Gomenasai ! Wiem, że dłuuugo czekaliście, ale życie prywatne często nie pozwala na takie przyjemności, jak pisanie bloga :C Zabieram się za siebie i daje Wam 15 rozdział !
Gajeell
Minęła zaledwie godzina od momentu, gdy pozwoliłem Levy na samotną podróż przez Krainę Smoków. Wiem, że powinienem w jakiś sposób ją zatrzymać przy sobie, przekonać, że misja której chce się podjąć jest zbyt niebezpieczna dla niej jednej. Jednak ostatnie dni wymęczyły mnie na tyle, że nie miałem już siły negocjować. Dopiero po zachodzie słońca, w chwili, gdy ciemność ogarnęła las swymi ramionami, zacząłem prawdziwie się bać. Sama myśl o samotnej Levy w środku nieznanego lasu, przytłaczającego swym ogromem, wprowadzała moje ciało w delikatne, aczkolwiek wyczuwalne drżenie. Stałem się bardzo drażliwy, na każdy szelest czy inny odgłos wzdrygałem się i oglądałem wokół siebie z nadzieją, iż Levy oprzytomniała i wróciła do mnie.
A ile w tym było mojej winy? To, że Levy zdecydowała się na wykonanie tego zadania ? Dużo. Gdybym tak bardzo się nie przejął swoim stanem, nie panikował na samą myśl, że stałem się w połowie smokiem, to być może nie przyszły by jej do głowy takie głupoty. Chociaż, po co ja się oszukuję? Wątpię, czy istnieję ktokolwiek, kogo by nie podłamał fakt, że utracił część swojego człowieczeństwa.
Mogłem tylko modlić się, aby wyszła z tego cało, za równo fizycznie jak i psychicznie. Nie widziałem innego rozwiązania, nie chciałem snuć żadnych czarnych scenariuszy. Bo i po co? To by tylko doprowadziło mnie do chandry, a tym nikomu w niczym nie pomogę.
Pokładałem wiarę w inteligencje i spryt Levy, która widziała wyjście z każdej, nawet z najgorszej sytuacji. To musiało wystarczyć.
- Dasz radę... - wyszeptałem w przestrzeń.
- Nadal tu jesteś ?- usłyszałem delikatny głos Rikki.
Po chwili usiadła obok mnie na ziemi tuż przed jej domem, do której niemalże już przyrosłem. Spojrzała na mnie oczami wypełnionymi nadzieją.
- Wystarczy trochę wiary, aby Levy się udało.W słowach, że dobro zawsze wygrywa ze złem, nie ma kłamstwa. Taki już jest porządek świata, który powstał z dobrej woli.
Jej słowa były lekarstwem dla mojego serca, wypełnionego strachem o ukochaną. Chociaż przez chwilę czułem się całkowicie spokojny.
- Rozumiem to. Jednak...
- Jednak, co?
Pokładałem wiarę w inteligencje i spryt Levy, która widziała wyjście z każdej, nawet z najgorszej sytuacji. To musiało wystarczyć.
- Dasz radę... - wyszeptałem w przestrzeń.
- Nadal tu jesteś ?- usłyszałem delikatny głos Rikki.
Po chwili usiadła obok mnie na ziemi tuż przed jej domem, do której niemalże już przyrosłem. Spojrzała na mnie oczami wypełnionymi nadzieją.
- Wystarczy trochę wiary, aby Levy się udało.W słowach, że dobro zawsze wygrywa ze złem, nie ma kłamstwa. Taki już jest porządek świata, który powstał z dobrej woli.
Jej słowa były lekarstwem dla mojego serca, wypełnionego strachem o ukochaną. Chociaż przez chwilę czułem się całkowicie spokojny.
- Rozumiem to. Jednak...
- Jednak, co?
- Nie potrafię wierzyć w siebie, że poradzę sobie bez niej, gdyby jej zabrakło. Tak ciężko jest mi dopuścić do siebie myśl, iż ona może zi...- mój głos załamał się przy ostatnim słowie.
- Mimo to, musisz ją zaakceptować. - nadal była dziwnie spokojna, gdy we mnie szalała burza uczuć.
