecność. Pragnęłam tylko, żeby nie okazało się kolejnym z moich snów...











sobota, 27 września 2014

Rozdział 7 - Ratunek

GOMENA !!!! Nie było mi tu długo ;____; Jednak spróbuję to nadrobić kolejnym rozdziałem ;) Postaram się, aby był chociaż trochę dobry... Ehh... przepraszam, za tak beznadziejne słownictwo, ale naprawdę pracuję nad tym ^_^ Proszę Was o cierpliwość !


                                                        Levy




    Zobaczyłam zbliżającego się do mnie Shina, w jego poruszaniu się było coś drapieżnego, na myśl przychodził mi dziki kot polujący na swą ofiarę. Jego twarz wykrzywiał uśmiech, który nie miał nic wspólnego z miłym i pięknym uśmiechem Lucasa. Mimo, że byli braćmi bardzo się różnili, młodszy brat, Lucas był słońcem, które zostało przysłonięte przez starszego brata. W oczach tego drugiego zobaczyłam swoją nie pewną przyszłość, było w nich coś przerażającego, co sprawiło, ze zaczęłam się trząść , widząc to Shin uśmiechnął się szerzej, podniecał go mój strach. Nie mogłam pokazać przy nim słabości, więc zacisnęłam mocno zęby i uspokoiłam się na tyle, ile to było możliwe.
     Czubki jego butów dotknęły moich, szturchnął mnie w obite i obolałe kolano, czułam, że z moich ust chce wypłynąć jęk bólu, ale powstrzymałam się.
- Oh, biedna muszko ... Jaka szkoda tak ślicznej muszki, twoi przyjaciele nie za bardzo się tobą interesują. Powinni już być tutaj wczoraj wieczorem, a patrz toż to już jest następny dzień, może nawet twój ostatni. - zaśmiał się szyderczo, znęcanie się nad słabszymi od siebie, wydawało się być jego ulubioną rozrywką - Ha, kto wie ? Kto wie? Może w takim razie wybierzesz się ze mną na spacer, co? Dobrze by ci zrobiło, wyprostujesz plecy... Tak to dobry, nawet powiedziałbym, że wspaniały pomysł !
   Spojrzał na mnie, wiedział doskonale jak słaba jestem, nie byłam wstanie chodzić. Rzucił mi jeszcze jedno mściwe spojrzenie i zawołał dwóch swoich ziomków.
- Odwiążcie ją i załóżcie bransolety do zablokowania magii.
   Zaczęli mnie odwiązywać, gdy lina opadła poczułam, że łatwiej mi się oddycha, wpijała się we mnie tak mocno, iż nie mogłam dobrze oddychać, poczułam dużą różnicę. Wzięłam głęboki wdech, ale nie zdążyłam się nacieszyć tym długo, poczułam jak zapinają  mi bransolety, a w następnej sekundzie zostałam brutalnie postawiona na nogi, które od razu się pode mną ugięły. Shin chwycił mnie za łokieć i utrzymał w pozycji stojącej, nie mogłam się ruszyć, moje ciało wydawało mi się takie ciężkie, czułam jak do zesztywniałych nóg dopływa krew, było to dość bolesne doświadczenie.
- No, to idziemy. Powinnaś być wdzięczna, za to jak cię dobrze tu traktujemy...
- Według ciebie tak się traktuje ludzi, tak nawet nie wypada postępować ze zwierzęciem - odpowiedziałam mu z goryczą słyszalną w głosie, nie byłam w stanie ukryć swojej nienawiści do niego.
- Ty głupia i niewdzięczna, suko! - rzucił mnie na ziemię.
   Upadłam na prawy bok, obróciłam się z jękiem na plecy, coś chrupnęło mi w barku, upadając uderzyłam w wystający z ziemi kamień. Widząc to, Shin położył na nim stopę i docisnął mocno, tym razem już krzyknęłam. Usłyszałam jego obłąkany śmiech, im bardziej krzyczałam tym bardziej miażdżył mi rękę, próbowałam chwycić jego nogę drugą wolną ręką, gdy mi się to udało, szarpnęłam z całej siły, której mi mało zostało. Shin absolutnie nie spodziewał się, że zrobię cokolwiek, by bronic się przed jego atakiem.
Upadł na ziemię przez utratę równowagi i uderzył głową w ziemię, pod wpływem adrenaliny szybko wstałam i kuśtykając skierowałam się w stronę lasu, pragnienie przetrwania unosiło moje nogi, dzięki temu stawiałam kolejne kroki na przód. Miałam szczęście, że przetrzymywano mnie na skraju obozu, bo inaczej już ktoś by mnie złapał. Byłam tak blisko tego, aby ukryć się w gęstwinie lasu, moje próby ucieczki jednak były daremne, poczułam szarpnięcie do tyłu, silna dłoń Shina zacisnęła się na mojej szczupłej szyi.
- Nadal będziesz uciekać? Przecież dobrze wiesz, że nie masz szans. - wycedził mi prosto do ucha i puścił.
   Upadłam na kolana, miał rację, głupio robiłam, tylko pogarszałam swoją nędzną sytuację, mimo to ciągle walczyłam, nie dawało to żadnych pożądanych skutków, ale sama świadomość tego, że mu się postawiłam była pocieszająca w znikomych stopniu, ale jednak była. Gajeell nigdy by się nie poddał, walczyłby do końca, wolałby zginać, niż być tak traktowanym, poniżany przez przemoc fizyczną oraz psychiczną.
- Gajeell, jak dobrze, że cię tu nie ma, nie musisz tego oglądać... - wyszeptałam wiatru bawiącemu się w liściach i trawie, był taki beztroski, a przede wszystkim wolny bez żadnych zmartwień. Był on moim powiernikiem w czasie tych dni strasznej męczarni, słuchał mnie uważnie i nigdy nie przerywał, może się to wydawać głupie, ale dzięki temu nie traciłam świadomości. Teraz klęczałam jakby do modlitwy o ratunek, który nie przyjdzie, wiedziałam, że dziś oddycham ostatni raz, obraz mojego ukochanego w głowie, pomagał mi myśleć. Czując zbliżający się mój koniec, prosiłam tylko o to, aby się tu nie zjawił, żeby nic mu się nie stało. Nade mną stał mój kat, widziałam jego cień zlewający się z moim, nie wiedziałam czemu tak długo czeka, czyżby napawał się zwycięstwem, cieszył się, że zaraz dokona egzekucji ?

