Music

środa, 29 października 2014

Rozdział 9 - Obietnica

 Także tego... wiem, wiem... robię długie przerwy między rozdziałami :( Szkoła nie pozwala mi pisać tyle, ile bym chciała napisać ;___; No ale, nie będę smutać , tylko biorę się do roboty  ;) Kolejny rozdzialik dedukuję wspaniałej Nevadzie-chan ;) Dziękuję za Twe miłe słowa, które motywują do dalszego pisania ;) Mam nadzieję, że Ci w szczególności spodoba się rozdział ;)


                                                                      Levy

    Całował mnie z taką pasją, o jaką bym go nie posądziła. Jego wargi nie odrywały się od moich, nie byłam w stanie nic zrobić, brakło mi sił, aby przyciągnąć go bliżej siebie. Jego dłoń zawędrowała na moje udo, które minimalnie okrywała podarta sukienka. Zaczął kreślić kółka na nim, delikatnie pieścił moją skórę, przyprawiają tym mnie do dreszczy. Nie mogłam myśleć, mój zdrowy rozsądek uleciał w sekundę pod wpływem jego dotyku. Nie rozumiałam do końca, co się dzieje, to przypominało jeden z moich snów.Czyżby znowu zadziałała moja wyobraźnia ?
    Gajeell przez przypadek tracił mnie ręką w obolały bark, z moich ust wyrwał się cichy syk bólu, natychmiast oprzytomniałam. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jak mój ukochany siedzi, pochylając się nade mną ze zmartwieniem. Jego oczy taksowały moją twarz i resztę ciała, sprawdzał, czy nie zrobił mi krzywdy, mimo to zarumieniłam się.Spojrzał na moje rumieńce, który wykwitły przez samo jego spojrzenie. Uśmiechnął się głupio, ale nadal nie odrywał ode mnie wzroku. " Co się dzieje ?"
   Wszystko co się przed chwilą stało, nie było snem, szok nie pozwalał mi na wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Zamurowało mnie, gapiłam się na niego jak ciele w malowane wrota, nie mogąc zrozumieć, dlaczego oddał mój pocałunek? Czemu nie krzyczał, nie oderwał mnie od siebie...? Skąd ta zmiana jego nastawienia w stosunku do mnie? Czyżby odwzajemniał moje uczucie? Nie, to głupie... dlaczego teraz?
-Albo całuję tak dobrze, że nie ma słów, aby określić mój wyczyn, albo tak źle, że wolisz milczeć ? - powiedział rozbawiony, przez jeszcze bardziej byłam skołowana. -Może spróbujemy jeszcze raz?
  Kpił sobie ze mnie, bawił się mną, może to była kara, za to, że musiał mnie ratować ? Nikt tak nagle nie zmienia zdania, jego zachowanie było podejrzane. Być może litował się nade mną, nie chciał, żebym cierpiała?
   Tysiące pytań pojawiło się w mojej głowie, moje rozmyślania przerwał Gajeell.
- Hmmm, zobaczymy więc.
   Przybliżył się do mnie, musnął mój policzek, który momentalnie zrobił się mokry od moich łez. Gajeell natychmiast spojrzał na mnie, patrzyliśmy sobie w oczy, moje były pełne łez. Byłam zagubiona.
- Levy? O co chodzi? - spytał zatroskany.
- Nie musisz udawać, wiem o co ci chodzi, litujesz się nade mną - odpowiedział ze słyszalną goryczą w głosie.
-Co rozumiesz przez udawanie i litowanie się ? Zgłupiałaś ?
- Jak to jest, że tak nagle chcesz mnie całować ? Hmm ? Patrzysz na mnie w ten sposób, jakbym coś dla ciebie znaczyła.
- Bo znaczysz i to bardzo wiele!
- Nie wciskaj mi kitów - fuknęłam, nie wierzyłam mu.
- Jak mógłbym udawać coś takiego ? Czy ty siebie słyszysz ? - mówił coraz ostrzejszym tonem. 
- No właśnie... jak możesz udawać coś takiego ? - rozpłakałam  się, łzy obywały moje okaleczone policzki.
    Skuliłam się na łóżko, zaczęłam się trząść, nie tylko z rozpaczy, ale i złości na samą siebie. Gajeell nigdy nie powinien dowiedzieć o tym co czuję. Wszystko popsułam, teraz nie będziemy się nawet przyjaźnić, cokolwiek nas łączyło przed moją ucieczką, zostało utracone. Nie mogłam patrzeć na to jak bardzo się stara, jak próbuje mnie uszczęśliwić.
     Jego dłoń opadła na moją głowę, pogłaskał mnie, ale szybko odtrąciłam jego rękę, spojrzałam na niego i zebrałam sobie całą złość, która we mnie była, skierowałam ją przeciwko niemu.