- Zaakceptować?! Jeszcze przed chwilą mówiłaś, że dobro zawsze wygrywa ze złem! Więc, czemu miała by zginąć?
- Musisz zrozumieć, że śmierć nie zawsze jest zła...
- Mimo to, musisz ją zaakceptować. - nadal była dziwnie spokojna, gdy we mnie szalała burza uczuć.
- Zaakceptować?! Jeszcze przed chwilą mówiłaś, że dobro zawsze wygrywa ze złem! Więc, czemu miała by zginąć?
- Musisz zrozumieć, że śmierć nie zawsze jest zła...
- Co?! - wstałem gwałtownie - Tak pojmujesz dobro? Śmierć niewinnej istoty nie jest zła?
- Uspokój się. Źle mnie zrozumiałeś. - również wstała, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Ja już nic nie rozumiem! Nie głoś mi tu żadnych kazań, bo to nie pomaga.
Odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem w strony lasu, drżąc na całym ciele, ale tym razem nie ze strachu, ale ze wściekłości. Byłem zły nie na Rikkę, tylko na swoją bezradność. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co mam zrobić.
Dotarłem do linii drzew i oprałem się o jedno z nich. Spojrzałem na swoje ręce, poznaczone delikatną siateczką łusek. Miałem ochotę wyrwać je sobie ze skóry, tak samo jak i skrzydła, które były powodem całego tego nieszczęścia. Musiałem jednak zacisnąć zęby i czekać.
***
Levy
- Uspokój się. Źle mnie zrozumiałeś. - również wstała, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Ja już nic nie rozumiem! Nie głoś mi tu żadnych kazań, bo to nie pomaga.
Odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem w strony lasu, drżąc na całym ciele, ale tym razem nie ze strachu, ale ze wściekłości. Byłem zły nie na Rikkę, tylko na swoją bezradność. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co mam zrobić.
Dotarłem do linii drzew i oprałem się o jedno z nich. Spojrzałem na swoje ręce, poznaczone delikatną siateczką łusek. Miałem ochotę wyrwać je sobie ze skóry, tak samo jak i skrzydła, które były powodem całego tego nieszczęścia. Musiałem jednak zacisnąć zęby i czekać.
***
Levy
Przed oczami mignęły mi włosy koloru ognia, tańczące na wietrze jak dzikie płomienie. Jednak nie dane było mi przyjrzeć się ich właścicielowi, bo dosięgła mnie jego silna pięść. Dostałam idealnego sierpowego, który powalił mnie na kolana. Podniosłam dłoń do ust, leciała mi krew z przeciętej wargi. Jednak bardziej przejęłam się tym, że mój napastnik zbliża się do mnie.
Obraz przed moimi oczami był z lekka zamazany, mimo to podniosłam się i stanęłam na drżących nogach. Mogłam przyjrzeć się czerwonowłosemu. Jego oczy również płonęły czerwienią, były lekko przymrużone, przez co sprawiał wrażenie groźniejszego. Rysy twarzy były ostre, musiałam stwierdzić, że zaliczał się do przystojnych mężczyzn, ale w ten niebezpieczny sposób. Był znacznie wyższy ode mnie, niemalże wzrostu Gajeella, jednak nie dorównywał mu w budowie ciała. To mu w niczym nie umniejszało.
Stylizował się na niegrzecznego chłopca, miał na sobie wytarte, trzymające się nisko na biodrach dżinsy i czarną, skórzaną kamizelkę, narzuconą na zwykłą białą bluzkę. Najbardziej w oczy rzucał się czerwony tatuaż smoka na umięśnionym ramieniu.
Spoglądał na mnie z wyraźnym ostrzeżeniem w oczach, jakby chciał mi powiedzieć, żebym nawet nie próbowała uciekać. Nie zamierzałam tego robić, postanowiłam, że stawię mu czoła i tym razem nie będę ofiarą, głupiutką panienką w opałach.
Obraz przed moimi oczami był z lekka zamazany, mimo to podniosłam się i stanęłam na drżących nogach. Mogłam przyjrzeć się czerwonowłosemu. Jego oczy również płonęły czerwienią, były lekko przymrużone, przez co sprawiał wrażenie groźniejszego. Rysy twarzy były ostre, musiałam stwierdzić, że zaliczał się do przystojnych mężczyzn, ale w ten niebezpieczny sposób. Był znacznie wyższy ode mnie, niemalże wzrostu Gajeella, jednak nie dorównywał mu w budowie ciała. To mu w niczym nie umniejszało.