                       


- Wiesz, trochę żal takiej słodkiej dziewczyny... niewątpliwie jesteś piękna - dotknął moich włosów, chwycił je w dłoń i pociągnął w dół, chciał bym na niego spojrzała.
    Pogłaskał mnie po policzku, bynajmniej nie miał być to czuły gest, chciał abym poczuła, że jestem na jego łasce i niełasce, traktował mnie jako swoją zabaweczkę i tym gestem chciał mi uświadomić swoją chęć do zabawy. Jego dłoń zaczęła dalszą wędrówkę po moim poranionym, ledwo okrytym przez podartą sukienkę, ciele. Zatrzymał się na piersi i ścisnął ją mocno, aż załkałam. Na jego obleśnej twarzy widziałam wzrastające podniecenie, przestraszyłam się go bardziej niż wcześniej.
- Nienawidzę ... cię... - wycedziłam gniewnie, po moich policzkach płynęły łzy.
   Rzucił mnie za plecy, przytrzymał mi ręce za głową, jego wielka dłoń była wstanie utrzymać je tak mocno, że ledwo mogłam nimi ruszyć. Obleśna łapa Shina znalazła się pod moją sukienką, dotykała moich piersi, było to dla mnie przerażające doświadczenie, już nie starałam się ukrywać strachu, krzyczałam imię Gajeella, szlochając wypowiadałam jego imię, w jednym słowie zawarta była cała tęsknota do niego.
- Muszko, już za chwilę zaczniesz krzyczeć moje imię, będziesz błagać bym przestał! - wykrzyczał mi Shin.
     Jego kolano rozchyliło mi uda, ułożył się po między nimi i chwycił za pasek swoich spodni, wiedziałam co się stanie. Opuścił spodnie, chwycił moje udo i przyciągnął do swojego krocza.
- Skarbie, rozluźnij się - zaśmiał się - To od ciebie zależy, jak bardzo to będzie bolec.
- Proszę... proszę... już nie będę uciekała, błagam - szlochałam.
- Już za późno na to... Twoje błagania mnie nie ruszają, nikt nie kiwnie chociażby palcem, aby cię uratować!
- Ja mam inne zdanie - usłyszałam ciepły, mocny głos, ten który słyszałam w swoich snach, w którym zakochałam się już dawno temu.
  Shin gwałtownie stanął na nogi, patrzył w stronę lasu, tam gdzie wcześniej próbowałam uciec. Wszystko, co potem się wydarzyło zamykało się w paru sekundach.
Buława Żelaznego Smoka - krzyknął donośnym głosem Gajeell.

       Tuż przed moimi oczyma mignęła buława z żelaza, która wyrzuciła Shina w powietrze dobre siedem metrów, mój były napastnik przejechał po ziemi jeszcze z trzy i zatrzymał się na wystającym z ziemi metrowym głazie. Na polane wybiegli magowie, zapewne poczuli potężną magie Smoczego Zabójcy i zaniepokoili się. Ustawili się w szyku, było ich dziesięciu, Lucasa nie widziałam wśród nich i dobrze, to nie jego walka, on toczył ją z samym sobą, pewnie był daleko stąd. 

       Przede mną stanął Gajeell i szybko wziął mnie na ręce, zostawił pod drzewem, które miało mnie zakryć przed wrogimi spojrzeniami. Mag  był delikatny w każdym ruchy, on silny i twardy mężczyzna, pogłaskał mnie po głowie, zaskoczył mnie, bo był to bardzo czuły gest. Następnie nie nie mówiąc, wybiegł na polane by walczyć.  Wychyliłam się lekko i w tej chwili do Gajeella dołączył Natsu, a tuż za nim biegła Lucy !
- Ryk Ognistego Smoka - czerwony słup ognia zbił z nóg trzech przeciwników.
    Natsu wziął na siebie niby trojkę magów, ale tuż obok na Lucy namierzało się dwóch, więc chłopak kierując się na swych przeciwników po drodze uderzył także ich, dzięki czemu Maginii miała czas na wybranie klucza i przywołanie jednego z Gwiezdnych Duchów.
- Otwórz Bramę Łucznika - Sagittarius !
       Przed Lucy pojawił się duch, który na wydane polecenie zaczął strzelać do magów, miał świetnego cela, jednego z nich przyszpilił do drzewa, inny mag uciekł przed strzałą, ale na swoje nieszczęście wleciał z impetem na głaz i leżał przy nim nieprzytomny. Dziewczyna na następnego namierzyła się tak zwaną Rzeką Gwiazd, był to bat pochodzący ze Świata Gwiezdnych Duchów, a dokładnie z konstelacji Eridanusa, który świecił  niebiesko - żółtym blaskiem. Bat nawinął się na szyję nieszczęśnika, Lucy pociągnęła go z rozmachem,przez co ten się przewrócił, i nie zapowiadało sie na to, że szybko się podniesie. Maginii była silna, nie którzy by powiedzieli, że na taką nie wygląda, co potrafi komuś porządnie dołożyć. Mylący był jej wygląd, zgrabna blondynka, bardzo ładnie zaokrąglona w odpowiednich miejscach raczej nie budzi po strachu.
- Lucy, zabrałaś mi jednego - wykrzyczał Natsu, który zawsze palił się do walki.
- Oj, nie narzekaj ! - odkrzyknęła do chłopaka, który bez problemu poradził sobie z dwoma magami.
   Teraz siedział na jednym z nich i poklepywał po głowie, było to takie podobne do niego. Uśmiechnęłam się lekko mimo tych strasznych rzeczy, które przeżyłam.
- Słaaabi byli, dlatego wybaczę Ci, że wzięłaś mi mojego.
- Natsu, to też są ludzie, nie możesz ich traktować jak zabawki - Lucy zganiła chłopaka.
   W tym samym czasie jak oni walczyli, obserwowałam również zmagania Gajeella, miał pięciu magów przeciwko sobie.
 - Lanca Żelaznego Smoka !
      Jego ataki chwilami były zbyt szybkie, by mój wzrok to zarejestrował, widziałam natomiast strach mrocznych magów, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nigdy nie walczyli z kimś tak silnym. Smoczy Zabójcy zawsze będą wzbudzać podziw, ale i postrach, martwiłam się o Gajeella mimo tego.
     Doskonale wiedziałam,w pełni  byłam świadoma, iż jest wstanie wygrać z każdym, jednak ciężko było uspokoić szybko bijące z emocji serce, które bało się o niego. Reagowałam zbyt gwałtownie przy nim, zachowywałam się nieracjonalnie, mój rozsądek w jego obecności leciał na łeb, na szyję i nie miałam nad tym większej kontroli.
     Walka skończyła się bardzo szybko, mroczni magowie ukrywając się przez tyle lat zatracili część swoich zdolności i nie byli żadnym wyzwaniem dla moich przyjaciół. Bardzo mnie to ucieszyło, ale nadal byłam przerażona, nadal widziałam Shina pochylającego się nade mną, pamiętałam jego zapach, przyspieszony oddech, gdyby Gajeell nie zdążył na czas zgwałcił by mnie, ta myśl długo będzie mi towarzyszyć.
     Natsu i Lucy zabrali się za związywanie poturbowanych magów, zostaną oddani tutejszym " stróżom prawa", a ci wyślą ich przed oblicze Najwyższej Rady, gdzie zostaną sprawiedliwie osądzeni. Przynajmniej coś dobrego wyniknie z tej historii, zostaną zamknięci poszukiwani od bardzo dawna mroczni magowie.
    Przymknęłam oczy, usłyszałam czyjeś ciche kroki, zatrzymał się tuż przede mną, bałam się na niego spojrzeć, co miałam mu powiedzieć ? Że przepraszam, ale musiałam uciec, ponieważ palący mnie od środka wstyd nie pozwolił mi zostać ? Może po prostu podziękować i bardziej się nie pogrążać, albo nic nie mówić ?  Co mogłam zrobić ...? Miałam tysiące pytań, wielką pretensję i żal do siebie, to wszystko rozwiał zwykły dotyk, jego dłoń podniosła mój podbródek, wstrzymałam oddech, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.

 
                               


- Levy, proszę spójrz na mnie, otwórz oczy, no już - powiedział.

     Powoli uniosłam powieki, zauważyłam, że klęczał przede mną, zrównał swoją twarz z moją, patrzyliśmy na siebie, ja z osłupieniem, nie do końca wierząc w jego obecność, on z ulgą i z czymś jeszcze, ale nie byłam pewna co to było. Jednak na dnie jego oczu czaiła się złość, był zły na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak się bałem... co czułem, gdy usłyszałem z daleka twój płacz. -  mówił coraz głośniej, był zły, to na pewno -  Jak mogłaś uciec?! Pomyślałaś o kimkolwiek? O Lucy, Natsu, Erzie ... Jak mogli się poczuć Jet i Droy ?! - krzyczał na mnie, zasługiwałam na to, byłam winna wszystkiemu. - Jesteś tchórzem, miałem o tobie inne zdanie, uważałem cię za mądrą, dojrzałą a przede wszystkim stawiającą czoła największym problemom, kobietę ! Co ci strzeliło to głowy, by uciekać tak o - pstryknął palcami - Nie pozwoliłaś mi na odpowiedz, bo sama uznałaś, że takowej nie mam ?! Czemu uciekłaś ode mnie, czemu nie dałaś mi szansy powiedzieć cokolwiek ?!
     Na te słowa zapłakałam, w tamtym momencie łzy płynęły ciurkiem z mych oczu, cały strach, wszystko złe co mnie spotkało, wypływało ze mnie w postaci słonych kropelek. Wypłakiwałam wszystko co we mnie tkwiło, nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Levy, przepraszam, poniosło mnie, przecież mnie znasz, tak naprawdę lepiej niż ktokolwiek ...
    Przytuliłam się do jego torsu, chłonęłam jego ciepło, osunęłam się w jego ramiona, nie miałam siły, żeby porządnie się niego wtulić, tak więc, to on przytulił mnie do siebie jak dziecko i wstał, szedł przodem, domyśliłam się, że Natsu i Lucy idą z tyłu razem. Przez niemal całą drogę moje łzy wsiąkały w jego bluzkę, ale Gajeell się tym nie przejmował. W pewnym momencie zaczęłam zasypiać.
- Śpij, Levy... Śpij ....
   Zamknęłam oczy, byłam strasznie zmęczona, więc zasnęłam, przed tym usłyszałam cichy szept, ale nie wiem czy to był sen, czy rzeczywistość.
- Kocham Cię...
    Tak, to musiał być sen.

   


   



sobota, 13 września 2014

Rozdział 6 - Poszukiwania

Znalazłam czas na pisanie ! Chwała Bogu ! Mam nadzieję, że i Wy się cieszycie ;* Czekam na wasze opinie...:(  No dobra ... piszę !!!

                                           

                                              Levy

    Nie wiem ile czasu minęło, od mojej rozmowy z Lucasem, który czasami mi migał między drzewami jak cień. Próbowałam liczyć zachody słońca, jednak las był gęsty a korony drzew bardzo rozłożyste, przez co nigdy nie byłam pewna, czy jest świt, czy to już zmierzch. Byłam bardzo osłabiona, gorąco panujące na wyspie odbierało mi całe siły. Czułam, że mam siniaki na całym ciele, ból, który odczuwałam nie pozwalałam mi spać... Ale jak tu spać? Liny były mocno zaciśnięte wokół mnie i pnia, wpijała się w skórę, jakby i ona chciała bym osłabła. Czasami ktoś z Shado Yosei podchodził do mnie z wodą i zbyt małymi, jak dla mnie kawałkami chleba. Coraz z większym trudem trzymałam głowę ku górze, traciłam kontrolę nad własnym ciałem. " Cholera, żeby tylko ciałem, w zaledwie kilka godzin straciłam kontrolę nad swoim życiem. To zaczęło się już po zwycięstwie turnieju, może nawet wcześniej ...? "  Głowa opadała mi na dół, byłam zmęczona, zasypiałam na kilka minut i budziłam się na każdy głośniejszy dźwięk. Wieczorem, gdy ucichło w ciemnej gildii, pozwoliłam sobie na sen, mimo niewygody. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam. Zamknęłam oczy, przenosząc się do krainy snów, w której nigdy nie wiadomo, czy coś jest prawdziwe, czy ułudą.

