Music

sobota, 13 września 2014

Rozdział 6 - Poszukiwania

Znalazłam czas na pisanie ! Chwała Bogu ! Mam nadzieję, że i Wy się cieszycie ;* Czekam na wasze opinie...:(  No dobra ... piszę !!!

                                           

                                              Levy

    Nie wiem ile czasu minęło, od mojej rozmowy z Lucasem, który czasami mi migał między drzewami jak cień. Próbowałam liczyć zachody słońca, jednak las był gęsty a korony drzew bardzo rozłożyste, przez co nigdy nie byłam pewna, czy jest świt, czy to już zmierzch. Byłam bardzo osłabiona, gorąco panujące na wyspie odbierało mi całe siły. Czułam, że mam siniaki na całym ciele, ból, który odczuwałam nie pozwalałam mi spać... Ale jak tu spać? Liny były mocno zaciśnięte wokół mnie i pnia, wpijała się w skórę, jakby i ona chciała bym osłabła. Czasami ktoś z Shado Yosei podchodził do mnie z wodą i zbyt małymi, jak dla mnie kawałkami chleba. Coraz z większym trudem trzymałam głowę ku górze, traciłam kontrolę nad własnym ciałem. " Cholera, żeby tylko ciałem, w zaledwie kilka godzin straciłam kontrolę nad swoim życiem. To zaczęło się już po zwycięstwie turnieju, może nawet wcześniej ...? "  Głowa opadała mi na dół, byłam zmęczona, zasypiałam na kilka minut i budziłam się na każdy głośniejszy dźwięk. Wieczorem, gdy ucichło w ciemnej gildii, pozwoliłam sobie na sen, mimo niewygody. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam. Zamknęłam oczy, przenosząc się do krainy snów, w której nigdy nie wiadomo, czy coś jest prawdziwe, czy ułudą.

***

- Gajeell ! Gdzie jesteś? Potrzebuję Cię ! - wołałam zrozpaczonym tonem.
   Wokół mnie nie było niczego, nawet nie była to ciemność... Otaczała mnie pustka, czułam się osamotniona, zdana łaskę losu. Skuliłam się, ukrywając twarz z dłoniach, będąc ciągle w tej pozycji usłyszałam ledwo słyszalny szept. Był to ciepły, łagodny głos, miałam wrażenie, że go znam i to bardzo dobrze, jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Szept był coraz głośniejszy, nie rozumiem w jaki sposób słyszałam coś w nicości. Zrozumiałam, że cokolwiek lub ktokolwiek to wypowiadał zbliżał się do mnie.
- Levy...
  Levy? Kto to Levy? Czy to osoba? Przed oczami mignął mi obraz szczęśliwych ludzi, obejmujących się, potem widziałam ich coraz więcej. W moich oczach widziałam, że są coraz starsi, a ich więzi coraz silniejsze. Uśmiechali się do mnie, cały tłum wyciągał ku mnie zapraszająco ręce, bałam się podejść, ale wtedy przed zbiorowisko wysunął się chłopak, nie już nie chłopak, mężczyzna. Był cudowny, jak senne marzenie, które jest nie osiągalne.
- Levy - to był ten głos, który szeptał do mnie w pustce.
    Nagle znalazł się tuż przy mojej twarzy, ale nie zbyt wyraźny, jakby za mgłą. Widziałam w oczach nieznajomego niezwykle ciepłe uczucia. Skierowane do mnie ?
- Levy, kocham Cię ...
- Czemu zwracasz się do mnie Levy? I dlaczego wyznajesz mi miłość ?
  Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany, jego twarz przysłonił cień smutku, zaczął się odsuwać.
- Czekaj! Nawet nie wiem kim jesteś ! -  krzyknęłam za nim, czując nie zrozumiałą dla mnie tęsknotę.
- Gajeell - powiedział cicho i znikł.
   W moich ust wydarł się przeraźliwy szloch. Jak mogłam o nim zapomnieć?

   Obudziłam się, dyszałam jak po jakimś biegu. W obozie były cicho, tylko paru magów krążyło po obozie, co no ktoś inny prowadził wartę. Nie rozumiałam nic z tego, co mi się przyśniło, może zaczęłam wariować, tracić zmysły ? Coraz bardziej tęskniłam za Gajeell'em, chciałam znów go zobaczyć, a zarazem bałam się, że przeze mnie coś mu się stanie, na pewno już mnie szuka. Co ja sobie myślałam? Byłam lekkomyślna, po praz pierwszy postąpiłam tak głupi, jak idiotka. Może to nie skromne, ale byłam uważana za bardzo inteligentną dziewczynę.
- Przepraszam, przepraszam... - szeptałam cicho w noc.