Stylizował się na niegrzecznego chłopca, miał na sobie wytarte, trzymające się nisko na biodrach dżinsy i czarną, skórzaną kamizelkę, narzuconą na zwykłą białą bluzkę. Najbardziej w oczy rzucał się czerwony tatuaż smoka na umięśnionym ramieniu.
Spoglądał na mnie z wyraźnym ostrzeżeniem w oczach, jakby chciał mi powiedzieć, żebym nawet nie próbowała uciekać. Nie zamierzałam tego robić, postanowiłam, że stawię mu czoła i tym razem nie będę ofiarą, głupiutką panienką w opałach.
Wyciągnęłam przed siebie rękę, z zamiarem wykorzystania swoich zdolności w razie potrzeby. Spojrzałam na niego hardo, chcąc pokazać mu, że się nie boję. Był zaledwie trzy kroki przede mną, i kiedy myślałam, że zaatakuję, zatrzymał się i lekko zachrypniętym głosem powiedział:
- Czuję od ciebie smoka i człowieka. Jestem ciekawy...
Przerwałam mu:
- Jak masz jakie pytania to normalnie spytaj, a nie rzucasz się z pięściami. Mama cię nie uczyła, że kobiet się nie biję? A może jesteś nadpobudliwy ?
- Ha, odważna jesteś - uśmiechnął się nonszalancko - Jesteś obca na moim terytorium, więc miałem prawo się na ciebie rzucić. Ale najbardziej dziwni mnie, że smok, którym śmierdzisz na kilometr, został znaleziony na plaży. Martwy. Masz mi coś dopowiedzenia na ten temat ?
Uśmiechał się złośliwie, jakby tylko czekał na moment, w którym będzie mógł mnie zabić. Nie dałam się zastraszyć, odbiłam pałeczkę :
- Metalicana całkowicie sobie na to zasłużył - prychnęłam.
Zrobił wielkie oczy, już nie wydawał się taki straszny. Wyglądał na zagubionego, nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ja sama byłam zdziwiona swoimi słowami i pewnością siebie, jaką zyskałam w tak krótkim czasie. Jak bardzo człowiek może się zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń ?Czułam, że mogę zrobić o wiele więcej, niż parę tygodni temu.
- Znałaś Metalicanę? Ty go zabiłaś ? - spytał osłupiały
- Tak, znałam. Jednak to była bardzo krótka znajomość - tym razem to na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Kim jesteś?
- Człowiekiem.
- Nie, to niemożliwie. Nawet ja nie dałem rady Metalicanie w czasie naszego pojedynku. - był coraz bardziej zdezorientowany. - A przecież jestem smokiem...
- Smokiem ?
Jak to, pomyślałam, kolejny przypadek zaklęcie smoka w człowieka, czy to nie dziwne?
- Miałaś do czynienie ze smokiem i nie wiesz, że niektórzy z nas mogą zmieniać się w człowieka ? Coś mi tu nie pasuje.
- Przyznam się, że Metalicana to jedyny smok jakie widziałam, więc nie mogę wiedzieć takich rzeczy.
- Czuję od ciebie smoka i człowieka. Jestem ciekawy...
Przerwałam mu:
- Jak masz jakie pytania to normalnie spytaj, a nie rzucasz się z pięściami. Mama cię nie uczyła, że kobiet się nie biję? A może jesteś nadpobudliwy ?
- Ha, odważna jesteś - uśmiechnął się nonszalancko - Jesteś obca na moim terytorium, więc miałem prawo się na ciebie rzucić. Ale najbardziej dziwni mnie, że smok, którym śmierdzisz na kilometr, został znaleziony na plaży. Martwy. Masz mi coś dopowiedzenia na ten temat ?
Uśmiechał się złośliwie, jakby tylko czekał na moment, w którym będzie mógł mnie zabić. Nie dałam się zastraszyć, odbiłam pałeczkę :
- Metalicana całkowicie sobie na to zasłużył - prychnęłam.