***

- Gajeell ! Gdzie jesteś? Potrzebuję Cię ! - wołałam zrozpaczonym tonem.
   Wokół mnie nie było niczego, nawet nie była to ciemność... Otaczała mnie pustka, czułam się osamotniona, zdana łaskę losu. Skuliłam się, ukrywając twarz z dłoniach, będąc ciągle w tej pozycji usłyszałam ledwo słyszalny szept. Był to ciepły, łagodny głos, miałam wrażenie, że go znam i to bardzo dobrze, jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Szept był coraz głośniejszy, nie rozumiem w jaki sposób słyszałam coś w nicości. Zrozumiałam, że cokolwiek lub ktokolwiek to wypowiadał zbliżał się do mnie.
- Levy...
  Levy? Kto to Levy? Czy to osoba? Przed oczami mignął mi obraz szczęśliwych ludzi, obejmujących się, potem widziałam ich coraz więcej. W moich oczach widziałam, że są coraz starsi, a ich więzi coraz silniejsze. Uśmiechali się do mnie, cały tłum wyciągał ku mnie zapraszająco ręce, bałam się podejść, ale wtedy przed zbiorowisko wysunął się chłopak, nie już nie chłopak, mężczyzna. Był cudowny, jak senne marzenie, które jest nie osiągalne.
- Levy - to był ten głos, który szeptał do mnie w pustce.
    Nagle znalazł się tuż przy mojej twarzy, ale nie zbyt wyraźny, jakby za mgłą. Widziałam w oczach nieznajomego niezwykle ciepłe uczucia. Skierowane do mnie ?
- Levy, kocham Cię ...
- Czemu zwracasz się do mnie Levy? I dlaczego wyznajesz mi miłość ?
  Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany, jego twarz przysłonił cień smutku, zaczął się odsuwać.
- Czekaj! Nawet nie wiem kim jesteś ! -  krzyknęłam za nim, czując nie zrozumiałą dla mnie tęsknotę.
- Gajeell - powiedział cicho i znikł.
   W moich ust wydarł się przeraźliwy szloch. Jak mogłam o nim zapomnieć?

   Obudziłam się, dyszałam jak po jakimś biegu. W obozie były cicho, tylko paru magów krążyło po obozie, co no ktoś inny prowadził wartę. Nie rozumiałam nic z tego, co mi się przyśniło, może zaczęłam wariować, tracić zmysły ? Coraz bardziej tęskniłam za Gajeell'em, chciałam znów go zobaczyć, a zarazem bałam się, że przeze mnie coś mu się stanie, na pewno już mnie szuka. Co ja sobie myślałam? Byłam lekkomyślna, po praz pierwszy postąpiłam tak głupi, jak idiotka. Może to nie skromne, ale byłam uważana za bardzo inteligentną dziewczynę.
- Przepraszam, przepraszam... - szeptałam cicho w noc.

                                 
                                          Gajeell

- Natsu, Lucy! Szybko, bo zaraz nam odpłynie statek! - krzyczałem na nich zdenerwowany, wiedząc, że nie zasługują na takie traktowanie, ale nie mogłem się opanować.
   Za pięc minut miał odpłynąć statek na wyspę na której, prawdopodobniej przetrzymywali Levy. Już godzinę temu zakupiliśmy bilety, a od jakiś trzydziestu minut obserwowałem Lucy, która chciała przekonać Natsu do rejsu.
- Nieee... błagam! Wiesz, Lucy jak to się skończy!
- Nic Ci nie będzie, zaopiekuję się tobą - Lucy nadal czarowała różowowłosego.
  Wychodziłem z siebie, więc podszedłem do chłopaka i chwyciłem, może zbyt brutalnie za szalik. Nasze oczy się spotkały, w jego widziałem niedowierzanie, w moich zapewne zobaczył złość i zniecierpliwienie.
- Levy może zginąc, jeśli nie popłyniemy tym cholernym statkiem na tą zasraną wyspę... a ty stawiasz opory?!
- Tak, masz racje, zbyt bardzo dramatyzuję. To do mnie nie podobne, ale...
-Wiem, martwisz się, przez to nie potrafisz racjonalnie myśleć.
  Lucy podeszła do smutnego chłopaka i ujęła jego dłoń, ten spojrzał na dziewczynę z wdzięcznością, w jego spojrzeniu kryło się coś więcej. Między nimi wisiały nie wypowiedziane na głos słowa, wiedziałem, że coś się święci. Prędzej czy później odważą się do tego, żeby powiedzieć to głośno.
- Dobra, idziemy - przerwałem im i wszedłem na statek, tuż za mną szła przyszła para, jeśli dobrze myślę, nie długo będą razem. Gdy nie widzieli mojej twarzy, uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż oni mają szansę na szczęśliwe życie razem. Tak bardzo bałem się o Levy...

