Ohayoooo! Mam nadzieję, że się podoba, próbuje pisać dłuższe rozdziały, ale to nie jest zawsze możliwie :( No cóż, zachęcam gorąco do pisania komentarzy <3
Jeszcze przez chwilę spoglądałam na odchodzącego Gajeella, nie
odwrócił się nawet jeden raz w moją stronę. I co ja najlepszego
zrobiłam? Wtedy nadzieje na to, że wyjdziemy poza sferę koleżeństwa,
spadła do zera. Usiadłam znów na ławce załamana i podminowana bardziej
niż przed pięcioma minutami. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam
samotnej łzie zakreślić ścieżkę wzdłuż mojego policzka. Powinnam go
przeprosić, może jestem jeszcze w stanie uratować, to co między nami
było. A nasze relacje były bardzo kruche, więź, która nas połączyła
była delikatna, tak bardzo jak uschnięty kwiat. Powinnam być
delikatniejsza, sprawiłam, że płatki się ukruszyły i została sama
łodyżka. Musiałam powalczyć, aby wyrósł nowy kwiat. W głowie jednak
zrodziło się pytanie - Czy jestem na tyle odważna ?
-Weź się w garść, dziewczyno. Takim zachowaniem na pewno nie zdobędziesz jego serca - szepnęła do siebie cichutko.
Wstałam od stołu i ruszyłam na drżących nogach do mężczyzny, któremu
już dawno ofiarowałam swoje serce. Stanęłam tuż przed nim, był odwrócony
do mnie plecami, unikał kontaktu ze mną. Wiedziałam to ponieważ, na
pewno usłyszał moje kroki. Wyciągnęłam rękę do przodu, z zamiarem
złapania go za ramię, ale ten mnie uprzedził i chwycił mocno moją dłoń.
Spojrzałam mu w oczy ze zdezorientowaniem, przez chwilę mierzyliśmy się
wzrokiem, jego spojrzenie wprawiło mnie w zażenowanie i szybko spuściłam
na dół głowę. Serce mi biło opętańczo, a dłoń, którą mi ściskał zaczęła
drżeć.
- Mógłbyś przestać ściskać moją dłoń, to boli...
Spojrzał szybko na to co robił, potrząsnął głową i puścił mnie
natychmiast. Patrząc na jego wyraz twarzy, pomyślałam, że chyba nie
zdawał sobie sprawy z tego co zrobił.
- Przepraszam - powiedział
ze skruchą. - A tak w ogóle potrzebujesz czegoś? Bo przed chwilą
doznałem pewnego dziwnego wrażenia, że masz gdzieś mnie i innych.
- To nie tak...
- A jak? - przerwał mi szybko, nie pozwalając na wytłumaczenie się.
- Chciałam tylko, abyś wiedział, że jest mi bardzo przykro.
- Przykro... a z jakiego powodu - spytał z sarkazmem - Przecież, tylko odsuwasz się od innych...
- Jak możesz mi to zarzucać ?! Nic takiego wcześniej nie powiedziałam!
- Nie tak nie powiedziałaś, ale tak robisz. Myślisz, że nie widziałem na twojej twarzy zniechęcenia?
- Co? Byłam tylko zmęczona ... I czułam się trochę samotna - to ostanie wypowiedziałam szeptem.
Na jego twarzy wykwitła złość, szybko wyciągnął dłoń w moją stronę i
chwycił za podbródek. Zbliżył niebezpiecznie swoją twarz do mojej i
spojrzał głęboko w oczy.
-Co się z tobą dzieje Levy ? Robisz z
siebie męczennice i po co do cholery ?! Masz tylu przyjaciół wokół
siebie, więc jak możesz czuć się samotna!
Nagle w barze zrobiło
się cicho i wszyscy zwrócili swój wzrok na nas, kątem oka widziałam
zaciekawione twarze magów. Wszyscy czekali na moją odpowiedź.