Zrobił wielkie oczy, już nie wydawał się taki straszny. Wyglądał na zagubionego, nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ja sama byłam zdziwiona swoimi słowami i pewnością siebie, jaką zyskałam w tak krótkim czasie. Jak bardzo człowiek może się zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń ?Czułam, że mogę zrobić o wiele więcej, niż parę tygodni temu.
- Znałaś Metalicanę? Ty go zabiłaś ? - spytał osłupiały
- Tak, znałam. Jednak to była bardzo krótka znajomość - tym razem to na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Kim jesteś?
- Człowiekiem.
- Nie, to niemożliwie. Nawet ja nie dałem rady Metalicanie w czasie naszego pojedynku. - był coraz bardziej zdezorientowany. - A przecież jestem smokiem...
- Smokiem ?
Jak to, pomyślałam, kolejny przypadek zaklęcie smoka w człowieka, czy to nie dziwne?
- Miałaś do czynienie ze smokiem i nie wiesz, że niektórzy z nas mogą zmieniać się w człowieka ? Coś mi tu nie pasuje.
- Przyznam się, że Metalicana to jedyny smok jakie widziałam, więc nie mogę wiedzieć takich rzeczy.
- Ehh, nie powinnaś tu być. Nie mam nic do ludzi, ale to nie jest twoje miejsce. - odwrócił się. - Odejdź stąd, a nic ci nie zrobię.
Naprawdę tego nie przewidziałam. Czyżbym miała do czynienia z wariatem? A może to ja już totalnie zgłupiałam? Przed chwilą wyglądał na kogoś, kto chętnie wysłałby mnie na tamten świat. Był to całkowity zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
- Czekaj! - spojrzał na mnie przez ramię - A co z Metalicaną ?
Naprawdę tego nie przewidziałam. Czyżbym miała do czynienia z wariatem? A może to ja już totalnie zgłupiałam? Przed chwilą wyglądał na kogoś, kto chętnie wysłałby mnie na tamten świat. Był to całkowity zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.
- Czekaj! - spojrzał na mnie przez ramię - A co z Metalicaną ?
Gdybym była mądrzejsza, to nie odezwałam bym się i pozwoliła mu odejść. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i nie utrzymałam języka za zębami. Wtedy dokładnie zrozumiałam powiedzenie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Nie wiem, jakim cudem dałaś radę Metalicanie. Ale cieszę się z takiego obrotu spraw. Sam chciałem go zabić, ale byłem zbyt słaby. W jakiś sposób jestem ci wdzięczny. - ruszył do lasu.
W głowie miałam totalny chaos, wszystko się pogmatwało i nie widziałam lepszego wyjścia, jak pobiec za tym nieznajomym, aby się wszystkiego dowiedzieć. Być może to będzie pomocne dla mnie w wykonaniu misji.
- Czekaj, czekaj! - złapałam go za ramię - Proszę wyjaśnił mi tę sprawę.
Spojrzał na mnie niepewnie, wtedy ujrzałam coś w jego oczach - prawdziwą twarz. Z młodniał w moich oczach i przede mną stanął, skrzywdzony, strasznie smutny chłopak. Przez chwilę miałam ochotę go pocieszyć, ale coś czułam, że to by nie pomogło, tylko pogorszyło jego stan. Nie potrzebował współczucia ani litości, to najgorsze, co miałby dostać.
- Usiądźmy - skinął na miejsce pod drzewem, którego gałęzie zwisały nisko przy ziemi.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Jeszcze przed chwilą, pewnie żadne z nas sobie nie wyobrażało takiej sytuacji. Byłam całkowicie spokojna, nie bałam się.
- Może najpierw powiem jak mam na imię? Jestem Hono A Ty?
- Levy.
- Levy-chan...Może zacznę od tego, że nigdy nie miałem dobrych stosunków z Metalicaną. Często bywało tak, że w czymś się nie zgadzaliśmy. Dochodziło do bójek między nami, jednak zawsze uspokajał nas mój starszy brat. Inaczej już dawno byśmy się pozabijali. Dobra... może przejdę do rzeczy. Kiedyś parę smoków wyruszyło do świata ludzi, zapewne o tym słyszałaś. Każdy z nich, wśród nich byłem ja, wychował człowieka, jak własne smocze dziecko. Z dnia na dzień, mieli oni coraz więcej smoczych cech. Dzięki temu zyskali wielką siłę do walki ze złem ich świata i naszego, bo i tu istnieje podział na dobre i złe smoki. Zostali nazwani Smoczymi Zabójcami. Czyż to nie paradoks? Smok wychowuje zabójce jego gatunku - zaśmiał się cicho - Kochaliśmy tych ludzi, prawdziwie i szczerze. Jednak zauważyliśmy, że może dojść do ich całkowitej przemiany w smoki, dlatego zniknęliśmy, bez uprzedzenia. Tak było lepiej, przynajmniej tak nam się wydawało. Nasze dzieci szukały nas uparcie, czasami z daleka obserwowaliśmy ich zmagania. Ten widok łamał serce, mimo to nie mogliśmy złamać obietnicy. Mieli mieć normalne życie... - głos Hono załamał się, coś czułam, że dochodzi do najgorszej części tej historii - Mój syn Jazon, był najstarszy z nich i najsprytniejszy. Wiedział jak tropić smoki, szukał śladów aury. - użył słowa "był", czyżby umarł...? - Na swoje nieszczęście znalazł wyspę i przejście do Krainy Smoków. Tak bardzo cieszył się, że znalazł mnie po ciężkich trzech latach. Niestety, gdy mnie znalazł nie byłem sam, był przy mnie Metalicana - gdy wypowiadał imię smoczego ojca Gajeella w jego rozpalał się ogień gniewu - Jazon chciał do mnie podbiec... nie zdążył. Metalicana rzucił się na jego i rozszarpał na drobne kawałki. Stałem jak osłupiały, nie docierało do mnie, że w ziemię wsiąka krew mojego syna, a wokół leżą jego szczątki... Dopiero jak ten ... morderca do mnie podszedł, otrząsnąłem się. Doszło do walki między nami, poważniejszej niż wcześniej. Krzyczałem, pytałem się, dlaczego to zrobił. On tylko spokojnie odparł, że " Nikt nie może dowiedzieć się o naszym świecie, był dla nas zagrożeniem".
Hono zamknął oczy, widziałam ból wyraźnie wyrysowany na jego twarzy. Pewnie znów oczyma wyobraźni widział śmierć Jazona. Ręce smoka drżały coraz mocniej, jakby już nie wytrzymywał bólu i musiał go uzewnętrznić, stał się niemal fizyczny. Skoro wręcz rozsypywał się zewnętrznie, to jak czuł się w środku? Nie byłam wstanie sobie tego wyobrazić.
Przesunęłam do niego, na tyle blisko, aby chwycić jedną z tych drżących dłoni. Westchnął głęboko, jakby zwykły dotyk drugiego "człowieka" przyniósł mu ulgę.
Otworzył oczy, smutek, który się w nich skrywał wręcz mnie sparaliżował.Mogłam poczuć jego ból, tęsknotę i żal.
- Chyba teraz rozumiesz, dlaczego cieszy mnie śmierć Metalicany ? - wydusił z siebie - Wiem, że to złe, ale nie potrafię inaczej tego odbierać. Powiedziałem ci wszystko, teraz ty mi zdradź, jak go pokonałaś.
Spojrzałam na niego nie pewnie, czy to było bezpieczne, by zdradzać mu tyle tajemnic? Co jeśli mnie po tym zabije a potem pójdzie po Gajeela?
- Nie bój się. Cokolwiek powiesz, nic ci nie zrobię. Nie jestem taki jak ON... - mówił szczerze, uwierzyłam mu.
- Nie pozbyłam się go sama...
- Nie? Pomógł Ci jakiś inny smok? - spojrzał na mnie z ciekawością.
- Tak naprawdę najważniejszą robotę odwalił jego syn...
- JEGO SYN ?! - szok aż od niego promieniował.
Poczekałam, aż się uspokoi i przyjmie do siebie tę informację. Przeczesał ręką ogniste włosy, spoglądając przy tym w niebo. Odetchnął i znów na mnie spojrzał, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Zostałam porwana ze statku wraz z Gajeell'em...
Opowiedziałam mu, jak nagle spadł na nas wielki smok i porwał w swoje wielkie szpony, odlatując daleko od statku. Wyjaśniłam, jak znaleźliśmy się na wyspie i co chciał uczynić Metalicana. O tym, jak bardzo zależało mu na tym, aby Gajeell stał się pełnym smokiem i jak doszło do pojedynku między nimi, co skończyło się śmiercią smoka, i przemianą mojego ukochanego. Hono słuchał wszystkiego z wyraźnym niedowierzaniem, jednak nie przerywał mi. Doszłam do tego, jak się odłączyliśmy a ja poszłam w poszukiwaniu rozwiązania naszych problemów.
- Jak chcesz go odczarować? - spytał
Tym razem bardziej wahałam się z udzieleniem odpowiedzi.
- Wiem, że masz powody aby mi nie ufać, ale ja znam twojego Gajeella. Pamiętam go, jak był jeszcze dzieckiem i mogę ci pomóc. Zależy mi na tym. Nie mogłem uratować w żaden sposób Jazona, więc daj mi szanse ...
Wyciągnęłam zza koszulki kryształ, który miałam włożyć w płomienie na Górze Przodków. Po jego twarzy było widać, że od razu zrozumiał.
- Pomaga wam Rikka, prawda?
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Czy miałam to wszystko wypisane na twarzy? Czy tak łatwo czytać z mojej twarzy?
- Znam Rikkę, tylko ona mogłaby pomóc w tak trudnej sytuacji. Nigdy jej nie potępiałem, za to co zrobiła... Często ją odwiedzam, od czasu, gdy straciłem Jazona była dla mnie wielkim wsparciem. Prawda jest taka, że od tej tragedii stałem się samotnikiem, i nawet obecność Igneel'a mi nie pomagała...
- Powiedziałeś IGNEEL'A ?! - wykrzyczałam imię ojca Natsu z podekscytowaniem.
- Tak, to mój starszy brat, a co ? - był zdezorientowany moim wybuchem.
- Znam jego syna ! Natsu Dragoneel jest naszym przyjacielem, może pamiętasz także Wendy ?
- Ożeż ty... nasze spotkanie nie jest zbiegiem okoliczności. Tak miało być... W końcu mam po co żyć, mogę ci pomóc z tym kryształem ! Tylko powiedz mi, co mam zrobić !
Kucnął i jego twarz znalazła się blisko mojej. Patrzył na mnie w wielkim oczekiwaniem, aż rwał się do tego, aby coś zrobić.
Odwzajemniłam jego spojrzenie, przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Ta chwila wystarczyło, abyśmy sobie całkowicie zaufali. Otworzyłam usta i powiedziałam:
- Możesz pomóc mi dostać się na Górę Przodków ?
Wbił we mnie wzrok, w jego oczach było tyle nadziei, jakby słonce wyszło zza chmur. Jednak przez tą nadzieję przebiło się coś jeszcze mocniejszego. Determinacja. Wyciągnął do mnie rękę z szerokim uśmiechem, który odgonił wcześniejszy smutek. Opowiedziałam mu tym samym, i bez żadnego wahania uścisnęłam mu rękę.
- Co powiesz na to, abyśmy zostali sojusznikami ? - spytał z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Jestem jak najbardziej za !
- Nie wiem, jakim cudem dałaś radę Metalicanie. Ale cieszę się z takiego obrotu spraw. Sam chciałem go zabić, ale byłem zbyt słaby. W jakiś sposób jestem ci wdzięczny. - ruszył do lasu.
W głowie miałam totalny chaos, wszystko się pogmatwało i nie widziałam lepszego wyjścia, jak pobiec za tym nieznajomym, aby się wszystkiego dowiedzieć. Być może to będzie pomocne dla mnie w wykonaniu misji.
- Czekaj, czekaj! - złapałam go za ramię - Proszę wyjaśnił mi tę sprawę.
Spojrzał na mnie niepewnie, wtedy ujrzałam coś w jego oczach - prawdziwą twarz. Z młodniał w moich oczach i przede mną stanął, skrzywdzony, strasznie smutny chłopak. Przez chwilę miałam ochotę go pocieszyć, ale coś czułam, że to by nie pomogło, tylko pogorszyło jego stan. Nie potrzebował współczucia ani litości, to najgorsze, co miałby dostać.
- Usiądźmy - skinął na miejsce pod drzewem, którego gałęzie zwisały nisko przy ziemi.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Jeszcze przed chwilą, pewnie żadne z nas sobie nie wyobrażało takiej sytuacji. Byłam całkowicie spokojna, nie bałam się.
- Może najpierw powiem jak mam na imię? Jestem Hono A Ty?
- Levy.
- Levy-chan...Może zacznę od tego, że nigdy nie miałem dobrych stosunków z Metalicaną. Często bywało tak, że w czymś się nie zgadzaliśmy. Dochodziło do bójek między nami, jednak zawsze uspokajał nas mój starszy brat. Inaczej już dawno byśmy się pozabijali. Dobra... może przejdę do rzeczy. Kiedyś parę smoków wyruszyło do świata ludzi, zapewne o tym słyszałaś. Każdy z nich, wśród nich byłem ja, wychował człowieka, jak własne smocze dziecko. Z dnia na dzień, mieli oni coraz więcej smoczych cech. Dzięki temu zyskali wielką siłę do walki ze złem ich świata i naszego, bo i tu istnieje podział na dobre i złe smoki. Zostali nazwani Smoczymi Zabójcami. Czyż to nie paradoks? Smok wychowuje zabójce jego gatunku - zaśmiał się cicho - Kochaliśmy tych ludzi, prawdziwie i szczerze. Jednak zauważyliśmy, że może dojść do ich całkowitej przemiany w smoki, dlatego zniknęliśmy, bez uprzedzenia. Tak było lepiej, przynajmniej tak nam się wydawało. Nasze dzieci szukały nas uparcie, czasami z daleka obserwowaliśmy ich zmagania. Ten widok łamał serce, mimo to nie mogliśmy złamać obietnicy. Mieli mieć normalne życie... - głos Hono załamał się, coś czułam, że dochodzi do najgorszej części tej historii - Mój syn Jazon, był najstarszy z nich i najsprytniejszy. Wiedział jak tropić smoki, szukał śladów aury. - użył słowa "był", czyżby umarł...? - Na swoje nieszczęście znalazł wyspę i przejście do Krainy Smoków. Tak bardzo cieszył się, że znalazł mnie po ciężkich trzech latach. Niestety, gdy mnie znalazł nie byłem sam, był przy mnie Metalicana - gdy wypowiadał imię smoczego ojca Gajeella w jego rozpalał się ogień gniewu - Jazon chciał do mnie podbiec... nie zdążył. Metalicana rzucił się na jego i rozszarpał na drobne kawałki. Stałem jak osłupiały, nie docierało do mnie, że w ziemię wsiąka krew mojego syna, a wokół leżą jego szczątki... Dopiero jak ten ... morderca do mnie podszedł, otrząsnąłem się. Doszło do walki między nami, poważniejszej niż wcześniej. Krzyczałem, pytałem się, dlaczego to zrobił. On tylko spokojnie odparł, że " Nikt nie może dowiedzieć się o naszym świecie, był dla nas zagrożeniem".
Hono zamknął oczy, widziałam ból wyraźnie wyrysowany na jego twarzy. Pewnie znów oczyma wyobraźni widział śmierć Jazona. Ręce smoka drżały coraz mocniej, jakby już nie wytrzymywał bólu i musiał go uzewnętrznić, stał się niemal fizyczny. Skoro wręcz rozsypywał się zewnętrznie, to jak czuł się w środku? Nie byłam wstanie sobie tego wyobrazić.
Przesunęłam do niego, na tyle blisko, aby chwycić jedną z tych drżących dłoni. Westchnął głęboko, jakby zwykły dotyk drugiego "człowieka" przyniósł mu ulgę.
Otworzył oczy, smutek, który się w nich skrywał wręcz mnie sparaliżował.Mogłam poczuć jego ból, tęsknotę i żal.
- Chyba teraz rozumiesz, dlaczego cieszy mnie śmierć Metalicany ? - wydusił z siebie - Wiem, że to złe, ale nie potrafię inaczej tego odbierać. Powiedziałem ci wszystko, teraz ty mi zdradź, jak go pokonałaś.