***

   Podróż była dla nas ciężka, Natsu był ledwo przytomny, Lucy szeptała coś do niego, trochę go to uspokajało. Choroba lokomocyjna dawała się we znaki, również mi, jednak strach o pewną magini był silniejszy niż cokolwiek innego. Błagałem w duchu, aby nic jej się nie stało, abym zdążył nas czas. Gdy już byliśmy na lądzie szukaliśmy śladów, którego mogłaby zostawić nam nasza przyjaciółka. Byliśmy w jednym wielkim hotelu, potem w dwóch mniejszych, nigdzie nie było śladu po niebieskowłosej. Rozdzieliśmy się, ja miałem popytać ludzi na plaży, a blondwłosa Magini Gwiezdnych Duchów miała sprawdzić z Natsu jeszcze jeden motel.
- Widzieliście dziewczynę o niebieskich włosach, drobna, dość niska ? - pytałem każdego, kto potykał mi się pod nos.
   Nie wiedziałem co robić, mieli przecież zostawić nam wskazówki, dzięki którym przekazaliśmy by klejnoty w zamian za Levy. Stanąłem na brzegu, fale moczyły mi buty, ale nie przejmowałem się tym wcale. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, odwróciłem się. To była Lucy, która trzymała jakiś plecak, odebrałem go od niej. W środku znalazłem kilka par spodni i koszulek, rzuciłem to wszystko na piasek, na dnie leżały sukienki, które pachniały świeżą limonką, zapachem Levy. Przytknąłem sobie jedną z nich pod nos, drżały mi ręce, gdy zamknąłem oczy miałem wrażenie, że jest tuż obok. Jeśli bardzo się skupię wytropię ją, odnajdę miejsce w którym jest przetrzymywana. Skierowałem się ku drzewom, zakładałem, że dranie ukrywali się głęboko w lesie, tak aby nikt ich nie znalazł. Zrobiłem parę kroków, i to wystarczyło, poczułem zapach słodkiej limonki, pobiegłem tak jak kierował mną nos.
- Biegnę do Ciebie, Levy... już nie długo, będziemy razem.

Gomena !!

Jak widzicie, mój blog jak na razie nie ma porządnego szablonu :( Czekam na niego :( Wiem, że tak głupio wygląda ze zwykłym szablonem :( Ale mam nadzieję, że już nie długo będzie tu ładniej :)

sobota, 6 września 2014

Rozdział 5 - Okup

Także tego ;) Ohayoo mina !!!!!!! Nani madedesu ka? Hehe, sorka ;) I jak podoba się ? Bo wiecie, ja czasami zastanawiam się, czy ktoś to czyta, czy tylko przejedzie, od tak ? No ale, nie zmuszam ;) Będę pisać chociażby dla moich przyjaciół ;) Zuz? Juli ? Andrzeju ? Liczę na Was ;) Jesteście dla mnie wiekim wsparciem <3 Kocham i ślę wielkie " DZIĘKUJĘ " A więc miłego czytanka ;)

                                              