                                 
                                          Gajeell

- Natsu, Lucy! Szybko, bo zaraz nam odpłynie statek! - krzyczałem na nich zdenerwowany, wiedząc, że nie zasługują na takie traktowanie, ale nie mogłem się opanować.
   Za pięc minut miał odpłynąć statek na wyspę na której, prawdopodobniej przetrzymywali Levy. Już godzinę temu zakupiliśmy bilety, a od jakiś trzydziestu minut obserwowałem Lucy, która chciała przekonać Natsu do rejsu.
- Nieee... błagam! Wiesz, Lucy jak to się skończy!
- Nic Ci nie będzie, zaopiekuję się tobą - Lucy nadal czarowała różowowłosego.
  Wychodziłem z siebie, więc podszedłem do chłopaka i chwyciłem, może zbyt brutalnie za szalik. Nasze oczy się spotkały, w jego widziałem niedowierzanie, w moich zapewne zobaczył złość i zniecierpliwienie.
- Levy może zginąc, jeśli nie popłyniemy tym cholernym statkiem na tą zasraną wyspę... a ty stawiasz opory?!
- Tak, masz racje, zbyt bardzo dramatyzuję. To do mnie nie podobne, ale...
-Wiem, martwisz się, przez to nie potrafisz racjonalnie myśleć.
  Lucy podeszła do smutnego chłopaka i ujęła jego dłoń, ten spojrzał na dziewczynę z wdzięcznością, w jego spojrzeniu kryło się coś więcej. Między nimi wisiały nie wypowiedziane na głos słowa, wiedziałem, że coś się święci. Prędzej czy później odważą się do tego, żeby powiedzieć to głośno.
- Dobra, idziemy - przerwałem im i wszedłem na statek, tuż za mną szła przyszła para, jeśli dobrze myślę, nie długo będą razem. Gdy nie widzieli mojej twarzy, uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż oni mają szansę na szczęśliwe życie razem. Tak bardzo bałem się o Levy...

***

   Podróż była dla nas ciężka, Natsu był ledwo przytomny, Lucy szeptała coś do niego, trochę go to uspokajało. Choroba lokomocyjna dawała się we znaki, również mi, jednak strach o pewną magini był silniejszy niż cokolwiek innego. Błagałem w duchu, aby nic jej się nie stało, abym zdążył nas czas. Gdy już byliśmy na lądzie szukaliśmy śladów, którego mogłaby zostawić nam nasza przyjaciółka. Byliśmy w jednym wielkim hotelu, potem w dwóch mniejszych, nigdzie nie było śladu po niebieskowłosej. Rozdzieliśmy się, ja miałem popytać ludzi na plaży, a blondwłosa Magini Gwiezdnych Duchów miała sprawdzić z Natsu jeszcze jeden motel.
- Widzieliście dziewczynę o niebieskich włosach, drobna, dość niska ? - pytałem każdego, kto potykał mi się pod nos.
   Nie wiedziałem co robić, mieli przecież zostawić nam wskazówki, dzięki którym przekazaliśmy by klejnoty w zamian za Levy. Stanąłem na brzegu, fale moczyły mi buty, ale nie przejmowałem się tym wcale. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia, odwróciłem się. To była Lucy, która trzymała jakiś plecak, odebrałem go od niej. W środku znalazłem kilka par spodni i koszulek, rzuciłem to wszystko na piasek, na dnie leżały sukienki, które pachniały świeżą limonką, zapachem Levy. Przytknąłem sobie jedną z nich pod nos, drżały mi ręce, gdy zamknąłem oczy miałem wrażenie, że jest tuż obok. Jeśli bardzo się skupię wytropię ją, odnajdę miejsce w którym jest przetrzymywana. Skierowałem się ku drzewom, zakładałem, że dranie ukrywali się głęboko w lesie, tak aby nikt ich nie znalazł. Zrobiłem parę kroków, i to wystarczyło, poczułem zapach słodkiej limonki, pobiegłem tak jak kierował mną nos.
- Biegnę do Ciebie, Levy... już nie długo, będziemy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz