Music

sobota, 27 września 2014

Rozdział 7 - Ratunek

GOMENA !!!! Nie było mi tu długo ;____; Jednak spróbuję to nadrobić kolejnym rozdziałem ;) Postaram się, aby był chociaż trochę dobry... Ehh... przepraszam, za tak beznadziejne słownictwo, ale naprawdę pracuję nad tym ^_^ Proszę Was o cierpliwość !


                                                        Levy




    Zobaczyłam zbliżającego się do mnie Shina, w jego poruszaniu się było coś drapieżnego, na myśl przychodził mi dziki kot polujący na swą ofiarę. Jego twarz wykrzywiał uśmiech, który nie miał nic wspólnego z miłym i pięknym uśmiechem Lucasa. Mimo, że byli braćmi bardzo się różnili, młodszy brat, Lucas był słońcem, które zostało przysłonięte przez starszego brata. W oczach tego drugiego zobaczyłam swoją nie pewną przyszłość, było w nich coś przerażającego, co sprawiło, ze zaczęłam się trząść , widząc to Shin uśmiechnął się szerzej, podniecał go mój strach. Nie mogłam pokazać przy nim słabości, więc zacisnęłam mocno zęby i uspokoiłam się na tyle, ile to było możliwe.
     Czubki jego butów dotknęły moich, szturchnął mnie w obite i obolałe kolano, czułam, że z moich ust chce wypłynąć jęk bólu, ale powstrzymałam się.
- Oh, biedna muszko ... Jaka szkoda tak ślicznej muszki, twoi przyjaciele nie za bardzo się tobą interesują. Powinni już być tutaj wczoraj wieczorem, a patrz toż to już jest następny dzień, może nawet twój ostatni. - zaśmiał się szyderczo, znęcanie się nad słabszymi od siebie, wydawało się być jego ulubioną rozrywką - Ha, kto wie ? Kto wie? Może w takim razie wybierzesz się ze mną na spacer, co? Dobrze by ci zrobiło, wyprostujesz plecy... Tak to dobry, nawet powiedziałbym, że wspaniały pomysł !
   Spojrzał na mnie, wiedział doskonale jak słaba jestem, nie byłam wstanie chodzić. Rzucił mi jeszcze jedno mściwe spojrzenie i zawołał dwóch swoich ziomków.
- Odwiążcie ją i załóżcie bransolety do zablokowania magii.
   Zaczęli mnie odwiązywać, gdy lina opadła poczułam, że łatwiej mi się oddycha, wpijała się we mnie tak mocno, iż nie mogłam dobrze oddychać, poczułam dużą różnicę. Wzięłam głęboki wdech, ale nie zdążyłam się nacieszyć tym długo, poczułam jak zapinają  mi bransolety, a w następnej sekundzie zostałam brutalnie postawiona na nogi, które od razu się pode mną ugięły. Shin chwycił mnie za łokieć i utrzymał w pozycji stojącej, nie mogłam się ruszyć, moje ciało wydawało mi się takie ciężkie, czułam jak do zesztywniałych nóg dopływa krew, było to dość bolesne doświadczenie.
- No, to idziemy. Powinnaś być wdzięczna, za to jak cię dobrze tu traktujemy...
- Według ciebie tak się traktuje ludzi, tak nawet nie wypada postępować ze zwierzęciem - odpowiedziałam mu z goryczą słyszalną w głosie, nie byłam w stanie ukryć swojej nienawiści do niego.
- Ty głupia i niewdzięczna, suko! - rzucił mnie na ziemię.
   Upadłam na prawy bok, obróciłam się z jękiem na plecy, coś chrupnęło mi w barku, upadając uderzyłam w wystający z ziemi kamień. Widząc to, Shin położył na nim stopę i docisnął mocno, tym razem już krzyknęłam. Usłyszałam jego obłąkany śmiech, im bardziej krzyczałam tym bardziej miażdżył mi rękę, próbowałam chwycić jego nogę drugą wolną ręką, gdy mi się to udało, szarpnęłam z całej siły, której mi mało zostało. Shin absolutnie nie spodziewał się, że zrobię cokolwiek, by bronic się przed jego atakiem.
Upadł na ziemię przez utratę równowagi i uderzył głową w ziemię, pod wpływem adrenaliny szybko wstałam i kuśtykając skierowałam się w stronę lasu, pragnienie przetrwania unosiło moje nogi, dzięki temu stawiałam kolejne kroki na przód. Miałam szczęście, że przetrzymywano mnie na skraju obozu, bo inaczej już ktoś by mnie złapał. Byłam tak blisko tego, aby ukryć się w gęstwinie lasu, moje próby ucieczki jednak były daremne, poczułam szarpnięcie do tyłu, silna dłoń Shina zacisnęła się na mojej szczupłej szyi.
- Nadal będziesz uciekać? Przecież dobrze wiesz, że nie masz szans. - wycedził mi prosto do ucha i puścił.
   Upadłam na kolana, miał rację, głupio robiłam, tylko pogarszałam swoją nędzną sytuację, mimo to ciągle walczyłam, nie dawało to żadnych pożądanych skutków, ale sama świadomość tego, że mu się postawiłam była pocieszająca w znikomych stopniu, ale jednak była. Gajeell nigdy by się nie poddał, walczyłby do końca, wolałby zginać, niż być tak traktowanym, poniżany przez przemoc fizyczną oraz psychiczną.
- Gajeell, jak dobrze, że cię tu nie ma, nie musisz tego oglądać... - wyszeptałam wiatru bawiącemu się w liściach i trawie, był taki beztroski, a przede wszystkim wolny bez żadnych zmartwień. Był on moim powiernikiem w czasie tych dni strasznej męczarni, słuchał mnie uważnie i nigdy nie przerywał, może się to wydawać głupie, ale dzięki temu nie traciłam świadomości. Teraz klęczałam jakby do modlitwy o ratunek, który nie przyjdzie, wiedziałam, że dziś oddycham ostatni raz, obraz mojego ukochanego w głowie, pomagał mi myśleć. Czując zbliżający się mój koniec, prosiłam tylko o to, aby się tu nie zjawił, żeby nic mu się nie stało. Nade mną stał mój kat, widziałam jego cień zlewający się z moim, nie wiedziałam czemu tak długo czeka, czyżby napawał się zwycięstwem, cieszył się, że zaraz dokona egzekucji ?

                       


- Wiesz, trochę żal takiej słodkiej dziewczyny... niewątpliwie jesteś piękna - dotknął moich włosów, chwycił je w dłoń i pociągnął w dół, chciał bym na niego spojrzała.
    Pogłaskał mnie po policzku, bynajmniej nie miał być to czuły gest, chciał abym poczuła, że jestem na jego łasce i niełasce, traktował mnie jako swoją zabaweczkę i tym gestem chciał mi uświadomić swoją chęć do zabawy. Jego dłoń zaczęła dalszą wędrówkę po moim poranionym, ledwo okrytym przez podartą sukienkę, ciele. Zatrzymał się na piersi i ścisnął ją mocno, aż załkałam. Na jego obleśnej twarzy widziałam wzrastające podniecenie, przestraszyłam się go bardziej niż wcześniej.
- Nienawidzę ... cię... - wycedziłam gniewnie, po moich policzkach płynęły łzy.
   Rzucił mnie za plecy, przytrzymał mi ręce za głową, jego wielka dłoń była wstanie utrzymać je tak mocno, że ledwo mogłam nimi ruszyć. Obleśna łapa Shina znalazła się pod moją sukienką, dotykała moich piersi, było to dla mnie przerażające doświadczenie, już nie starałam się ukrywać strachu, krzyczałam imię Gajeella, szlochając wypowiadałam jego imię, w jednym słowie zawarta była cała tęsknota do niego.
- Muszko, już za chwilę zaczniesz krzyczeć moje imię, będziesz błagać bym przestał! - wykrzyczał mi Shin.
     Jego kolano rozchyliło mi uda, ułożył się po między nimi i chwycił za pasek swoich spodni, wiedziałam co się stanie. Opuścił spodnie, chwycił moje udo i przyciągnął do swojego krocza.
- Skarbie, rozluźnij się - zaśmiał się - To od ciebie zależy, jak bardzo to będzie bolec.
- Proszę... proszę... już nie będę uciekała, błagam - szlochałam.
- Już za późno na to... Twoje błagania mnie nie ruszają, nikt nie kiwnie chociażby palcem, aby cię uratować!
- Ja mam inne zdanie - usłyszałam ciepły, mocny głos, ten który słyszałam w swoich snach, w którym zakochałam się już dawno temu.
  Shin gwałtownie stanął na nogi, patrzył w stronę lasu, tam gdzie wcześniej próbowałam uciec. Wszystko, co potem się wydarzyło zamykało się w paru sekundach.
Buława Żelaznego Smoka - krzyknął donośnym głosem Gajeell.

       Tuż przed moimi oczyma mignęła buława z żelaza, która wyrzuciła Shina w powietrze dobre siedem metrów, mój były napastnik przejechał po ziemi jeszcze z trzy i zatrzymał się na wystającym z ziemi metrowym głazie. Na polane wybiegli magowie, zapewne poczuli potężną magie Smoczego Zabójcy i zaniepokoili się. Ustawili się w szyku, było ich dziesięciu, Lucasa nie widziałam wśród nich i dobrze, to nie jego walka, on toczył ją z samym sobą, pewnie był daleko stąd. 

       Przede mną stanął Gajeell i szybko wziął mnie na ręce, zostawił pod drzewem, które miało mnie zakryć przed wrogimi spojrzeniami. Mag  był delikatny w każdym ruchy, on silny i twardy mężczyzna, pogłaskał mnie po głowie, zaskoczył mnie, bo był to bardzo czuły gest. Następnie nie nie mówiąc, wybiegł na polane by walczyć.  Wychyliłam się lekko i w tej chwili do Gajeella dołączył Natsu, a tuż za nim biegła Lucy !
- Ryk Ognistego Smoka - czerwony słup ognia zbił z nóg trzech przeciwników.
    Natsu wziął na siebie niby trojkę magów, ale tuż obok na Lucy namierzało się dwóch, więc chłopak kierując się na swych przeciwników po drodze uderzył także ich, dzięki czemu Maginii miała czas na wybranie klucza i przywołanie jednego z Gwiezdnych Duchów.
- Otwórz Bramę Łucznika - Sagittarius !
       Przed Lucy pojawił się duch, który na wydane polecenie zaczął strzelać do magów, miał świetnego cela, jednego z nich przyszpilił do drzewa, inny mag uciekł przed strzałą, ale na swoje nieszczęście wleciał z impetem na głaz i leżał przy nim nieprzytomny. Dziewczyna na następnego namierzyła się tak zwaną Rzeką Gwiazd, był to bat pochodzący ze Świata Gwiezdnych Duchów, a dokładnie z konstelacji Eridanusa, który świecił  niebiesko - żółtym blaskiem. Bat nawinął się na szyję nieszczęśnika, Lucy pociągnęła go z rozmachem,przez co ten się przewrócił, i nie zapowiadało sie na to, że szybko się podniesie. Maginii była silna, nie którzy by powiedzieli, że na taką nie wygląda, co potrafi komuś porządnie dołożyć. Mylący był jej wygląd, zgrabna blondynka, bardzo ładnie zaokrąglona w odpowiednich miejscach raczej nie budzi po strachu.
- Lucy, zabrałaś mi jednego - wykrzyczał Natsu, który zawsze palił się do walki.
- Oj, nie narzekaj ! - odkrzyknęła do chłopaka, który bez problemu poradził sobie z dwoma magami.
   Teraz siedział na jednym z nich i poklepywał po głowie, było to takie podobne do niego. Uśmiechnęłam się lekko mimo tych strasznych rzeczy, które przeżyłam.
- Słaaabi byli, dlatego wybaczę Ci, że wzięłaś mi mojego.
- Natsu, to też są ludzie, nie możesz ich traktować jak zabawki - Lucy zganiła chłopaka.
   W tym samym czasie jak oni walczyli, obserwowałam również zmagania Gajeella, miał pięciu magów przeciwko sobie.
 - Lanca Żelaznego Smoka !
      Jego ataki chwilami były zbyt szybkie, by mój wzrok to zarejestrował, widziałam natomiast strach mrocznych magów, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nigdy nie walczyli z kimś tak silnym. Smoczy Zabójcy zawsze będą wzbudzać podziw, ale i postrach, martwiłam się o Gajeella mimo tego.
     Doskonale wiedziałam,w pełni  byłam świadoma, iż jest wstanie wygrać z każdym, jednak ciężko było uspokoić szybko bijące z emocji serce, które bało się o niego. Reagowałam zbyt gwałtownie przy nim, zachowywałam się nieracjonalnie, mój rozsądek w jego obecności leciał na łeb, na szyję i nie miałam nad tym większej kontroli.
     Walka skończyła się bardzo szybko, mroczni magowie ukrywając się przez tyle lat zatracili część swoich zdolności i nie byli żadnym wyzwaniem dla moich przyjaciół. Bardzo mnie to ucieszyło, ale nadal byłam przerażona, nadal widziałam Shina pochylającego się nade mną, pamiętałam jego zapach, przyspieszony oddech, gdyby Gajeell nie zdążył na czas zgwałcił by mnie, ta myśl długo będzie mi towarzyszyć.
     Natsu i Lucy zabrali się za związywanie poturbowanych magów, zostaną oddani tutejszym " stróżom prawa", a ci wyślą ich przed oblicze Najwyższej Rady, gdzie zostaną sprawiedliwie osądzeni. Przynajmniej coś dobrego wyniknie z tej historii, zostaną zamknięci poszukiwani od bardzo dawna mroczni magowie.
    Przymknęłam oczy, usłyszałam czyjeś ciche kroki, zatrzymał się tuż przede mną, bałam się na niego spojrzeć, co miałam mu powiedzieć ? Że przepraszam, ale musiałam uciec, ponieważ palący mnie od środka wstyd nie pozwolił mi zostać ? Może po prostu podziękować i bardziej się nie pogrążać, albo nic nie mówić ?  Co mogłam zrobić ...? Miałam tysiące pytań, wielką pretensję i żal do siebie, to wszystko rozwiał zwykły dotyk, jego dłoń podniosła mój podbródek, wstrzymałam oddech, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.

 
                               


- Levy, proszę spójrz na mnie, otwórz oczy, no już - powiedział.

     Powoli uniosłam powieki, zauważyłam, że klęczał przede mną, zrównał swoją twarz z moją, patrzyliśmy na siebie, ja z osłupieniem, nie do końca wierząc w jego obecność, on z ulgą i z czymś jeszcze, ale nie byłam pewna co to było. Jednak na dnie jego oczu czaiła się złość, był zły na mnie.
- Nawet nie wiesz, jak się bałem... co czułem, gdy usłyszałem z daleka twój płacz. -  mówił coraz głośniej, był zły, to na pewno -  Jak mogłaś uciec?! Pomyślałaś o kimkolwiek? O Lucy, Natsu, Erzie ... Jak mogli się poczuć Jet i Droy ?! - krzyczał na mnie, zasługiwałam na to, byłam winna wszystkiemu. - Jesteś tchórzem, miałem o tobie inne zdanie, uważałem cię za mądrą, dojrzałą a przede wszystkim stawiającą czoła największym problemom, kobietę ! Co ci strzeliło to głowy, by uciekać tak o - pstryknął palcami - Nie pozwoliłaś mi na odpowiedz, bo sama uznałaś, że takowej nie mam ?! Czemu uciekłaś ode mnie, czemu nie dałaś mi szansy powiedzieć cokolwiek ?!
     Na te słowa zapłakałam, w tamtym momencie łzy płynęły ciurkiem z mych oczu, cały strach, wszystko złe co mnie spotkało, wypływało ze mnie w postaci słonych kropelek. Wypłakiwałam wszystko co we mnie tkwiło, nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Levy, przepraszam, poniosło mnie, przecież mnie znasz, tak naprawdę lepiej niż ktokolwiek ...
    Przytuliłam się do jego torsu, chłonęłam jego ciepło, osunęłam się w jego ramiona, nie miałam siły, żeby porządnie się niego wtulić, tak więc, to on przytulił mnie do siebie jak dziecko i wstał, szedł przodem, domyśliłam się, że Natsu i Lucy idą z tyłu razem. Przez niemal całą drogę moje łzy wsiąkały w jego bluzkę, ale Gajeell się tym nie przejmował. W pewnym momencie zaczęłam zasypiać.
- Śpij, Levy... Śpij ....
   Zamknęłam oczy, byłam strasznie zmęczona, więc zasnęłam, przed tym usłyszałam cichy szept, ale nie wiem czy to był sen, czy rzeczywistość.
- Kocham Cię...
    Tak, to musiał być sen.

   


   



sobota, 13 września 2014

Rozdział 6 - Poszukiwania

Znalazłam czas na pisanie ! Chwała Bogu ! Mam nadzieję, że i Wy się cieszycie ;* Czekam na wasze opinie...:(  No dobra ... piszę !!!

                                           

                                              Levy

    Nie wiem ile czasu minęło, od mojej rozmowy z Lucasem, który czasami mi migał między drzewami jak cień. Próbowałam liczyć zachody słońca, jednak las był gęsty a korony drzew bardzo rozłożyste, przez co nigdy nie byłam pewna, czy jest świt, czy to już zmierzch. Byłam bardzo osłabiona, gorąco panujące na wyspie odbierało mi całe siły. Czułam, że mam siniaki na całym ciele, ból, który odczuwałam nie pozwalałam mi spać... Ale jak tu spać? Liny były mocno zaciśnięte wokół mnie i pnia, wpijała się w skórę, jakby i ona chciała bym osłabła. Czasami ktoś z Shado Yosei podchodził do mnie z wodą i zbyt małymi, jak dla mnie kawałkami chleba. Coraz z większym trudem trzymałam głowę ku górze, traciłam kontrolę nad własnym ciałem. " Cholera, żeby tylko ciałem, w zaledwie kilka godzin straciłam kontrolę nad swoim życiem. To zaczęło się już po zwycięstwie turnieju, może nawet wcześniej ...? "  Głowa opadała mi na dół, byłam zmęczona, zasypiałam na kilka minut i budziłam się na każdy głośniejszy dźwięk. Wieczorem, gdy ucichło w ciemnej gildii, pozwoliłam sobie na sen, mimo niewygody. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam. Zamknęłam oczy, przenosząc się do krainy snów, w której nigdy nie wiadomo, czy coś jest prawdziwe, czy ułudą.

***

- Gajeell ! Gdzie jesteś? Potrzebuję Cię ! - wołałam zrozpaczonym tonem.
   Wokół mnie nie było niczego, nawet nie była to ciemność... Otaczała mnie pustka, czułam się osamotniona, zdana łaskę losu. Skuliłam się, ukrywając twarz z dłoniach, będąc ciągle w tej pozycji usłyszałam ledwo słyszalny szept. Był to ciepły, łagodny głos, miałam wrażenie, że go znam i to bardzo dobrze, jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Szept był coraz głośniejszy, nie rozumiem w jaki sposób słyszałam coś w nicości. Zrozumiałam, że cokolwiek lub ktokolwiek to wypowiadał zbliżał się do mnie.
- Levy...
  Levy? Kto to Levy? Czy to osoba? Przed oczami mignął mi obraz szczęśliwych ludzi, obejmujących się, potem widziałam ich coraz więcej. W moich oczach widziałam, że są coraz starsi, a ich więzi coraz silniejsze. Uśmiechali się do mnie, cały tłum wyciągał ku mnie zapraszająco ręce, bałam się podejść, ale wtedy przed zbiorowisko wysunął się chłopak, nie już nie chłopak, mężczyzna. Był cudowny, jak senne marzenie, które jest nie osiągalne.
- Levy - to był ten głos, który szeptał do mnie w pustce.
    Nagle znalazł się tuż przy mojej twarzy, ale nie zbyt wyraźny, jakby za mgłą. Widziałam w oczach nieznajomego niezwykle ciepłe uczucia. Skierowane do mnie ?
- Levy, kocham Cię ...
- Czemu zwracasz się do mnie Levy? I dlaczego wyznajesz mi miłość ?
  Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany, jego twarz przysłonił cień smutku, zaczął się odsuwać.
- Czekaj! Nawet nie wiem kim jesteś ! -  krzyknęłam za nim, czując nie zrozumiałą dla mnie tęsknotę.
- Gajeell - powiedział cicho i znikł.
   W moich ust wydarł się przeraźliwy szloch. Jak mogłam o nim zapomnieć?

   Obudziłam się, dyszałam jak po jakimś biegu. W obozie były cicho, tylko paru magów krążyło po obozie, co no ktoś inny prowadził wartę. Nie rozumiałam nic z tego, co mi się przyśniło, może zaczęłam wariować, tracić zmysły ? Coraz bardziej tęskniłam za Gajeell'em, chciałam znów go zobaczyć, a zarazem bałam się, że przeze mnie coś mu się stanie, na pewno już mnie szuka. Co ja sobie myślałam? Byłam lekkomyślna, po praz pierwszy postąpiłam tak głupi, jak idiotka. Może to nie skromne, ale byłam uważana za bardzo inteligentną dziewczynę.
- Przepraszam, przepraszam... - szeptałam cicho w noc.

                                 
                                          Gajeell

- Natsu, Lucy! Szybko, bo zaraz nam odpłynie statek! - krzyczałem na nich zdenerwowany, wiedząc, że nie zasługują na takie traktowanie, ale nie mogłem się opanować.
   Za pięc minut miał odpłynąć statek na wyspę na której, prawdopodobniej przetrzymywali Levy. Już godzinę temu zakupiliśmy bilety, a od jakiś trzydziestu minut obserwowałem Lucy, która chciała przekonać Natsu do rejsu.
- Nieee... błagam! Wiesz, Lucy jak to się skończy!
- Nic Ci nie będzie, zaopiekuję się tobą - Lucy nadal czarowała różowowłosego.
  Wychodziłem z siebie, więc podszedłem do chłopaka i chwyciłem, może zbyt brutalnie za szalik. Nasze oczy się spotkały, w jego widziałem niedowierzanie, w moich zapewne zobaczył złość i zniecierpliwienie.
- Levy może zginąc, jeśli nie popłyniemy tym cholernym statkiem na tą zasraną wyspę... a ty stawiasz opory?!
- Tak, masz racje, zbyt bardzo dramatyzuję. To do mnie nie podobne, ale...
-Wiem, martwisz się, przez to nie potrafisz racjonalnie myśleć.
  Lucy podeszła do smutnego chłopaka i ujęła jego dłoń, ten spojrzał na dziewczynę z wdzięcznością, w jego spojrzeniu kryło się coś więcej. Między nimi wisiały nie wypowiedziane na głos słowa, wiedziałem, że coś się święci. Prędzej czy później odważą się do tego, żeby powiedzieć to głośno.
- Dobra, idziemy - przerwałem im i wszedłem na statek, tuż za mną szła przyszła para, jeśli dobrze myślę, nie długo będą razem. Gdy nie widzieli mojej twarzy, uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż oni mają szansę na szczęśliwe życie razem. Tak bardzo bałem się o Levy...

***

   Podróż była dla nas ciężka, Natsu był ledwo przytomny, Lucy szeptała coś do niego, trochę go to uspokajało. Choroba lokomocyjna dawała się we znaki, również mi, jednak strach o pewną magini był silniejszy niż cokolwiek innego. Błagałem w duchu, aby nic jej się nie stało, abym zdążył nas czas. Gdy już byliśmy na lądzie szukaliśmy śladów, którego mogłaby zostawić nam nasza przyjaciółka. Byliśmy w jednym wielkim hotelu, potem w dwóch mniejszych, nigdzie nie było śladu po niebieskowłosej. Rozdzieliśmy się, ja miałem popytać ludzi na plaży, a blondwłosa Magini Gwiezdnych Duchów miała sprawdzić z Natsu jeszcze jeden motel.
- Widzieliście dziewczynę o niebieskich włosach, drobna, dość niska ? - pytałem każdego, kto potykał mi się pod nos.
   Nie wiedziałem co robić, mieli przecież zostawić nam wskazówki, dzięki którym przekazaliśmy by klejnoty w zamian za Levy. Stanąłem na brzegu, fale moczyły mi buty, ale nie przejmowałem się tym wcale. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, odwróciłem się. To była Lucy, która trzymała jakiś plecak, odebrałem go od niej. W środku znalazłem kilka par spodni i koszulek, rzuciłem to wszystko na piasek, na dnie leżały sukienki, które pachniały świeżą limonką, zapachem Levy. Przytknąłem sobie jedną z nich pod nos, drżały mi ręce, gdy zamknąłem oczy miałem wrażenie, że jest tuż obok. Jeśli bardzo się skupię wytropię ją, odnajdę miejsce w którym jest przetrzymywana. Skierowałem się ku drzewom, zakładałem, że dranie ukrywali się głęboko w lesie, tak aby nikt ich nie znalazł. Zrobiłem parę kroków, i to wystarczyło, poczułem zapach słodkiej limonki, pobiegłem tak jak kierował mną nos.
- Biegnę do Ciebie, Levy... już nie długo, będziemy razem.

Gomena !!

Jak widzicie, mój blog jak na razie nie ma porządnego szablonu :( Czekam na niego :( Wiem, że tak głupio wygląda ze zwykłym szablonem :( Ale mam nadzieję, że już nie długo będzie tu ładniej :)

sobota, 6 września 2014

Rozdział 5 - Okup

Także tego ;) Ohayoo mina !!!!!!! Nani madedesu ka? Hehe, sorka ;) I jak podoba się ? Bo wiecie, ja czasami zastanawiam się, czy ktoś to czyta, czy tylko przejedzie, od tak ? No ale, nie zmuszam ;) Będę pisać chociażby dla moich przyjaciół ;) Zuz? Juli ? Andrzeju ? Liczę na Was ;) Jesteście dla mnie wiekim wsparciem <3 Kocham i ślę wielkie " DZIĘKUJĘ " A więc miłego czytanka ;)

                                              