                                                     Levy
 
    Minęły dwa dni od podstępnego złapania mnie. Byłam zmęczona i obalała, czterdzieści osiem godzin w takiej pozycji nie jest korzystne. Moje ciało zostało brutalnie przywiązane do drzewa, i to nie zwykłą liną, była specjalna stworzona do blokowania magii. Każde moje słowo okażę się bezowocne, nic nie mogłam zrobić. Na początku próbowałam, ale dostałam za to tylko w twarz od blondyna, który jak podejrzewałam był bratem Lucasa. Przekonałam się o tym właśnie drugiego dnia, gdy oboje do mnie podeszli, w oczach młodszego nadal widziałam skruchę, natomiast w spojrzeniu tego drugiego widziałam złość, która towarzyszyła mu cały czas.
- Levy, przepraszam. . . ale - powiedział Lucas, ale jego wypowiedź od razu została przerwana.
- Lucas! Nie masz za co jej przepraszać, należy jej się ! Takie jak ona, mają wszystko, mogą wychodzić na ulicę, i wszyscy ją kochają. My zostaliśmy odrzuceni ! Nikt  Fiore nas nie chce ! NAS Shadō Yōsei !
- Cień Wróżki ? - spytałam przestraszona - Czy wy nie byliście legalną gildią ?
   Starszy spojrzał na mnie, tak, że się skuliłam. Zbliżył swoją twarz do mojej wykrzywionej obrzydzeniem.
- Tak, ale nie spodobała się Radzie nasza działalność. A teraz musimy kryć się w dziczy !
- Nie dziwię się, robiliście dużo złego, każdy chce wymazać z pamięci wasze istnienie. Tak naprawdę, każdy żyje z nadzieją, że gnijecie w ziemi ! - splunęłam na niego.
   Otarł ślinę, nawet nie zauważyłam ruchu ręki, która brutalnie starła się z moją twarzą. Uderzenie odrzuciło mi głowę i wydarło z gardła jęk bólu. Poczułam coś mokrego na wardze, gdy skapnęło mi na skulone nogi okazało się czystym szkarłatem. Zakręciło mi się w głowie, do tej pory nie dostałam tak silnego ciosu. Naprawdę go wkurzyłam, ale nie potrafiłam się powstrzymać, otóż kilka lat temu gildia Shado Yosei terroryzowała legalne gildie. Już wtedy porywali niewinnych magów, jednak nigdy nie zdarzyło się to Fairy Tail. Moja gildia jedynie pomagała w odbijaniu zakładników i karaniu mrocznych magów.
- Ty mała suko ! Jak śmiałaś ? Do mnie wielkiego Shina ??
   Moje serce szybciej zabiło, miałam przed sobą maga, który zabił poprzedniego mistrza gildii. Shin zmienił tą gildię na mroczną, za nim wszyscy przeszli na złą drogę. To właśnie przez niego dochodziło do porwań, a czasem nawet to krwawych zabójstw. Bałam się, każdy by się przestraszył, człowieka przede mną, przecież nazywano Krwawym Shinem !
- Wolę zginąć niż oglądać Twoją paskudną gębę ! - powiedziałam z nieskrywaną nienawiścią.
  Na moje drobne ciało spadał grad ciosów,czułam jak tworzą się nowe rany. Nagle ktoś odepchnął Shina ode mnie. Okazało się, że to Lucas. Zaczęli tarzać się pod ziemi, nagle Shin usiadł na Lucasie i chwycił za koszulę.
- Ty przeciwko mnie braciszku? - czyli nie myliłam się, byli rodzeństwem - Oj Lucas, przesadzasz! Wiem, że nie lubisz nikogo krzywdzić, ale ja to lubię, więc musisz się podporządkować ! Jestem twoim starszym bratem, nie masz nikogo poza mną! Nasi rodzice nie żyją. przez takich jak ona . . . Dlaczego, więc ją bronisz? Hmmm? Odpowiesz mi ?
   Zapadła martwa cisza, ci wszyscy, którzy obserwowali całe zdarzenie również zamilkli. Bracia walczyli ze sobą na spojrzenia, w oczach młodszego zauważyłam coś dziwnego. Coś na kształt tęsknoty ? Wszystko to wydawało mi się chore.
- Zejdź ze mnie - poprosił Lucas. Jego brat zerwał się na nogi, a odchodząc do swego namiotu rzucił mi ostre spojrzenie, które mówił, że to jeszcze nie koniec. 
   Lucas podszedł do mnie i usiadł w kucyki. Oderwał od swej koszuli kawał materiału i zaczął ocierać moją krew. Gdy przytknął go do mojej rozciętej wargi syknęłam z bólu. Nie rozumiałam jego, najpierw prowadzi ze mną miłą rozmowę, pozwala mi uważać go za przyjaciela, a następnie przyprowadza mnie do swojego brata jako łup. A teraz? Teraz okazuje mi swą dobroć, która wygrywa z ciemnością, którą chce w niego wpoić brat.
- Czemu to robisz? - pytam.
- Bo nie chcę być taki, jak mój brat. Nie chcę, by zanikły we mnie resztki dobra.
- To dlaczego mnie tu w ogóle przyprowadziłeś ? Bierzesz udział w moim porwaniu, więc jaki ma sens pomaganie mi? Jakakolwiek troska ?
- Nie mogę się sprzeciwić bratu, jest moją jedyną rodziną.
- Kochasz Go?
-Tak. . . - powiedział ze smutkiem - Problem polega na tym, że zbyt bardzo, żeby go opuścić. Nie mogę odejść, bo wtedy już nie będzie istniała nadzieja na uratowanie Shina. Czasami kochamy zbyt bardzo, by kogoś opuścić. Czuwamy przy tej osobie, wierząc, że kiedyś zauważy nas.
-Wiesz, świetnie to rozumiem. Ale w moim przypadku siedem lat było zbyt długie.
-Chodzi o Gajeella, o którym mi trochę opowiadałaś?
-Tak, o niego. Byłam zbyt gwałtowna, gdybym przekazała mu to wszystko inaczej, to iż go kocham. . .
-Nie mów tak, facet był po prostu ślepy - powiedział ze smutnym uśmiechem - Chciałbym spotkać cię w innym czasie i miejscu, Levy. Być może zostaliśmy by parą.
   Zaśmiałam się gorzko. Mówił z sensem, mi też przeszło to przez myśl. W innym czasie mogłabym go pokochać, taka miłość byłaby łatwa, jak oddychanie. Lucas zakończył oczyszczanie moich ran szybciej niż się spodziewałam. Może po prostu, czas tak szybko przy nim leciał ?
-Mam nadzieję, że mi wybaczysz kłamstwo. Ale ja inaczej nie potrafię.
  Odszedł ze spuszczoną głową, pod drodze kopiąc jakiś kamień, jakby on był wszystkiemu winien. Przypomniało mi się coś, więc zawołałam go szybko.
- Lucas!
  Zatrzymał się i odwrócił na pięcie, za pewnie widział niecierpliwość wymalowaną na mojej twarzy, dlatego szybko podszedł.
-Tak, Levy?
-Wiesz, w jaki sposób chcą poinformować Fairy Tail o tym wszystkim?
-Ahh, taki Hito jest już w Fiore i wywiesza ogłoszenia o twym porwaniu. Drań jet bardzo szybki, statek w porównaniu z nim porusza się tempem ślimaka. Będziemy czekać, aż przypłyną na wyspę i zwabimy ich. Shin zadecyduje co zrobić z twoimi przyjaciółmi.
  Tym razem odszedł już na prawdę, a w mojej głowie zaczęły kreować się czarne scenariusze.

                                       Gajeell  (poszukiwania trwają)


Krążyliśmy po całym mieście przez bite dwa dni. Poleciłem Natsu i Lucy iść w inną stronę, gdy coś znajdą Smoczy Zabójca ma wysłać w powietrze ognistą kulę. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, nie znalazłem żadnego śladu, mój węch nic nie pomógł. Zapach Levy zmieszał się z zapachami tysiąca innych ludzi. Traciłem nadzieję, a przecież nie mogłem tego zrobić, bałem się, że będąc sama stanie jej się krzywda. Usiadłem na ławce na małym placyku i schowałem twarz w dłonie. Co ja narobiłem? Czemu od razu za nią nie podbiegłem ? To wszystko mogło się dobrze skończyć, a teraz Levy jest gdzieś sama, nie wiadomo gdzie. Ile bym zrobił, za cofnięcie się w czasie. Gdybym dostał drugą szansę, nie milczałbym tylko przytulił tą słodką i drobną osóbkę, zapewniając, że będę przy niej. Byłbym wstanie ją pokochać, to nie było trudne, była idealna! Nigdy nie chciałem jej kochać, ponieważ nie do pomyślenia była wizja, w której ona odwzajemnia moje uczucia. Czy byłem jej godny? W końcu zraniłem ją już na wstępie naszej "znajomości", pozwoliłem na to by płakała przeze mnie.
  Nagle niebo rozświetliła ognista kula, zerwałem się szybko i zacząłem biec jak szalony. Wbiegłem na Natsu i Lucy, którzy trzymali w ręku jakiś plakat. 
- Znaleźliście coś ? - spytałem z nadzieją.
-Właśnie na to patrzymy - odpowiedziała mi Lucy.
   W jej głosie było słychać niedowierzanie, więc spojrzałem na plakat. Na nim widniał wściekle czerwony napis.

 " Do FAIRY TAIL !
                Mamy waszą niebiesko włosom muszkę, leży spętana w naszym obozie i błaga o pomoc.
Jeśli pragniecie, aby wróciła do was w całości, jak najszybciej przybędziecie na wyspę Kasir z pięcioma milionami klejnotów. Zostawimy dla was pewne znaki, dzięki czemu bez problemu do nas dotrzecie. Mamy nadzieje, że nie długo się zobaczymy."