- Odejdź i nie rań mnie już więcej !
   Wyglądał tak, jakbym go spoliczkowała, w jego oczach kryło się niedowierzanie, zrobił dwa kroki do tyłu.
- Jesteś tego pewna ?
- Tak. Zostaw mnie, proszę - kolejna łza spłynęła po moim policzku.
    Skierował się do drzwi, chwycił klamkę, przytrzymał na niej dłoń na dłuższą chwilę. Sprawiał wrażenie przybitego, tak słabego, że przez myśl mi przeszło to, żeby go zawołać. Powstrzymałam się przed tym, chciałam zostać sama z moimi myślami.
    W końcu otworzył drzwi, wychodząc miałam wrażenie, jakby zabrał ze sobą część mojego serca. Jego zgrabne, silne ciało znikło za drzwiami. W moim sercu zrodziła się pustka, taka sama, wtedy jak byłam przywiązana do drzewa. Czułam się przeraźliwe samotna,  nie miałam już nawet siły na rozpaczanie, po prostu wbiłam wzrok w sufit, myśląc, jak bardzo moje życie się posypało. Z jednym wydarzeniem, mury mojego świata runęły, wpuszczając do środka cierpienie. Nic już mnie nie chroniło, nic i nikt nie stał przede mną, aby mnie chronić.
     Myślałam o tym, jak patrzałam na mnie Gajeell. Czy był wstanie tak dobrze udawać ? Może istniała nadzieja, iż chociaż trochę mu zależy... Można mówić słodkie kłamstewka, grać role, niczym aktor na scenie, ale oczy zawsze mówią prawdę.
     Kochałam Gajeella, za jego odwagę , ryzykowanie życia dla swoich przyjaciół, nieustępliwość w pewnych sytuacjach, cięty język, którym raczył, każdego dookoła, nieprzeciętną inteligencję i dobry humor, towarzyszący mu, nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Przede wszystkim kochałam jego spontaniczność i szczerość, nigdy nie ukrywał się ze swoim zdaniem. Dlaczego więc nie chciałam mu uwierzyć ? Po prostu, trudno było mi rozumieć to, co robił i mówił, było prawdziwe, nie udawane.
      Przecież mogłam go wysłuchać, po raz etny nie dałam mu dojść do słowa, liczyło się tylko moje zdanie. Czyżbym była egoistką ?
     Nie mogłam tak leżeć i użalać się nad sobą, musiałam porozmawiać z Gajeell'em, inaczej mogłam tego gorzko pożałować. Chciałam także podziękować mu za ratunek, za bardzo myślałam o sobie...
     Z trudem wstałam z łóżka, postawiłam gołe stopy na miękkim dywanie. Wyszłam na pusty korytarz, od dobrych kilku godzin nic nie jadłam, dlatego lekko zataczałam się na jego ściany.
-Gajeell ? - wypowiedziałam jego imię z nadzieją,  że mnie usłyszy.
     Powoli uchodziła ze mnie wiara w to, iż go znajdę. Na pewno był zły na mnie i wyszedł z hotelu, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zrobił. Usiadłam na schodach, stąd miałam widok na wejście, a przez duże okna widziała sporą część okolicy. Oparłam głowę na barierce. Czekałam na jego przyjście, tylko to mi pozostało, nie miałam szans na to, aby go znaleźć. Nie wiadomo, gdzie się zaszył.
     Nie czekałam długo, zobaczyłam jak wchodzi do środka, głowę miał spuszczoną na dół, dlatego też, nie zobaczył mnie siedzącej na schodach. Wstałam, dłonie lekko mi drżały, chciałam to wszystko dobrze rozegrać, musiałam się postarać, wysłuchać tego co ma do powiedzenia.
    W końcu mnie zauważył, szybko wbiegł po schodach i chwycił mnie za łokieć. Spojrzał na mnie ze złością.
- Czemu nie odpoczywasz? Jesteś ranna. - mimo złości, znowu usłyszałam troskę w jego głosie.
- Muszę z tobą porozmawiać, teraz...
- Tak ?
- Na początku chcę ci podziękować za ratunek, nie musiałeś tego robić.
- Nie dziękuj, zrobiłbym to po drugi. Zrobiłbym dla ciebie wszystko - wypowiedział te słowa z absolutną szczerością.
    W moim sercu zakwitła radość. Uśmiechnęłam się do niego,  odpowiedział mi tym samym.
- Chcę także przeprosić cię, za moje zachowanie. Po raz kolejny nie dałam ci szansy na wytłumaczenie pewnych spraw. Byłam głupia. Jednak muszę wiedzieć, czy ten pocałunek był szczery. Błagam, powiedz prawdę.
     Zacisnęłam zęby, wstrzymałam oddech, nawet nie wyobrażałam sobie, że może mi powiedzieć coś takiego.
- Prawda jest taka Levy...nigdy nie wierzyłem, że spotkam kogoś, kto mnie pokocha, kto podaruje mi swoje serce, dlatego zamknąłem się na te uczucia. Byłem czasami chłodny w stosunku do ludzi, którzy byli dla mnie mili. Ty pierwsza się nie podawałaś z dotarciem do mnie, do mojego serca. - jego dłoń spoczęła na moim policzku, westchnęłam. - Nawet nie wiesz, jak się czułem, gdy powiedziałaś mi, że mnie kochasz, w prost nie mogłem w to uwierzyć. Czułem się tak jakbym dostał w głowę bardzo silnego kopa. Dlatego nic ci nie odpowiedziałem, po prostu zszokowałaś mnie, rozumiesz? Jak tak wspaniała kobieta jak ty, mogła pokochać mnie ?
    W jego głosie słyszalna rozpacz, cierpiał przez to, że zbyt bardzo myślałam o sobie, o swoich uczuciach.
Bałam się jego reakcji i uciekłam, wplątałam się w niebezpieczeństwo, potem odrzuciłam go, bo nie chciałam mu uwierzyć. Jakim cudem, on jest wciąż przy mnie?
-  Gajeell, kocham cię. Jesteś warty tej miłości, jesteś wspaniały, nie powinieneś tak źle o sobie myśleć .
    Z czułością dotknęłam jego policzka, czekałam na jego reakcję na moje słowa, nie odsunął się, gdy się do niego przybliżyłam. To, że mnie odepchnął wzięłam za dobry znak. Nasze usta się spotkały w namiętnym pocałunku, musnęłam jego wargi, językiem delikatnie przejechałam po jego dolnej wardze, smakowałam słodyczy jego ust. Powoli nasze języki się zetknęły, ocierały się o siebie wywołując jęki rozkoszy. Przesunęłam się bliżej, musiałam stać na palcach, aby go całować, widząc to, Gajeell podniósł mnie góry obejmując w tali. Zaśmiałam się, mogłam z łatwością wpleść palce w jego gęste włosy, trzymałam jego twarz przy swojej, nie zamierzałam jej puścić.
- Kocham Cię, Levy - wyszeptał mi tuż przy ustach.
    Chcąc potwierdzić prawdziwość swych słów, wpił się w moje usta. Mimo, że niemal na całym ciele miałam rany, nic mnie nie bolało, nie myślałam o niczym innym, niż o tym jak bardzo pragnę żyć dla niego.
    Przerwał pocałunek i nadal trzymając mnie w objęciach, powiedział na wpół z  rozbawieniem, na wpół z powagą..
- Wiesz, początek naszej znajomości nie można zaliczyć do najlepszych, w końcu przykułem cię do drzewa...Nigdy nie wybaczę sobie tego, co ci zrobiłem - nagle się uśmiechnął - Teraz jedynie na co mam ochotę, to na  przykucie  Cię do łóżka.
    Spojrzałam na niego osłupiała, na pewno byłam czerwona jak burak, widząc to zaśmiał się głośno.
- Szkoda, że nie widzisz swojej twarzy. Jesteś taka urocza. - zaśmiał się, miałam wrażenie, iż zaraz się spalę.
- Bardzo śmieszne - mruknęłam.
- Dla mnie tak...
- Nie żartuj sobie ze mnie - fuknęłam, jak rozwścieczona kotka.
- Musisz się przyzwyczaić, bo już mnie nie pozbędziesz. Będę przy tobie już na zawsze.
    Nasze oczy się spotkały, czas się zatrzymał, istnieliśmy tylko my, w tamtej chwili, bez słów, po przez spojrzenie powiedzieliśmy sobie wszystko.
- Obiecujesz? - spytałam - Nie zostawisz mnie ?
- Nigdy, Levy... nigdy. Nic już nas nie rozdzieli.

 
  





3 komentarze:

  1. JEZU...*Rycze* To jest takie, takie, ckliwe i... i ZAJEBISTE. Sama lepiej tego bym nie wymyśliła.
    Gajeel: Nie rycz już.
    Oj odwal się...
    Levy: No właśnie, to jest ckliwe, urocze, romantyczne i zajebiste.
    Gajeel: Nawet ty przeciwko mnie, no Levy.
    Levy: Jeśli chodzi o romansidła to ja jestem na TAK, sam dobrze wiesz ze ja lubię romanse.
    No wiec Niku, ja i Levy jesteśmy zdania :to jest zajebiste", a Gajeel "kiedy będzie się coś dziać"... Pozdrawiamy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niku, jak chcesz to u mnie jest druga część prologu... Mial to być rozdział, ale ostatecznie to prolog

      Usuń
    2. NIKU, NIKU!!! ty chyba powinnaś zrobić taka zakładkę pt. Nevada chan... :D Mam dla ciebie mile słowa i nowy rozdział przed chwila skończony, wiec zapraszam :D

      Usuń