Spojrzałam na niego nie pewnie, czy to było bezpieczne, by zdradzać mu tyle tajemnic? Co jeśli mnie po tym zabije a potem pójdzie po Gajeela?
- Nie bój się. Cokolwiek powiesz, nic ci nie zrobię. Nie jestem taki jak ON... - mówił szczerze, uwierzyłam mu.
- Nie pozbyłam się go sama...
- Nie? Pomógł Ci jakiś inny smok? - spojrzał na mnie z ciekawością.
- Tak naprawdę najważniejszą robotę odwalił jego syn...
- JEGO SYN ?! - szok aż od niego promieniował.
Poczekałam, aż się uspokoi i przyjmie do siebie tę informację. Przeczesał ręką ogniste włosy, spoglądając przy tym w niebo. Odetchnął i znów na mnie spojrzał, czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Zostałam porwana ze statku wraz z Gajeell'em...
Opowiedziałam mu, jak nagle spadł na nas wielki smok i porwał w swoje wielkie szpony, odlatując daleko od statku. Wyjaśniłam, jak znaleźliśmy się na wyspie i co chciał uczynić Metalicana. O tym, jak bardzo zależało mu na tym, aby Gajeell stał się pełnym smokiem i jak doszło do pojedynku między nimi, co skończyło się śmiercią smoka, i przemianą mojego ukochanego. Hono słuchał wszystkiego z wyraźnym niedowierzaniem, jednak nie przerywał mi. Doszłam do tego, jak się odłączyliśmy a ja poszłam w poszukiwaniu rozwiązania naszych problemów.
- Jak chcesz go odczarować? - spytał
Tym razem bardziej wahałam się z udzieleniem odpowiedzi.
- Wiem, że masz powody aby mi nie ufać, ale ja znam twojego Gajeella. Pamiętam go, jak był jeszcze dzieckiem i mogę ci pomóc. Zależy mi na tym. Nie mogłem uratować w żaden sposób Jazona, więc daj mi szanse ...
Wyciągnęłam zza koszulki kryształ, który miałam włożyć w płomienie na Górze Przodków. Po jego twarzy było widać, że od razu zrozumiał.
- Pomaga wam Rikka, prawda?
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Czy miałam to wszystko wypisane na twarzy? Czy tak łatwo czytać z mojej twarzy?
- Znam Rikkę, tylko ona mogłaby pomóc w tak trudnej sytuacji. Nigdy jej nie potępiałem, za to co zrobiła... Często ją odwiedzam, od czasu, gdy straciłem Jazona była dla mnie wielkim wsparciem. Prawda jest taka, że od tej tragedii stałem się samotnikiem, i nawet obecność Igneel'a mi nie pomagała...
- Powiedziałeś IGNEEL'A ?! - wykrzyczałam imię ojca Natsu z podekscytowaniem.
- Tak, to mój starszy brat, a co ? - był zdezorientowany moim wybuchem.
- Znam jego syna ! Natsu Dragoneel jest naszym przyjacielem, może pamiętasz także Wendy ?
- Ożeż ty... nasze spotkanie nie jest zbiegiem okoliczności. Tak miało być... W końcu mam po co żyć, mogę ci pomóc z tym kryształem ! Tylko powiedz mi, co mam zrobić !
Kucnął i jego twarz znalazła się blisko mojej. Patrzył na mnie w wielkim oczekiwaniem, aż rwał się do tego, aby coś zrobić.
Odwzajemniłam jego spojrzenie, przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Ta chwila wystarczyło, abyśmy sobie całkowicie zaufali. Otworzyłam usta i powiedziałam:
- Możesz pomóc mi dostać się na Górę Przodków ?
Wbił we mnie wzrok, w jego oczach było tyle nadziei, jakby słonce wyszło zza chmur. Jednak przez tą nadzieję przebiło się coś jeszcze mocniejszego. Determinacja. Wyciągnął do mnie rękę z szerokim uśmiechem, który odgonił wcześniejszy smutek. Opowiedziałam mu tym samym, i bez żadnego wahania uścisnęłam mu rękę.
- Co powiesz na to, abyśmy zostali sojusznikami ? - spytał z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Jestem jak najbardziej za !