                                                     Levy
 
    Minęły dwa dni od podstępnego złapania mnie. Byłam zmęczona i obalała, czterdzieści osiem godzin w takiej pozycji nie jest korzystne. Moje ciało zostało brutalnie przywiązane do drzewa, i to nie zwykłą liną, była specjalna stworzona do blokowania magii. Każde moje słowo okażę się bezowocne, nic nie mogłam zrobić. Na początku próbowałam, ale dostałam za to tylko w twarz od blondyna, który jak podejrzewałam był bratem Lucasa. Przekonałam się o tym właśnie drugiego dnia, gdy oboje do mnie podeszli, w oczach młodszego nadal widziałam skruchę, natomiast w spojrzeniu tego drugiego widziałam złość, która towarzyszyła mu cały czas.
- Levy, przepraszam. . . ale - powiedział Lucas, ale jego wypowiedź od razu została przerwana.
- Lucas! Nie masz za co jej przepraszać, należy jej się ! Takie jak ona, mają wszystko, mogą wychodzić na ulicę, i wszyscy ją kochają. My zostaliśmy odrzuceni ! Nikt  Fiore nas nie chce ! NAS Shadō Yōsei !
- Cień Wróżki ? - spytałam przestraszona - Czy wy nie byliście legalną gildią ?
   Starszy spojrzał na mnie, tak, że się skuliłam. Zbliżył swoją twarz do mojej wykrzywionej obrzydzeniem.
- Tak, ale nie spodobała się Radzie nasza działalność. A teraz musimy kryć się w dziczy !
- Nie dziwię się, robiliście dużo złego, każdy chce wymazać z pamięci wasze istnienie. Tak naprawdę, każdy żyje z nadzieją, że gnijecie w ziemi ! - splunęłam na niego.
   Otarł ślinę, nawet nie zauważyłam ruchu ręki, która brutalnie starła się z moją twarzą. Uderzenie odrzuciło mi głowę i wydarło z gardła jęk bólu. Poczułam coś mokrego na wardze, gdy skapnęło mi na skulone nogi okazało się czystym szkarłatem. Zakręciło mi się w głowie, do tej pory nie dostałam tak silnego ciosu. Naprawdę go wkurzyłam, ale nie potrafiłam się powstrzymać, otóż kilka lat temu gildia Shado Yosei terroryzowała legalne gildie. Już wtedy porywali niewinnych magów, jednak nigdy nie zdarzyło się to Fairy Tail. Moja gildia jedynie pomagała w odbijaniu zakładników i karaniu mrocznych magów.
- Ty mała suko ! Jak śmiałaś ? Do mnie wielkiego Shina ??
   Moje serce szybciej zabiło, miałam przed sobą maga, który zabił poprzedniego mistrza gildii. Shin zmienił tą gildię na mroczną, za nim wszyscy przeszli na złą drogę. To właśnie przez niego dochodziło do porwań, a czasem nawet to krwawych zabójstw. Bałam się, każdy by się przestraszył, człowieka przede mną, przecież nazywano Krwawym Shinem !
- Wolę zginąć niż oglądać Twoją paskudną gębę ! - powiedziałam z nieskrywaną nienawiścią.
  Na moje drobne ciało spadał grad ciosów,czułam jak tworzą się nowe rany. Nagle ktoś odepchnął Shina ode mnie. Okazało się, że to Lucas. Zaczęli tarzać się pod ziemi, nagle Shin usiadł na Lucasie i chwycił za koszulę.
- Ty przeciwko mnie braciszku? - czyli nie myliłam się, byli rodzeństwem - Oj Lucas, przesadzasz! Wiem, że nie lubisz nikogo krzywdzić, ale ja to lubię, więc musisz się podporządkować ! Jestem twoim starszym bratem, nie masz nikogo poza mną! Nasi rodzice nie żyją. przez takich jak ona . . . Dlaczego, więc ją bronisz? Hmmm? Odpowiesz mi ?
   Zapadła martwa cisza, ci wszyscy, którzy obserwowali całe zdarzenie również zamilkli. Bracia walczyli ze sobą na spojrzenia, w oczach młodszego zauważyłam coś dziwnego. Coś na kształt tęsknoty ? Wszystko to wydawało mi się chore.
- Zejdź ze mnie - poprosił Lucas. Jego brat zerwał się na nogi, a odchodząc do swego namiotu rzucił mi ostre spojrzenie, które mówił, że to jeszcze nie koniec. 
   Lucas podszedł do mnie i usiadł w kucyki. Oderwał od swej koszuli kawał materiału i zaczął ocierać moją krew. Gdy przytknął go do mojej rozciętej wargi syknęłam z bólu. Nie rozumiałam jego, najpierw prowadzi ze mną miłą rozmowę, pozwala mi uważać go za przyjaciela, a następnie przyprowadza mnie do swojego brata jako łup. A teraz? Teraz okazuje mi swą dobroć, która wygrywa z ciemnością, którą chce w niego wpoić brat.
- Czemu to robisz? - pytam.
- Bo nie chcę być taki, jak mój brat. Nie chcę, by zanikły we mnie resztki dobra.
- To dlaczego mnie tu w ogóle przyprowadziłeś ? Bierzesz udział w moim porwaniu, więc jaki ma sens pomaganie mi? Jakakolwiek troska ?
- Nie mogę się sprzeciwić bratu, jest moją jedyną rodziną.
- Kochasz Go?
-Tak. . . - powiedział ze smutkiem - Problem polega na tym, że zbyt bardzo, żeby go opuścić. Nie mogę odejść, bo wtedy już nie będzie istniała nadzieja na uratowanie Shina. Czasami kochamy zbyt bardzo, by kogoś opuścić. Czuwamy przy tej osobie, wierząc, że kiedyś zauważy nas.
-Wiesz, świetnie to rozumiem. Ale w moim przypadku siedem lat było zbyt długie.
-Chodzi o Gajeella, o którym mi trochę opowiadałaś?
-Tak, o niego. Byłam zbyt gwałtowna, gdybym przekazała mu to wszystko inaczej, to iż go kocham. . .
-Nie mów tak, facet był po prostu ślepy - powiedział ze smutnym uśmiechem - Chciałbym spotkać cię w innym czasie i miejscu, Levy. Być może zostaliśmy by parą.
   Zaśmiałam się gorzko. Mówił z sensem, mi też przeszło to przez myśl. W innym czasie mogłabym go pokochać, taka miłość byłaby łatwa, jak oddychanie. Lucas zakończył oczyszczanie moich ran szybciej niż się spodziewałam. Może po prostu, czas tak szybko przy nim leciał ?
-Mam nadzieję, że mi wybaczysz kłamstwo. Ale ja inaczej nie potrafię.
  Odszedł ze spuszczoną głową, pod drodze kopiąc jakiś kamień, jakby on był wszystkiemu winien. Przypomniało mi się coś, więc zawołałam go szybko.
- Lucas!
  Zatrzymał się i odwrócił na pięcie, za pewnie widział niecierpliwość wymalowaną na mojej twarzy, dlatego szybko podszedł.
-Tak, Levy?
-Wiesz, w jaki sposób chcą poinformować Fairy Tail o tym wszystkim?
-Ahh, taki Hito jest już w Fiore i wywiesza ogłoszenia o twym porwaniu. Drań jet bardzo szybki, statek w porównaniu z nim porusza się tempem ślimaka. Będziemy czekać, aż przypłyną na wyspę i zwabimy ich. Shin zadecyduje co zrobić z twoimi przyjaciółmi.
  Tym razem odszedł już na prawdę, a w mojej głowie zaczęły kreować się czarne scenariusze.

                                       Gajeell  (poszukiwania trwają)


Krążyliśmy po całym mieście przez bite dwa dni. Poleciłem Natsu i Lucy iść w inną stronę, gdy coś znajdą Smoczy Zabójca ma wysłać w powietrze ognistą kulę. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, nie znalazłem żadnego śladu, mój węch nic nie pomógł. Zapach Levy zmieszał się z zapachami tysiąca innych ludzi. Traciłem nadzieję, a przecież nie mogłem tego zrobić, bałem się, że będąc sama stanie jej się krzywda. Usiadłem na ławce na małym placyku i schowałem twarz w dłonie. Co ja narobiłem? Czemu od razu za nią nie podbiegłem ? To wszystko mogło się dobrze skończyć, a teraz Levy jest gdzieś sama, nie wiadomo gdzie. Ile bym zrobił, za cofnięcie się w czasie. Gdybym dostał drugą szansę, nie milczałbym tylko przytulił tą słodką i drobną osóbkę, zapewniając, że będę przy niej. Byłbym wstanie ją pokochać, to nie było trudne, była idealna! Nigdy nie chciałem jej kochać, ponieważ nie do pomyślenia była wizja, w której ona odwzajemnia moje uczucia. Czy byłem jej godny? W końcu zraniłem ją już na wstępie naszej "znajomości", pozwoliłem na to by płakała przeze mnie.
  Nagle niebo rozświetliła ognista kula, zerwałem się szybko i zacząłem biec jak szalony. Wbiegłem na Natsu i Lucy, którzy trzymali w ręku jakiś plakat. 
- Znaleźliście coś ? - spytałem z nadzieją.
-Właśnie na to patrzymy - odpowiedziała mi Lucy.
   W jej głosie było słychać niedowierzanie, więc spojrzałem na plakat. Na nim widniał wściekle czerwony napis.

 " Do FAIRY TAIL !
                Mamy waszą niebiesko włosom muszkę, leży spętana w naszym obozie i błaga o pomoc.
Jeśli pragniecie, aby wróciła do was w całości, jak najszybciej przybędziecie na wyspę Kasir z pięcioma milionami klejnotów. Zostawimy dla was pewne znaki, dzięki czemu bez problemu do nas dotrzecie. Mamy nadzieje, że nie długo się zobaczymy."

- Levy, w co ty się wpakowałaś ? - powiedziałem zmartwiony, a zarazem wściekły.

--------------------------------------------------------------------------
Także tego. . . mam nadzieje, że się spodobało ;) 

                            
  

Rozdział 4 - Zasadzka

Tak smutno... tak smutno :( Nie ma po was żadnego śladu :(((((( To nie znaczy, że nie będę pisać ;)
Liczę na was <3

                                          Levy

    Nie wiem ile godzin minęło. . . Czy może to był dzień, dwa lub tydzień? Nawet jeśli minąłby rok nie zauważyłabym tego, teraz moje serce było daleko. Nie wiedziałam czym jest czas. . . nie zdawałam sobie sprawy, z tego co mnie otacza. Być może uznano by, że przesadzam. Ale jeśli ktoś naprawdę kogoś kochał, mocno z całego serca tak, iż nie wiedział czym jest oddychanie ... myślę, że istniało wielu takich, którzy czuli podobnie. Z każdą przebytą milą czułam rozdzierający ból, jakby część mnie umierała bezpowrotnie w wielkich męczarniach. Nie byłam wstanie określić, czy kiedyś ten ból minie. . . Może okaże się zbyt silny by go stłumić w sobie, ukryć głęboko w podświadomości . . . Możliwie to jest? Nie mam zielonego pojęcia, co się teraz ze mną stanie.

    Statek przybił to portu wyspy Kasir, wcześniej nie wyglądałam z pokoju, w którym na czas podróży człowiek mógł się zrelaksować. Teraz wzięłam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z ogromnego statku na jeszcze większą wyspę. Gdy wychodziłam na brzeg oślepiło mnie słońce, przed moimi oczyma ukazał się raj, po plaży chodzili roześmiani ludzie, szczęśliwe rodziny. . . szczęśliwe pary. Poszłam dalej, było gorąco. . . teraz żałowałam zakupu samych długich spodni, nie przewidziałam, tego iż znajdę się na tropikalnej wyspie, gdzie jest taki upał. Im dalej wchodziłam na piasek, tym bardziej wyspa Kasir mnie oczarowywała swym pięknem. Czemu nigdy tu nie popłynęłam ? Za pewne, dlatego, że nigdy nie ośmieliłam bym się wydać tyle pieniędzy na raz. Tyle klejnotów na jeden rejs i nie miałam już na powrót, z czego akurat się cieszyłam. Nie będzie mnie kusił powrót do Fiore . . .  ani do Magnolii.
    Najpierw pomyślałam nad tym w co się ubiorę, uciekając wzięłam torbę, w której było upchniętych kilka sukienek, a nawet strój kąpielowy. . . " Jakby ktoś to zaplanował " - westchnęłam w duchu. Znalazłam przebieralnie, które było równomiernie rozstawione na plaży. W każdej chwili wycieczkowicze mogli zmieni swoje kreacje, tak też robili. Piękne kobiety wchodziły w barwnych sukienkach do przebieralni, a wychodziły w seksownych strojach kąpielowych. Za nimi podążali mężczyźni ustawieni za pięknościami sznurkiem. Patrzałam na nie z zazdrością - " Nigdy nie będę nawet w połowie tak seksowna jak one " - żal ściskał mi gardło " Gajeell pewnie pragnie silnej i pięknej kobiety, nie takiego kogoś jak ja". Znowu zbierało mi się na płacz, teraz wszystko potrafiło wytrącić mnie z równowagi.
   Wzięłam się w garść i wskoczyłam do przebieralni, wybrałam jedną z pięciu sukienek jakie miałam przy sobie. Spojrzałam na siebie w lustrze krytycznym wzrokiem ...Sukienka była żółta, bo w tym kolorze było mi najlepiej, upięłam włosy i wsunęłam w nie spinkę z kwiatkiem.
- Ciekawe, czy bym spodobała się jemu ? - szepnęłam cicho do siebie.


 

Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo przejmuję się swym wyglądem skoro go tu nie ma. Z ciężkim sercem wyszłam na zewnątrz, kilka młodzieńców zwróciło swe twarze w moim kierunku, zarumieniłam się, przez co spoglądali na mnie z jeszcze większym zainteresowaniem. Szybko więc udałam się do pięknie wyglądającego hotelu, był cały zrobiony z białego kamienia, w którym można było się przejrzeć. Miał bardzo duże okna, dzięki czemu było widać jasne i luksusowe wnętrze. Skierowałam się do wejścia, szklane drzwi otworzyła mi obsługa, hol był utrzymany w jasnym błękicie i delikatnej czerwieni. Szybko chciałam wynająć pokój, ale obawiałam się, że może mnie na to nie stać, w końcu samo przepłyniecie statkiem było strasznie drogie.
- Dzień dobry - powiedziałam do mile wyglądającej portierki, która jak głosiła plakietka miała na imię Viola.
- Witam. Jak podoba się panience nasz hotel ?
   Viola była dobrze wychowana i miła.
- Jest piękny. . . Jestem ciekawa jak wygląda przykładowy pokój - odrzekłam.
- Jak pani zainteresowana ? - Nie przymuszała mnie jako klientkę. Bardzo mi się to podobało.
- Hmm. . . Ile kosztuje jeden nocleg? - spytałam w sercu błagając, aby cena nie była zbyt wysoka.
- Jeden nocleg to równe 100 klejnotów.
- Jak to ? Tylko tyle - osłupiałam - Przecież sam rejs jest taki drogi.
- I właśnie o to chodzi. Wystarczy, że ceny biletów są wysokie.
- Więc biorę ! - powiedziałam z radością, chociaż tu los się do mnie uśmiechnął.
   Po kilku godzinach wyszłam na plażę, obserwowałam bawiących się ludzi, czasami wydawało mi się, że wśród rozbawionego tłumu widzę moich przyjaciół. Łzy stanęły mi w oczach, przystanęłam tam, gdzie ku górze pięły się tropikalne rośliny, a na ich tle odbijały się kolorowe ptaszki. Zrobiłam parę kroków w głąb gęstwiny, gdy nagle zatrzymał mnie męski głos.
- Niebezpiecznie tak samemu wchodzić w głąb wyspy. To wręcz zabronione, nikt nie wychodzi sam poza obręb plaży. Jedynie z doświadczonym przewodnikiem.
   Odwróciłam się, przede mną znalazł się młody mężczyzna, zaledwie dwudziestoletni. . . Jego twarz okalały złote fale, a na pierwszy plan wysuwały się soczyście zielone oczy.
 


- A więc, może znasz jakiegoś przewodnika ? - spytałam.
- Tak się składa, że ja nim jestem, ale dzisiaj mam wolne. Jeśli jednak, tak piękna dziewczyna jak Ty, zechce pójść na spacer, to przyjemnością, się nią zaopiekuję - powiedział z dość flirciarskim tonem.
- Wiesz, chyba skorzystam z twojej propozycji - posłałam do niego uśmiech, ale szybko przypomniałam sobie o Gajeellu i na mojej twarzy pojawił smutek.
- Co się stało ? - spytał zmartwiony.
- To dość skomplikowane. . .
- Heh, chodź na spacer, te widoki potrafią rozchmurzyć każdego - uśmiechnął się promiennie i wyciągnął do mnie rękę - A tak w ogóle jestem Lucas, a Ty piękna?
   Pierwszy raz ktoś zobaczył we mnie coś innego, niż małą, bezradną dziewczynę, którą za każdym razem, ktoś musi ratować z opałów. Widział we mnie kobietę , godną zainteresowania przystojnego mężczyzny.
- Levy, jestem Levy - odpowiedziałam na jego uśmiech.
  Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam na przód, szybko do mnie dołączył.
- Co to znak na twych plecach ? - był autentycznie zaciekawiony.
    Przystanęłam by mógł się przyjrzeć, chodziło mu o znak Fairy Tail, który miałam na łopatce. To jedyne co mi zostało po tych kilku nastu latach w gildii.
- To znak mojej gildii. . .
- Jesteś magiem ? - spytał podekscytowany.
- Tak, magiem Fairy Tail, a przynajmniej byłam. . .
- Fairy Tail, ta co teraz jest najsilniejszą gildią Fiore ? I dlaczego byłaś ? Co się stało ?
- Odeszłam - w moich oczach stanęły łzy - Dlatego tu jestem, uciekłam jak najdalej potrafiłam.
- Dlaczego?
    Spojrzałam na piękne rośliny i także zwierzęta chowającego się między liśćmi. Chciałam zapomnieć o tamtym życiu, rozpocząć nowe, bo to jedynie może mi pomóc uratować siebie. Czy mam powiedzieć, że mam złamane serce ?
- Hej, możesz mi powiedzieć, jestem dobry w słuchaniu ludzi - powiedział słodko.
- Powiedziałam komuś kilka rzeczy, które mnie męczyły bardzo, bardzo długo - westchnęłam.
- Aha, rozumiem, to pewnie chodzi o jakiegoś faceta ?
- Dokładnie - pogratulowałam mu domyślności.
  Szliśmy dalej, opowiedziałam mu o moim upokorzeniu i o bólu jaki odczuwałam. Słuchał mnie uważnie z współczuciem , nie rozumiem za bardzo, czemu tak się na niego otworzyłam. Nie wiem, ile czasu minęło, rozmawialiśmy potem jeszcze o naszych zainteresowaniach. Okazało się, że również sporo czyta, jednak jak powiedziałam jaką bibliotekę miałam w swoim mieszkaniu, wymiękł.  Kilka razy się uśmiechnęłam, na co on opowiadał mi tym samym. Nagle zorientowałam się, że niebo pociemniało, gdy wyszliśmy na coś , co przypominało polankę.
- Chyba musimy wracać - powiedziałam i ruszyłam w drogę powrotną, ale zorientowałam się, iż idę sama. Stanęłam w połowie drogi do linii drzew, odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi nadal w tym samym miejscu, ze spuszczoną głową. Wydawał mi się smutny, więc podeszłam do niego.
- Lucas, idziemy już, zaraz zapadnie noc i jestem zmęczona.
- Nigdzie nie pójdziesz, złotko - powiedział jakiś głos złowieszczym tonem.
   Z lasu wyłonił się mężczyzna podobny do Lucasa, tyle, że wyglądał na starszego i miał krótko przystrzyżone włosy. Zieleń jego oczu przysłaniała szara mgła, a twarz wykrzywiał okrutny uśmiech.
- Dobra robota Lucas, twój urok znowu nas nie zawiódł. - zaśmiał się i zaczął mnie okrążać jak jakieś bydle na sprzedaż - Ładna. . . oo i co ja widzę, znak Fairy Tail !!!! Brawo, udało ci się lepiej niż zawsze, za nią dostaniemy bardzo duży okup. Już ja znam te legalne gildie, a tym bardziej Fairy Tail, za nic nie pozwolą, aby coś się stało ich muszce.
- Lucas, o co chodzi ? - spytałam drżącym głosem.
- Przepraszam Levy -  odsunął się w cień. Za drzew wyszło pięciu facetów, zrobiłam krok w tył z zamiarem ucieczki. Jednak ten blondyn wyciągnął ręce przed siebie i krzyknął.
- Paraliż!
  Nagle skamieniałam, nie mogłam ruszyć chociażby palcem. Już wiedziałam co się dzieje, zostałam oszukana i wprowadzona w pułapkę ciemnej gildii dla okupu.
- Zwiążcie ją chłopcy.
   Godzinę później byłam przywiązana do drzewa, w ich obozie w głębi wyspy. Próbowałam się oswobodzić, ale więzy były mocne. Nie robili tego pierwszy raz.
- Już nie długo my dostaniemy kasę. . . Twoi ziomkowie tu przypłyną i zajmiemy się nimi !
   Źle widziałam moją przyszłość, i martwiłam się o moich przyjaciół. Co jeśli te zbiry w jakiś sposób znajdą moich przyjaciół i przekażą wiadomość, że jestem przytrzymywana ?
-Gajeell - szepnęłam, chciałam, żeby mnie słyszał

Rozdział 3 - Ucieczka

Hejka, wpykam trzeci rozdziałek specjalnie dla was! Proszę zostawiać komentarze, swoje opinie i wrażenia, w nich zawarte. Tak bardzo jestem ciekawa, co myślicie o moim pisaniu. A więc tak będzie tak, że czasami będzie również z perspektywy Gajeella, mam nadzieję, ze to dobry pomysł! Piszę jak szalona, aby wzbudzić jakiekolwiek uczucia w waszych sercach !  Kocham i pozdrawiam!                                             
                                          Gajeell


    Stałem jak wryty w podłogę, sam nawet nie wiem ile czasu. Absolutnie nie spodziewałem się takich słów od Levy, w końcu nigdy też nie dawała mi żadnych znaków, z których mógłbym coś wywnioskować. A teraz ona uciekała do pokoju z płaczem, bo musiałem być taki natarczywy, tak bardzo chciałem wiedzieć co ją trapi. Przecież, nigdy nie siadywała sama przy stole, w dodatku tak daleko od innych. To oczywiste, że trochę się zmartwiłem i zacząłem wypytywać Levy, chciałem jej pomóc. Ale skąd miałem wiedzieć, że wyjdzie z tego taka wielka sprawa? Nigdy nie chciałem zranić ludzi z Fairy Tail, obiecywałem sobie to, kiedy doszedłem do gildii, po przykrej sprawie z Phantom Lord. Ale nieświadomie zrobiłem coś, co będzie trudno naprawić, być może Levy nie będzie chciała mnie widzieć. W głowie nadal brzęczały mi jej słowa : "Potrzebuję cie bardziej niż kogokolwiek innego na świecie!  Nikt nie jest wstanie zapełnić pustki w mym sercu... prawda jest taka, że Cię kocham." Dziwił, mnie jednak pewien fakt... Jak Levy mogła mnie pokochać? Przecież nigdy nie byłem na nią jakoś specjalnie otwarty, oraz wyrządziłem jej sporo krzywdy. W ogóle, jak to jest, że taka wspaniała i mądra dziewczyna, poczuła do mnie coś innego niż nienawiść. Kto by się spodziewał, że taka drobna i bezbronna osóbka pokocha, mnie... zwykłego drania? Nie mogłem pozwolić na to by cierpiała, nie mogłem wytrzymać, gdy tak strasznie płakała przede mną. W moim sercu zrodził się głęboki żal do samego siebie, mogłem przecież na początku odezwać się do niej normalnie, nie widzieć jej wyrazu twarzy.
     Poczucie winy bardzo mnie przytłoczyło, znowu zraniłem tą osobę, która była taka niewinna, taka krucha. Co ze mną się działo? Co ze mną nie tak? Chwyciłem się za głowę i odchyliłem do tyłu, gdy patrzałem na sufit, ktoś do mnie podszedł. Myślałem, że to może Levy... Naprzeciwko mnie stała Lucy, która była przyjaciółką Levy i chyba najbardziej ją znała.
- Wiesz, że nie chciałem, aby do tego doszło? Wiesz, prawda?
- Gajeell'u ... to nie jest twoja wina... widzę, jak bardzo się tym przejmujesz. Ale to także nie jest wina Levy. Teraz trzeba czekać, aż rany się zagoją na tyle, że będzie w stanie na Ciebie patrzeć. To nie było dla niej łatwe... tak to wszystko powiedzieć. Nigdy nie jest łatwo, człowiek skrywa w sobie te uczucia, ukrywa przed całym światem to, że obdarzyła drugiego człowieka, czymś tak pięknym jak miłość. W wielu wypadkach dzieję się tak, iż te uczucia zostają na zawsze tajemnicą. Uczucie Levy do Ciebie było zbyt silne, aby je przytrzymać na uwięzi. Tak też się dzieje...serce przyjmuję nad nami kontrolę, a ono nie myśli racjonalnie. Boję się, że Levy teraz może zrobić coś lekkomyślnego, mimo, że to do niej nie podobne.
- Niby co? - wybuchłem.
- Tego nie wiem... Może będzie chciała odejść z gildii...
- Nawet tak nie mów !
- Przepraszam, nie powinnam wyciągać takich wniosków, ale chcę, abyś z daleka ją pilnował. Możesz to zrobić?
- Zgoda...
    Lucy odeszła do reszty magów, którzy znowu zaczęli się bawić. Usiadłem na najbliższej ławce i patrzałem na odchodzącą Lucy, której słowa wytraciły mnie jeszcze bardziej z równowagi.





- Oj Levy, Levy... Proszę Cię, nie rób nic głupiego... Tak bardzo przepraszam. - wyszeptałem do siebie, mając nadzieje, że mnie usłyszy.

                                    Levy  


   Uciekałam ze wstydem oraz wielkim żalem... Nie chciałam opuszczać bliskich, ale nie byłam w stanie być tak bardzo blisko Gajeella. Serce tłukło mi w piersi od niepowstrzymanych emocji. Biegłam przed siebie, chciałam gdzieś się zaszyć i na chwilę nie myśleć, jak bardzo się upokorzyłam, nie tylko przed Fairy Tail, ale i innymi gildiami.
      Było ciemno i zimno, mimo, że było lato... Po prostu czułam, jakby uleciało ze mnie całe ciepło. Był wieczór, więc prawie wszystkie sklepy pozamykano. Jak najszybciej musiałam znaleźć jakieś schronienie, nie wiadomo, kto się kręci po takich ciemnych uliczkach. Po dwu godzinnym marszu doszłam do jakiejś przystani,  gdzie wynajęłam najtańszy pokój, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
W myślach układałam plan mojego zniknięcia, z samego rana pójdę do portu i wejdę w pierwszy lepszy statek ... Jednak muszę jeszcze załatwić sobie jakieś inne ubrania, w tych za bardzo rzucałam się w oczy.
Spojrzałam na ciemne niebo, nie wiem dlaczego, ale dzisiaj nie widziałam żadnych gwiazd, jedynie samotny księżyc. Westchnęłam i położyłam się, jutro czeka mnie pierwszy dzień bez niego, od jutra będę próbowała o nim zapomnieć. Tak będzie najlepiej... Byłam strasznie zmęczona, więc zasnęłam bardzo mocno, mimo, że czułam niepokój i wielki strach przed samotnością.
  
***

     Słońce wpadało przez okno, raziło mnie w oczy, przez chwilę nie widziałam niczego... Przetarłam oczy,  w promieniach zobaczyłam postać Gajeella, który powoli się do mnie zbliżał.
- Wróć do mnie Levy... Nie możesz tak odejść, nie możesz mnie zostawić z tymi słowami.
  Chwycił mnie w pasie, jego dłoń znalazła się na moim policzku i delikatnie zjechała po szyji, dotarła do tali i znowu zaczęła swoją wędrówkę ku górze. Cała się rozpływałam w jego objęciach, czułam jego oddech na szyji, nie całował mnie jedynie leciutko muskał, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Gdy miał mnie pocałować, nagle się oddalił... Szedł szybko w tył, wyciągnęłam ku niemu bezradnie ręce, prosząc by nie odchodził.
- Nie... Gajeell... nie odchodź!
     Nagle obudziłam się z płaczem, cała dygocząc na ciele. 
- Nie! - krzyknęłam rozpaczliwie.
    Ciągle widziałam jego twarz, sen wydawał się taki prawdziwy, jednak nie wiedziałam, czy wliczyć go kategorie pięknych snów. Jak dla mnie to był koszmar, tak bardzo pokazywał, że Gajeell nigdy nie będzie mój.


 

    Zebrałam wszystko to, co przy sobie miałam, bardzo się cieszyłam, że na czas igrzysk magicznych wzięłam ze sobą dużą część moich oszczędności. Wypisałam się z przystani i zapłaciłam za pobyt, natychmiast ruszyłam kupić nowe ubrania.  Weszłam do jednego z wielu sklepów miasta Fiore, znalazłam tam wygodne, wysokie buty na płaskim obcasie, upolowałam również kilka par spodni i bluzek. Jednak najbardziej spodobał mi się zakup karminowej peleryny, która sięgała mi do kostek.
Kupiłam również tobołek i wrzuciłam do niego resztę tego, co kupiłam. Pozwolono mi się przebrać w sklepie, wybrałam ciemne, przylegające do ciała spodnie i zwykły szary t-shirt. " Teraz mam wszystko " - pomyślałam. Udałam się do portu, mając nadzieję na jakiś statek, który odpłynie daleko stąd....Zobaczyłam sporą grupę ludzi, którzy zbierali się tuż przy rampie, która prowadziła na wielki statek.  Podeszłam do mężczyzny, który przepuszczał ludzi.
- A panienka czemu nie ustawiła się w kolejce?
- Przepraszam, ale gdzie płynie ten statek.. jak daleko? I gdzie bym mogła kupić bilet
    Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale odpowiedział uprzejmie.
- Statek odpływa za 20 minut na wyspę Kasir, położona od miasta 300 mil. A jeśli nie zdążyła panienka kupić biletów w kasie, to ewentualnie ja mogę taki sprzedać.
- Świetnie, o to mi chodziło, dziękuję bardzo! I poproszę bilet ... jeden bilet - odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.
- To będzie 500 000 klejnotów...
- CO TAKIEGO??? - miałam przy sobie 700 000 klejnotów, na bilet pójdzie więcej niż myślałam.
- Panienka nie wie? To przecież luksusowy rejs na wielką, piękną wyspę.
- Rozumiem... duża jest? Tym lepiej...Kupuję!
    Po pół godzinach byliśmy już na morzu, płynęłam tak daleko... może odległość uleczy moje zranione serce.

           Nagle w Fairy Tail - Gajeel ( Levy już płynie, bayooo! xD)

   Gdzie ona się podziewa? Tak długo śpi, czy nie może na mnie patrzeć? EHhh, nie dziwię się! Dochodziła już dwunasta, a Levy ani razu nie zeszła na dół, nawet śniadania nie zjadła. Przez cały ranek oglądałem się za nią, chciałem porozmawiać, jakoś to wszystko załagodzić. Wszyscy w najlepsze ganiali się po barze, chociaż Natsu dał chwilę spokoju Gray'owi i usiadł z Lucy i namawiał od jakiś trzech godzin na misję, która jej się ewidentnie nie podobała. Ciągle słyszałem jego skomlenia, normalnie wariowałem przez to. Jakby nie mógł jej normalnie poprosić, ona z nim pójdzie wszędzie, widziałem jak Lucy patrzy się na Natsu. Wszyscy widzieli, tylko nie ten głąb! Wstałem i już do nich szedłem, żeby go walnąć w tą durną łepetynę... Ale moje zamiary przerwała Erza, która wbiegła do baru, jakby coś się paliło.
 - Levy uciekła! Zostawiła list dla Gajeella i dla nas też....
Szybko dostałem w ręce malutki liścik i przeczytałem cały zdenerwowany

  " Kochany Gajeellu... Nie szukaj mnie, nie rób niczego, bo

  tylko bardziej mnie zranisz. Powstrzymaj też innych przed
  głupstwem, czyli szukaniem mojej osoby.
  Kocham Cię na zawsze, ale to i tak nic nie zmieni"

- Jaki głupstwem ?! Szukanie Ciebie ma być głupie?! Nikogo nie będę powstrzymywać, a szczególnie siebie. Lucy, Natsu... idziecie ze mną! Ruszcie w końcu te tyłki.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Zabijcie mnie! Albo nie... chcę pisać dalej *_* Dedyczek dla Youki! A bierz te widły i tak mnie nie zabijesz Muahaha :* Bo wiem, że chcesz ciąg dalszy ;) Oj będzie się działo ! Mam nadzieję, że się podobało ;) Z utęsknieniem czekam na komentarze !

Rozdział 2 - Wyznanie

Ohayoooo! Mam nadzieję, że się podoba, próbuje pisać dłuższe rozdziały, ale to nie jest zawsze możliwie :( No cóż, zachęcam gorąco do pisania komentarzy <3





       Jeszcze przez chwilę spoglądałam na odchodzącego Gajeella, nie odwrócił się nawet jeden raz w moją stronę. I co ja najlepszego zrobiłam? Wtedy nadzieje na to, że wyjdziemy poza sferę koleżeństwa, spadła do zera. Usiadłam znów na ławce załamana i podminowana bardziej niż przed pięcioma minutami. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam samotnej łzie zakreślić ścieżkę wzdłuż mojego policzka. Powinnam go przeprosić, może jestem jeszcze w stanie uratować, to co między nami było.  A nasze relacje były bardzo kruche, więź, która nas połączyła była delikatna, tak bardzo jak uschnięty kwiat. Powinnam być delikatniejsza, sprawiłam, że płatki się ukruszyły i została sama łodyżka. Musiałam powalczyć, aby wyrósł nowy kwiat. W głowie jednak zrodziło się pytanie - Czy jestem na tyle odważna ?

-Weź się w garść, dziewczyno. Takim zachowaniem na pewno nie zdobędziesz jego serca - szepnęła do siebie cichutko.
    Wstałam od stołu i ruszyłam na drżących nogach do mężczyzny, któremu już dawno ofiarowałam swoje serce. Stanęłam tuż przed nim, był odwrócony do mnie plecami, unikał kontaktu ze mną. Wiedziałam to ponieważ, na pewno usłyszał moje kroki. Wyciągnęłam rękę do przodu, z zamiarem złapania go za ramię, ale ten mnie uprzedził i chwycił mocno moją dłoń. Spojrzałam mu w oczy ze zdezorientowaniem, przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, jego spojrzenie wprawiło mnie w zażenowanie i szybko spuściłam na dół głowę. Serce mi biło opętańczo, a dłoń, którą mi ściskał zaczęła drżeć.
- Mógłbyś przestać ściskać moją dłoń, to boli...
    Spojrzał szybko na to co robił, potrząsnął głową i puścił mnie natychmiast. Patrząc na jego wyraz twarzy, pomyślałam, że chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co zrobił.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą. - A tak w ogóle potrzebujesz czegoś? Bo przed chwilą doznałem pewnego dziwnego wrażenia, że masz gdzieś mnie i innych.
- To nie tak...
- A jak? - przerwał mi szybko, nie pozwalając na wytłumaczenie się.
- Chciałam tylko, abyś wiedział, że jest mi bardzo przykro.
- Przykro... a z jakiego powodu - spytał z sarkazmem - Przecież, tylko odsuwasz się od innych...
- Jak możesz mi to zarzucać ?! Nic takiego wcześniej nie powiedziałam!
- Nie tak nie powiedziałaś, ale tak robisz. Myślisz, że nie widziałem na twojej twarzy zniechęcenia?
- Co? Byłam tylko zmęczona ... I czułam się trochę samotna - to ostanie wypowiedziałam szeptem.
    Na jego twarzy wykwitła złość, szybko wyciągnął dłoń w moją stronę i chwycił za podbródek. Zbliżył niebezpiecznie swoją twarz do mojej i spojrzał głęboko w oczy.
-Co się z tobą dzieje Levy ? Robisz z siebie męczennice i po co do cholery ?! Masz tylu przyjaciół wokół siebie, więc jak możesz czuć się samotna!
    Nagle w barze zrobiło się cicho i wszyscy zwrócili swój wzrok na nas, kątem oka widziałam zaciekawione twarze magów. Wszyscy czekali na moją odpowiedź.
- Wiem ! Wiem! Ale to nie o to chodzi. Nigdy tego nie zrozumiesz! Jest coś co gildia mi dać nie może!
   Zanim spuściłam głowę ze wstydem, ujrzałam na jego twarzy niedowierzanie. Szok malujący się na jego twarzy, był jak cios w policzek. Nie rozumiał niczego, oczekiwałam, że znajdę w nim chociaż cień zrozumienia. Po mojej twarzy zaczęły płynąć, niekontrolowane łzy, których jak sobie obiecywałam nie miał zobaczyć nikt, zwłaszcza on. Nagle całym moim ciałem wstrząsnął szloch. Gajeell zrobił krok w tył, całe moje ciało rwało się do niego, nie potrafiło wytrzymać bez jego obecności. Jednak nie mogłam nic zrobić, ruszyć się czy powiedzieć cokolwiek. I tak już wszystko zaczęło się walić na moich oczach i w dodatku wszyscy widzieli jak mój spokój runął w posadach.
- Levy, co się dzieję? - usłyszałam za sobą głos Lucy.
Odszukałam wzrokiem Gajeella... Tak, póki go kochałam, nie byłam w stanie czerpać radości z samego przybywania w gildii. Najgorsze jest to, że codziennie go widywałam, codziennie uśmiechałam się oczekując, że zacznie rozmowę.
- Co... Czego ci brakuje? Czego nie jesteśmy wstanie ci dać??! - wykrzyczał Gajeell.
   Te pytanie widniało w oczach wszystkich magów z Fairy Tail, spoglądali na mnie z niewypowiedzianym żalem. Nie chciałam ich ranić, ale zbyt długo się już męczyłam z uczuciem do tego mężczyzny. Spojrzałam w oczy Gajeell'owi, strach ściskał mi gardło, nie byłam w stanie wyrzucić tego z siebie. Musiałam zebrać w sobie całą odwagę i powiedzieć prawdę.
- Tu nie chodzi o to, co nie jest wstanie mi dać gildia... Ludzie do niej należący... Chodzi o to, czego ty nie jesteś w stanie mi dać!
   Cisza, która zapadła, była taka wymowna. Spojrzałam na twarze magów, którzy byli dla mnie jak rodzina. Musiałam wypowiedzieć, jeszcze kilka zdań, bo inaczej nigdy się od tego nie uwolnię.
- Potrzebuję cie bardziej niż kogokolwiek innego na świecie!  Nikt nie jest wstanie zapełnić pustki w mym sercu... prawda jest taka, że Cię kocham.
 Odwróciłam się na pięcie i korzystając z tego, że wszyscy są zbyt bardzo zszokowani by cokolwiek zrobić, uciekłam z baru i pognałam do pokoju hotelowego, który był tuż nad barem. Tam wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i spakowałam w najmniejszy plecak jaki miałam. Chciałam zniknąć... Wymknęłam się szybko na dwór przez boczne drzwi, a uciekając zerknęłam przez okno. Gajeell nadal stał w tym samym miejscu zdezorientowany.