- Wiem ! Wiem! Ale to nie o to chodzi. Nigdy tego nie zrozumiesz! Jest coś co gildia mi dać nie może!
Zanim spuściłam głowę ze wstydem, ujrzałam na jego twarzy
niedowierzanie. Szok malujący się na jego twarzy, był jak cios w
policzek. Nie rozumiał niczego, oczekiwałam, że znajdę w nim chociaż
cień zrozumienia. Po mojej twarzy zaczęły płynąć, niekontrolowane łzy,
których jak sobie obiecywałam nie miał zobaczyć nikt, zwłaszcza on.
Nagle całym moim ciałem wstrząsnął szloch. Gajeell zrobił krok w tył,
całe moje ciało rwało się do niego, nie potrafiło wytrzymać bez jego
obecności. Jednak nie mogłam nic zrobić, ruszyć się czy powiedzieć
cokolwiek. I tak już wszystko zaczęło się walić na moich oczach i w
dodatku wszyscy widzieli jak mój spokój runął w posadach.
- Levy, co się dzieję? - usłyszałam za sobą głos Lucy.
Odszukałam
wzrokiem Gajeella... Tak, póki go kochałam, nie byłam w stanie czerpać
radości z samego przybywania w gildii. Najgorsze jest to, że codziennie
go widywałam, codziennie uśmiechałam się oczekując, że zacznie rozmowę.
- Co... Czego ci brakuje? Czego nie jesteśmy wstanie ci dać??! - wykrzyczał Gajeell.
Te pytanie widniało w oczach wszystkich magów z Fairy Tail, spoglądali
na mnie z niewypowiedzianym żalem. Nie chciałam ich ranić, ale zbyt
długo się już męczyłam z uczuciem do tego mężczyzny. Spojrzałam w oczy
Gajeell'owi, strach ściskał mi gardło, nie byłam w stanie wyrzucić tego z
siebie. Musiałam zebrać w sobie całą odwagę i powiedzieć prawdę.
-
Tu nie chodzi o to, co nie jest wstanie mi dać gildia... Ludzie do niej
należący... Chodzi o to, czego ty nie jesteś w stanie mi dać!
Cisza, która zapadła, była taka wymowna. Spojrzałam na twarze magów,
którzy byli dla mnie jak rodzina. Musiałam wypowiedzieć, jeszcze kilka
zdań, bo inaczej nigdy się od tego nie uwolnię.
- Potrzebuję cie
bardziej niż kogokolwiek innego na świecie! Nikt nie jest wstanie
zapełnić pustki w mym sercu... prawda jest taka, że Cię kocham.
Odwróciłam
się na pięcie i korzystając z tego, że wszyscy są zbyt bardzo
zszokowani by cokolwiek zrobić, uciekłam z baru i pognałam do pokoju
hotelowego, który był tuż nad barem. Tam wzięłam najpotrzebniejsze
rzeczy i spakowałam w najmniejszy plecak jaki miałam. Chciałam
zniknąć... Wymknęłam się szybko na dwór przez boczne drzwi, a uciekając
zerknęłam przez okno. Gajeell nadal stał w tym samym miejscu
zdezorientowany.
Wiem że to drugi rozdział, i że jesteś już w rozdziale piętnastym, ale postanowiłam że będę komentować pod rozdziałami które akurat czytam by nic się nie pomyliło. (Choć pewnie nawet nie zauważysz że coś wpisałam pod tym wpisem bo już dawno dodany :P)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, Levi była tak odważna z tym wyzwaniem, że ja, osoba która uwielbia siedzieć w cieniu, z ledwością czytałam wyjaw takiego rodzaju odwagi. Ale normalnie się zakochałam w tym blogu :D I do tego GaLevi to mój ulubiony paring <3
Oczywiście, że zauważyłam ! <3 Dziękuję, za poświęcony czas! Chciałam pokazać Levy od innej strony. :) Mam nadzieję, że dalsze rozdziały Cię nie rozczarują :D
UsuńPozdrawiam, Nikai San