- Levy, w co ty się wpakowałaś ? - powiedziałem zmartwiony, a zarazem wściekły.

--------------------------------------------------------------------------
Także tego. . . mam nadzieje, że się spodobało ;) 

                            
  

Rozdział 4 - Zasadzka

Tak smutno... tak smutno :( Nie ma po was żadnego śladu :(((((( To nie znaczy, że nie będę pisać ;)
Liczę na was <3

                                          Levy

    Nie wiem ile godzin minęło. . . Czy może to był dzień, dwa lub tydzień? Nawet jeśli minąłby rok nie zauważyłabym tego, teraz moje serce było daleko. Nie wiedziałam czym jest czas. . . nie zdawałam sobie sprawy, z tego co mnie otacza. Być może uznano by, że przesadzam. Ale jeśli ktoś naprawdę kogoś kochał, mocno z całego serca tak, iż nie wiedział czym jest oddychanie ... myślę, że istniało wielu takich, którzy czuli podobnie. Z każdą przebytą milą czułam rozdzierający ból, jakby część mnie umierała bezpowrotnie w wielkich męczarniach. Nie byłam wstanie określić, czy kiedyś ten ból minie. . . Może okaże się zbyt silny by go stłumić w sobie, ukryć głęboko w podświadomości . . . Możliwie to jest? Nie mam zielonego pojęcia, co się teraz ze mną stanie.

    Statek przybił to portu wyspy Kasir, wcześniej nie wyglądałam z pokoju, w którym na czas podróży człowiek mógł się zrelaksować. Teraz wzięłam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z ogromnego statku na jeszcze większą wyspę. Gdy wychodziłam na brzeg oślepiło mnie słońce, przed moimi oczyma ukazał się raj, po plaży chodzili roześmiani ludzie, szczęśliwe rodziny. . . szczęśliwe pary. Poszłam dalej, było gorąco. . . teraz żałowałam zakupu samych długich spodni, nie przewidziałam, tego iż znajdę się na tropikalnej wyspie, gdzie jest taki upał. Im dalej wchodziłam na piasek, tym bardziej wyspa Kasir mnie oczarowywała swym pięknem. Czemu nigdy tu nie popłynęłam ? Za pewne, dlatego, że nigdy nie ośmieliłam bym się wydać tyle pieniędzy na raz. Tyle klejnotów na jeden rejs i nie miałam już na powrót, z czego akurat się cieszyłam. Nie będzie mnie kusił powrót do Fiore . . .  ani do Magnolii.
    Najpierw pomyślałam nad tym w co się ubiorę, uciekając wzięłam torbę, w której było upchniętych kilka sukienek, a nawet strój kąpielowy. . . " Jakby ktoś to zaplanował " - westchnęłam w duchu. Znalazłam przebieralnie, które było równomiernie rozstawione na plaży. W każdej chwili wycieczkowicze mogli zmieni swoje kreacje, tak też robili. Piękne kobiety wchodziły w barwnych sukienkach do przebieralni, a wychodziły w seksownych strojach kąpielowych. Za nimi podążali mężczyźni ustawieni za pięknościami sznurkiem. Patrzałam na nie z zazdrością - " Nigdy nie będę nawet w połowie tak seksowna jak one " - żal ściskał mi gardło " Gajeell pewnie pragnie silnej i pięknej kobiety, nie takiego kogoś jak ja". Znowu zbierało mi się na płacz, teraz wszystko potrafiło wytrącić mnie z równowagi.
   Wzięłam się w garść i wskoczyłam do przebieralni, wybrałam jedną z pięciu sukienek jakie miałam przy sobie. Spojrzałam na siebie w lustrze krytycznym wzrokiem ...Sukienka była żółta, bo w tym kolorze było mi najlepiej, upięłam włosy i wsunęłam w nie spinkę z kwiatkiem.
- Ciekawe, czy bym spodobała się jemu ? - szepnęłam cicho do siebie.


 

Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo przejmuję się swym wyglądem skoro go tu nie ma. Z ciężkim sercem wyszłam na zewnątrz, kilka młodzieńców zwróciło swe twarze w moim kierunku, zarumieniłam się, przez co spoglądali na mnie z jeszcze większym zainteresowaniem. Szybko więc udałam się do pięknie wyglądającego hotelu, był cały zrobiony z białego kamienia, w którym można było się przejrzeć. Miał bardzo duże okna, dzięki czemu było widać jasne i luksusowe wnętrze. Skierowałam się do wejścia, szklane drzwi otworzyła mi obsługa, hol był utrzymany w jasnym błękicie i delikatnej czerwieni. Szybko chciałam wynająć pokój, ale obawiałam się, że może mnie na to nie stać, w końcu samo przepłyniecie statkiem było strasznie drogie.
- Dzień dobry - powiedziałam do mile wyglądającej portierki, która jak głosiła plakietka miała na imię Viola.
- Witam. Jak podoba się panience nasz hotel ?
   Viola była dobrze wychowana i miła.
- Jest piękny. . . Jestem ciekawa jak wygląda przykładowy pokój - odrzekłam.
- Jak pani zainteresowana ? - Nie przymuszała mnie jako klientkę. Bardzo mi się to podobało.
- Hmm. . . Ile kosztuje jeden nocleg? - spytałam w sercu błagając, aby cena nie była zbyt wysoka.
- Jeden nocleg to równe 100 klejnotów.
- Jak to ? Tylko tyle - osłupiałam - Przecież sam rejs jest taki drogi.
- I właśnie o to chodzi. Wystarczy, że ceny biletów są wysokie.
- Więc biorę ! - powiedziałam z radością, chociaż tu los się do mnie uśmiechnął.
   Po kilku godzinach wyszłam na plażę, obserwowałam bawiących się ludzi, czasami wydawało mi się, że wśród rozbawionego tłumu widzę moich przyjaciół. Łzy stanęły mi w oczach, przystanęłam tam, gdzie ku górze pięły się tropikalne rośliny, a na ich tle odbijały się kolorowe ptaszki. Zrobiłam parę kroków w głąb gęstwiny, gdy nagle zatrzymał mnie męski głos.
- Niebezpiecznie tak samemu wchodzić w głąb wyspy. To wręcz zabronione, nikt nie wychodzi sam poza obręb plaży. Jedynie z doświadczonym przewodnikiem.
   Odwróciłam się, przede mną znalazł się młody mężczyzna, zaledwie dwudziestoletni. . . Jego twarz okalały złote fale, a na pierwszy plan wysuwały się soczyście zielone oczy.
 