Rozdział 1 - " Nie znasz mnie"

      A więc lecimy... Oto pierwszy rozdzialik dla was  :* Życzę miłego czytania :)Jak na razie piszę o moim ulubionym paringu, ale jeśli oczywiście zechcecie abym pisała o innych to piszcie w komentarzach :3

                                                              Levy

    Przetarłam swoje złote oczy, nie wiele brakowało, abym zasnęła na siedząco. Walczyłam ze zmęczeniem od kilku ładnych godzin, ale ono nie odpuszczało. Jednakże sen nie mógł mnie pokonać ze względu na moich przyjaciół z Fairy Tail. 
     Dzisiaj świętowali zwycięstwo nad Sabertooth oraz innymi gildiami. Wszystkie gildie, czy też zwyczajni cywile ujrzeli na własne oczy, że to nasza gildia jest najlepsza. Nie chodzi tu tylko o siłę, ale i o więzi jakie nas łączą. Przecież ile razy na nich się opieraliśmy, to nasi towarzysze dodają sił, niezbędnych do pokonania przeciwnika.
       Porywczy jak zawsze Nastu wykazał się walcząc ze Stingiem i Rogue, dzięki czemu chyba już nikt nie miał wątpliwości, co do magicznych zdolności Smoczych Zabójców. Tak samo Gajeell. No właśnie ... w  czasie jego potyczki z Smoczym Zabójcą Rogue wychodziłam z siebie. Z bijącym od emocji sercem dopingowałam mu żarliwie. Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo się o niego bałam. Czy chociaż przez ułamek sekundy obraz mojej osoby pojawił się w jego głowie?
      Zaraz po zwycięstwie wszyscy się spotkali na arenie, nawet ku mojemu zdziwieniu pojawiły się inne gildie, aby nam pogratulować. Do baru wynajętego przez Fairy Tail, przyszły bliźniacze smoki, w oczach których już nie było widać wrogości. Zaskakujące było również pojawienie się Lyona, oraz innych członków Lamia Scale. Zdziwił mnie fakt, że pojawiła się również Kagura, która doznała wielu ran w czasie pojedynku z Erzą i Minervą. Widocznie ona i Erza pogodziły się, odnajdując w sobie bratnie dusze. Cóż nie dziwiło mnie to aż tak bardzo, w końcu okazało się, że Erza uratowała Kagurę, gdy ta była małą dziewczynką. Jednak martwiłam się, ponieważ nie potrafię sobie wyobrazić, że Kagura wybaczy Jellalowi, mimo, że zostały wyjaśnione pewne sprawy związane ze śmiercią Simona, brata Kagurci.
    Moje rozmyślania przerwała Lucy, która usadowiła się na ławce tuż obok mnie. Do tej pory siedziałam sama, dziwię się, że mnie zauważyła - w końcu ta ławka stała w zaciemnionym rogu sali. W dodatku zostałam przysłonięta przez filar.

- Levy-chan … Czemu nie bawisz się z nami ? – powiedziała Lucy, która zawsze miała dla każdego dobre słowo.
- Wiesz, co Lutka? Nie mam siły … Zmęczona jestem.
    Tak bardzo mi było głupio, Lucy i reszta, którzy walczyli przez tyle dni, odnieśli tyle ran, byli wstanie się bawić, tańczyć i pić ! Ich energia była zaraźliwa, jednak widocznie na mnie nie przeszła. Przecież tylko kibicowałam, w nerwach oglądałam pojedynki. Może gwałtowne uczucia i emocje były powodem mojego zmęczenia. Wendy, która jest dzieckiem, ma w sobie tyle siły co nie jeden mężczyzna. A ja ?Ja tu nie pasuje… Sam Gajeell pewnie dobrze to rozumie, dlatego nie zwraca na mnie większej uwagi. Zawsze sprawiałam tylko problemy, na Wyspie Terojima sam musiał walczyć, kazał mi uciekać, mimo, że byłam jego partnerką nie miałam mu jak pomóc.
- Levy… Levy ?
  Spojrzałam na Lucy, musiała coś do mnie mówić od dłuższego czasu, a teraz spoglądała mi w oczy ze zmartwieniem.
- Możesz mnie zostawić ? Przepraszam, ale dzisiaj nie nadaje się do towarzystwa. Idź, baw się !
   Spojrzała na mnie z po wątpieniem, ale zerwała się z ławki. Zaledwie wyszła z cienia, a Natsu złapał ją za nadgarstek i pociągnął do hałaśliwego, ale dobrze bawiącego się tłumu.
   Przed oczami zlewały mi się sylwetki ludzi, którzy od lat byli dla mnie jak rodzina. Jako mała dziewczynka trafiłam do gildii, podobno zostałam porzucona przed jej drzwiami. Miałam zaledwie dwa … trzy lata? Makrov przygarnął mnie i wychował jak własną córkę, niedługo potem do Fairy Tail dołączył Jet i Droy. Stali się dla mnie starszymi braćmi… A teraz nawet oni o mnie zapomnieli. Pewnie myślą, że zaszyłam się w pokoju hotelowym z jakąś książką, którą udało mi się kupić w stolicy. Prawdą było to, że od momentu, gdy coraz bardziej zaczęło mi zależeć na Gajeell’u , tym gorzej działo się w moim życiu. Postronny obserwator nie zauważył by żadnych zmian, ba, nawet nikt z gildii nie zauważył, że coś się ze mną dzieje. Zerknęłam zza filaru, skryłam się w jego cieniu obserwując jego wysoką i pięknie umięśnioną sylwetkę, opadające na plecy czarną, gęstą falą włosy i kolczyki w wielu miejscach, które odbijały światła lamp gazowych. Tak bardzo się ode mnie różnił, był odważny, nieustraszony i bardzo silny. To był by cud, gdyby się mną zainteresował chociaż na minutę.
- Gajeell – szepnęłam w przestrzeń. Jednak teraz żałuję, że wypowiedziałam jego imię na głos.
Głupia zapomniałam, że jako Smoczy Zabójca ma słuch bardzo wyczulony. Słysząc swoje imię odszedł dwa kroki od „Smoczej Zgrai”  i popatrzył w moją stronę. Serce zabiło mi mocniej w piersi, szybko skryłam się za filarem. Boże niech tylko nie podchodzi – pomyślałam – Co ja mu niby powiem?
- Cześć mała.
Usłyszałam ten wspaniały, potężny głos tuż za sobą i zamarłam sparaliżowana.
- Hmmm… Czemu się chowasz… Nie przyjdziesz się bawić ?
- Po co ? – wyrwało mi się – Na co ja komu potrzebna, nikt nie zauważył mojej nieobecności.
Usłyszałam jego szybkie kroki, sekundę później był tuż przede mną i opierał się ręką o filar, tuż nad moją głową.
- Mała… marudzisz. To do Ciebie nie podobne ! Zawsze jesteś taka radosna !
 Mała… Mała… Mała… Tym tylko dla niego jestem, małą radosną dziewczynką, która lata z książkami i do wszystkich się uśmiecha.
- A ty co?! Niby tak dobrze mnie znasz ?! – krzyknęłam mu prosto w twarz i zaraz tego pożałowałam.
 Gajeell spojrzał na mnie z żalem, odwrócił się i odszedł tak jakby mnie w ogóle nie było.
Co ja zrobiłam ? Mogłam normalnie się do niego odezwać !