- A więc, może znasz jakiegoś przewodnika ? - spytałam.
- Tak się składa, że ja nim jestem, ale dzisiaj mam wolne. Jeśli jednak, tak piękna dziewczyna jak Ty, zechce pójść na spacer, to przyjemnością, się nią zaopiekuję - powiedział z dość flirciarskim tonem.
- Wiesz, chyba skorzystam z twojej propozycji - posłałam do niego uśmiech, ale szybko przypomniałam sobie o Gajeellu i na mojej twarzy pojawił smutek.
- Co się stało ? - spytał zmartwiony.
- To dość skomplikowane. . .
- Heh, chodź na spacer, te widoki potrafią rozchmurzyć każdego - uśmiechnął się promiennie i wyciągnął do mnie rękę - A tak w ogóle jestem Lucas, a Ty piękna?
   Pierwszy raz ktoś zobaczył we mnie coś innego, niż małą, bezradną dziewczynę, którą za każdym razem, ktoś musi ratować z opałów. Widział we mnie kobietę , godną zainteresowania przystojnego mężczyzny.
- Levy, jestem Levy - odpowiedziałam na jego uśmiech.
  Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam na przód, szybko do mnie dołączył.
- Co to znak na twych plecach ? - był autentycznie zaciekawiony.
    Przystanęłam by mógł się przyjrzeć, chodziło mu o znak Fairy Tail, który miałam na łopatce. To jedyne co mi zostało po tych kilku nastu latach w gildii.
- To znak mojej gildii. . .
- Jesteś magiem ? - spytał podekscytowany.
- Tak, magiem Fairy Tail, a przynajmniej byłam. . .
- Fairy Tail, ta co teraz jest najsilniejszą gildią Fiore ? I dlaczego byłaś ? Co się stało ?
- Odeszłam - w moich oczach stanęły łzy - Dlatego tu jestem, uciekłam jak najdalej potrafiłam.
- Dlaczego?
    Spojrzałam na piękne rośliny i także zwierzęta chowającego się między liśćmi. Chciałam zapomnieć o tamtym życiu, rozpocząć nowe, bo to jedynie może mi pomóc uratować siebie. Czy mam powiedzieć, że mam złamane serce ?
- Hej, możesz mi powiedzieć, jestem dobry w słuchaniu ludzi - powiedział słodko.
- Powiedziałam komuś kilka rzeczy, które mnie męczyły bardzo, bardzo długo - westchnęłam.
- Aha, rozumiem, to pewnie chodzi o jakiegoś faceta ?
- Dokładnie - pogratulowałam mu domyślności.
  Szliśmy dalej, opowiedziałam mu o moim upokorzeniu i o bólu jaki odczuwałam. Słuchał mnie uważnie z współczuciem , nie rozumiem za bardzo, czemu tak się na niego otworzyłam. Nie wiem, ile czasu minęło, rozmawialiśmy potem jeszcze o naszych zainteresowaniach. Okazało się, że również sporo czyta, jednak jak powiedziałam jaką bibliotekę miałam w swoim mieszkaniu, wymiękł.  Kilka razy się uśmiechnęłam, na co on opowiadał mi tym samym. Nagle zorientowałam się, że niebo pociemniało, gdy wyszliśmy na coś , co przypominało polankę.
- Chyba musimy wracać - powiedziałam i ruszyłam w drogę powrotną, ale zorientowałam się, iż idę sama. Stanęłam w połowie drogi do linii drzew, odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi nadal w tym samym miejscu, ze spuszczoną głową. Wydawał mi się smutny, więc podeszłam do niego.
- Lucas, idziemy już, zaraz zapadnie noc i jestem zmęczona.
- Nigdzie nie pójdziesz, złotko - powiedział jakiś głos złowieszczym tonem.
   Z lasu wyłonił się mężczyzna podobny do Lucasa, tyle, że wyglądał na starszego i miał krótko przystrzyżone włosy. Zieleń jego oczu przysłaniała szara mgła, a twarz wykrzywiał okrutny uśmiech.
- Dobra robota Lucas, twój urok znowu nas nie zawiódł. - zaśmiał się i zaczął mnie okrążać jak jakieś bydle na sprzedaż - Ładna. . . oo i co ja widzę, znak Fairy Tail !!!! Brawo, udało ci się lepiej niż zawsze, za nią dostaniemy bardzo duży okup. Już ja znam te legalne gildie, a tym bardziej Fairy Tail, za nic nie pozwolą, aby coś się stało ich muszce.
- Lucas, o co chodzi ? - spytałam drżącym głosem.
- Przepraszam Levy -  odsunął się w cień. Za drzew wyszło pięciu facetów, zrobiłam krok w tył z zamiarem ucieczki. Jednak ten blondyn wyciągnął ręce przed siebie i krzyknął.
- Paraliż!
  Nagle skamieniałam, nie mogłam ruszyć chociażby palcem. Już wiedziałam co się dzieje, zostałam oszukana i wprowadzona w pułapkę ciemnej gildii dla okupu.
- Zwiążcie ją chłopcy.
   Godzinę później byłam przywiązana do drzewa, w ich obozie w głębi wyspy. Próbowałam się oswobodzić, ale więzy były mocne. Nie robili tego pierwszy raz.
- Już nie długo my dostaniemy kasę. . . Twoi ziomkowie tu przypłyną i zajmiemy się nimi !
   Źle widziałam moją przyszłość, i martwiłam się o moich przyjaciół. Co jeśli te zbiry w jakiś sposób znajdą moich przyjaciół i przekażą wiadomość, że jestem przytrzymywana ?
-Gajeell - szepnęłam, chciałam, żeby mnie słyszał